https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Politolog: - Nie dopuszczam myśli, że z powodu Putina zwariowało 90 procent rosyjskiego społeczeństwa. To niemożliwe!

Adam Willma [email protected]
Ton w debacie o ukraińskim konflikcie narzucają media, a nie analitycy, którzy też zresztą ulegają emocjom - uważa profesor
Ton w debacie o ukraińskim konflikcie narzucają media, a nie analitycy, którzy też zresztą ulegają emocjom - uważa profesor nadesłane
- Na Ukrainie mamy do czynienia przede wszystkim z tragedią humanitarną, spowodowaną wojną domową i różnymi przejawami interwencji zewnętrznej - uważa prof. Stanisław Bieleń, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego

Nie boi się pan Rosji Putina?
Dzisiejszy świat jest pełen lęków, uprzedzeń i stereotypów, nie tylko w naszej częściej globu. Ludzie boją się nie tylko agresywnych potęg, ale i ataków sił ekstremistycznych, zwłaszcza terrorystów spod znaku różnych fundamendalizmów. Strach nie jest dobrym doradcą, paraliżuje racjonalne myślenie i utrudnia postrzeganie międzynarodowe. Z niepokojem dostrzegam, że Polacy boją się Rosji i zaczynają ulegać syndromowi myślenia grupowego, którego symptomem jest widzenie świata w tonacji czarno-białej, dokonywanie uproszczeń i stawianie spraw na zasadzie "albo my, albo oni".

Nie widzi pan analogii między metodami stosowanymi przez Rosję na Ukrainie a polityką prowadzoną przez b. ZSRR?
To są proste analogie podsuwane przez dziennikarzy i część świata polityki. Obie te grupy - mam wrażenie - są zainteresowane nakręcaniem negatywnych emocji i histerii wojennej.
W czasie kryzysów międzynarodowych rzadko sięga się do zobiektywizowanej wiedzy i racjonalnej analizy, bo lepiej sprzedają się analogie i paralele, nawet te pozbawione sensu. W moim przekonaniu wszystkie te skojarzenia przywoływane w ostatnich miesiącach, łącznie z porównaniem Putina do Hitlera, świadczą tylko o tym, jak słabo rozumiemy to, co dzieje się na wschodzie Ukrainy.

A co się dzieje?
Mamy do czynienia przede wszystkim z tragedią humanitarną, spowodowaną wojną domową na Ukrainie i różnymi przejawami interwencji zewnętrznej. To oznacza konflikt międzynarodowy, który ma swoje szerokie reperkusje. Równolegle toczy się wojna informacyjna z typowym stygmatyzowaniem i moralnym dezawuowaniem przeciwnika. Proszę wziąć pod uwagę, że po drugiej stronie frontu znajdują się rosyjskojęzyczni obywatele Ukrainy, którym władza ukonstytuowana wskutek zamachu stanu (bo z punktu widzenia prawa tak to wygląda) odmówiła w lutym br. nie tylko głosu, ale w istocie racji bytu. Niechętnie mówi się w Polsce o tym, że władza ukraińska strzelała do własnych obywateli, nazywanych separatystami czy terrorystami tych, którzy upominają się o prawo do samostanowienia. Nie chciano przecież rozmawiać z nimi ani o autonomii wewnętrznej ani o federalizacji, przypisując im niecne intencje Putina. W moim przekonaniu lepiej było rozpocząć rozmowy o decentralizacji Ukrainy niż mordować własnych obywateli. To jest wojna haniebna, która pokazuje, że niczego nie nauczyły nas wydarzenia na Bałkanach z lat 90. ubiegłego stulecia. Jednocześnie jest to wojna, o której wiemy stosunkowo niewiele. Z jednej i drugiej strony mamy dezinformację, do mediów docierają jedynie te informacje, na których stronom zależy, aby docierały do odbiorców. Aktów naruszania prawa międzynarodowego jest na świecie wiele, konfliktów zbrojnych również. Konflikt na Ukrainie nie jest więc zapalnikiem, który spowoduje konflikt globalny. Ma przede wszystkim wymiar regionalny. Większe zagrożenie dla bezpieczeństwa międzynarodowego płyną dzisiaj z Bliskiego i Środkowego Wschodu, a nie z Ukrainy. Polska musi w tym świecie rozmaitych konfliktów nauczyć się funkcjonować i reagować racjonalnie, z myślą o własnych interesach.
"Najpierw Ukraina, później kraje nadbałtyckie, a w końcu Polska". To nierealny scenariusz?
O to należałoby zapytać proroków. Z analizy polityki zagranicznej prowadzonej przez Rosję nie wynika, jakoby była ona zainteresowana ekspansjonizmem terytorialnym i zmierzała do podboju ziem, które utraciła w wyniku rozpadu Związku Radzieckiego, a tym bardziej w dawnym bloku w Europie Środkowej. Wręcz przeciwnie, w ciągu ostatniego ćwierćwiecza Rosja pogodziła się z istnieniem wielu suwerennych państw, w tym Ukrainy. Dziś jednak mamy do czynienia z odwróconą logiką - patrzymy tylko na Rosję, a nie wspominamy o tym, że w ciągu tych dwóch dekad, które minęły od rozpadu ZSRR, Ukraina nie dokonała wewnętrznej konsolidacji, nie osiągnęła stabilności, nie mówiąc o podstawach solidnej gospodarki. Ukraina nie miała też żadnego pomysłu na prowadzenie spójnej i bezkonfliktowej polityki narodowościowej. Obecnie jako demona postrzegamy Rosję i Putina, choć to wydarzenia na Ukrainie sprowokowały Rosję do obrony swoich interesów - wojskowo-strategicznych (bazy na Krymie), etnicznych (ochrona ludności rosyjskojęzycznej) i gospodarczych (choćby szlaków tranzytowych).

