Przyszło kilka osób (3 września), ale szukają kontaktu z innymi klientami: - Takimi, którym bank też wcisnął ryzykowne produkty wiedząc, że nic nie zarobią.
Klienci zażądali wyjaśnień. Muszą jednak na nie poczekać, ponieważ menedżerka przyznała się, że pracuje od niedawna i nie zna sprawy.
"Jaki Szmaragd? Ściema"
- Skoro bank twierdzi, że nie mamy dowodów i świadków na to, że zostaliśmy oszukani, więc my, poszkodowani, chcemy być dla siebie świadkami - proponował bydgoszczanin Patryk Pawlak. - Wciśnięto mi polisolokatę "Szmaragd". Myślałem, że to zwykła lokata, tak mnie zapewniano, tymczasem sprzedano dłu ryzykowny produkt. Gdy zrezygnuję, stracę 4 tys. zł.
Dużo więcej w plecy może być (chcący zachować anonimowość) pan Robert. Zainwestował w "Dziesięciokrotkę" - jak dotąd 150 tys. zł: - Od ośmiu lat wpłacam po 500 zł miesięcznie i dopiero po czasie dowiedziałem się, na czym to właściwie polega. Chciałem zarobić i spłacić szybciej kredyt na mieszkanie. Doradca obiecywał, że uda się w 2018 roku, a jak jest? Mogę więcej stracić niż zyskać. Mina!
- Polecano mi polisolokatę "Światowe bogactwo", a - gdybym teraz zrezygnował - z wpłaconych 120 tys. zł odzyskałbym co najwyżej 80 tys. zł - denerwował się pan Andrzej J. (nazwisko znane redakcji).
Przypomnijmy, polisolokaty były przedstawiane jako alternatywa dla bezpiecznych lokat bankowych. Wyposażenie ich w element ochrony ubezpieczeniowej określano jako ich dodatkowy atut. Rozkwit i agresywna sprzedaż produktów przypadały na lata 2009-2012. Dziś wielu klientów ma poczucie, że wpadło w pułapkę. Okazuje się bowiem, że z pozoru bezpieczny produkt przynosi straty, a opłaty likwidacyjne blokują możliwość wycofania się z podpisanej umowy. Nadzieję na pomoc pokrzywdzonym przyniósł przełomowy, choć na razie wciąż nieprawomocny, wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie. W przedstawionej sprawie dwóch umów o tzw. polisolokaty, podpisanych za pośrednictwem jednej z firm doradztwa finansowego, sąd uznał je za od początku nieważne. Jako istotę problemu wskazano "niewiarygodnie oszukańczą" konstrukcję produktu.
W zaciszach gabinetów podpisywane są ugody
- Wiemy o tym wyroku, a dlaczego bank ignoruje nas i odrzuca reklamacje? Dlaczego nie rozliczył pracowników, których większość już w nim nie pracuje? Zabrali swoje prowizję i nagle zniknęli? W bankach są liczne kamery. Naprawdę nie można odtworzyć, co się wtedy działo? Ponadto teraz, w zaciszach gabinetów, podpisywane są ugody z właścicielami polisolokat, którym bank po cichu oddaje 80-90 proc. wartości inwestycji, ale pod groźbą nawet 100 tys. zł kary, jeśli te informacje zostaną upublicznione. To jest w porządku? - pyta Patryk Pawlak. - Proszę pokrzywdzonych, by pisali do mnie na [email protected].
Wojciech Sury, rzecznik Getin Noble Banku twierdzi zaś, że klienci byli informowani, iż dany produkt nie jest lokatą bankową i o zasadach ochrony kapitału, ryzykach oraz opłatach i warunkach wycofania pieniędzy przed końcem umowy: - Każda reklamacja rozpatrywana jest indywidualnie. Często zdarza się, że bank zawiera ugody, choć nie stwierdził nieprawidłowości w procesie sprzedaży. Z uwagi na indywidualny charakter ustaleń ich treści, zostały wprowadzone klauzule gwarantujące poufność. To normalna praktyka rynkowa mająca na celu zabezpieczenie tajemnicy przedsiębiorstwa.