W Gruzji również?
A pamięta pan kto rozpoczął konflikt w Gruzji? Nie ma dziś co do tego żadnych wątpliwości, choć oficjalne ustalenia wszelkich badających te wydarzenia komisji jakoś nie zostały wystarczająco nagłośnione w Polsce.

Rosjanie wykorzystali graniczny epizod...
Jeśli epizodem nazywa pan ostrzał artyleryjski miasta Cchinwali... W tym przypadku również pełną odpowiedzialnością za napaść obciążono Rosję.

Dobrego rozwiązania dla Ukrainy nie widać.
To nie znaczy, że go nie ma. Moralna arogancja i brak woli politycznej z jednej strony oraz indolencja intelektualna z drugiej powodują, że nie widzimy takich rozwiązań. Przede wszystkim trzeba zadbać aby kruchy rozejm przekształcił się w trwałe zawieszenie broni. Jak najszybciej trzema rozpocząć demilitaryzację w strefie konfliktu, a nie dozbrajać wojujące strony. Wszyscy oczekuje na inicjat dyplomatyczną "wielkich" tego świata. Niestety, mamy do czynienia z deficytem przywództwa na Zachodzie. A może część polityków po prostu uznała, że zaognienie sytuacji na Ukrainie jest korzystnym rozwiązaniem, tworzącym nowe podziały na geopolitycznej mapie?
Komu miałoby na tym zależeć?
Na przykład Stanom Zjednoczonym. Proszę zauważyć - Ukraina była dotąd państwem buforowym, które było skazane na prowadzenie polityki balansowania pomiędzy Rosją a Zachodem. Przecież to sam Zbigniew Brzeziński sugerował kiedyś, żeby Ukraina przyjęła "wariant fiński", przynajmniej na czas przejściowy. Oznaczałoby to pozytywne układanie się z Rosją, z możliwością stopniowego zbliżania się ku Zachodowi. Bufor w stosunkach międzynarodowych istnieje tak długo, jak długo jest w stanie samodzielnie przeciwważyć wpływy jednej i drugiej strony. Jeśli ulegnie jednej ze stron, druga strona wkracza do akcji, aby odzyskać swoje wpływy. Istotą dramatu ukraińskiego jest to, że zrezygnowała ona z owego "balansowania" między Rosją a Zachodem i zbyt szybko zdecydowała się na stowarzyszenie z Unią Europejską. W tym przyciąganiu Ukrainy na stronę zachodnią niemały udział mają także Stany Zjednoczone. Wbrew oficjalnej propagandzie, obwiniającej Rosję o jej imperialistyczne zapędy, na Ukrainie ścierają się dwa imperializmy, z tym że naszej opinii społecznej bardzo trudno jest zaakceptować także imperializm amerykański. Zachód nie jest tu niestety bez winy. Przypisując sobie role misyjne i wyzwolicielskie, a obwiniając Rosję o ekspansjonizm i rewizję dotychczasowego ładu zapomina o swoich interwencjach, misjach czy operacjach, które często prowadzą do sytuacji kryzysowych i są sprzeczne z prawem międzynarodowym. Irak jest jaskrawym przejawem tej postawy. Obiektywizm nakazuje zastanowienie się nad źródłami istniejącego zamętu po każdej ze stron

Sądzi pan, że Ukraina nie jest w stanie sama sobie poradzić?
Ukraina nie poradziła sobie ani ze starciem militarnym na wschodzie, ani z problemami społecznymi i gospodarczymi. Konflikt militarny przesłania obecnie gigantyczne problemy, które stoją przed tym państwem. Nic więc dziwnego, że Ukraina stara się wciągnąć w ten konflikt jak najwięcej państw, że postawiła na rozwiązania militarne, które w dużym stopniu warunkują wiarygodność władz w Kijowie. Trzeba jednak powiedzieć sobie jasno - ani problemu ukraińskiego, ani innych kwestii w przestrzeni poradzieckiej nie da się rozwiązać bez udziału Rosji. Prędzej czy później trzeba będzie zasiąść z nią do stołu rokowań. Im później to nastąpi, tym gorzej dla samej Ukrainy, gdyż "fakty dokonane" na wschodzie, czyli faktyczne oderwanie od niej Donbasu, będą stanowić twardy punkt wyjścia w negocjacjach. W toczącym się konflikcie zabrakło inicjatywy stron trzecich. Brakło pomysłów ze strony mocarstw europejskich, w tym także Polski, na szybkie przerwanie walk i zapobieżenie dramatom wojny bratobójczej. Trauma po tej tragicznej wojnie przejdzie na kolejne pokolenia. Zdecyduje o nowej tożsamości spornych ziem i zamieszkującej je ludności. Wzajemna wrogość i pamięć o wyrządzonych krzywdach na długo podzieli zamieszkujących tam ludzi. Unia Europejska, która powstała przecież po to, aby nigdy nie doszło do wojny w Europie, nie wykazała wystarczającej determinacji na rzecz pokojowego rozstrzygnięcia tego konfliktu. Eskalowanie sankcji wobec Rosji to środek defensywny. Zabrakło ofensywy dyplomatycznej, a może po prostu naprawdę nikomu od początku nie zależało na pokojowym i szybkim rozwiązaniu tego sporu. Wszelkie argumenty strony rosyjskiej były odrzucane. Także te o konieczności ochrony humanitarnej. Dlaczego Europa pozostawiła tamtejszą ludność w osamotnieniu? Dlaczego państwa zachodnie nie wysyłały własnych konwojów z pomocą humanitarną? Gdzie znajdują się różne organizacje pozarządowe, spieszące w takich sytuacjach z pomocą? Czy mieszkańców Ukrainy wschodniej z góry poświęcono na ołtarzu interesów politycznych?
Czas sprzyja Rosjanom?
Wydaje się, że Rosja jest gotowa do szukania pozytywnego rozwiązania konfliktu na drodze dyplomatycznej. Czas nie sprzyja żadnej ze stron. Na Zachodzie pojawia się coraz więcej wezwań do skończenia tej absurdalnej wojn. Wszyscy są jej ofiarami. Nawet gdy Rosja odzyska kontrolę nad ziemiani tzw. Nowej Rosji, przysporzy jej to nowych kłopotów. Rozwiązaniem jest zakończenie konfrontacji i faktycznej decentralizacji Ukrainy. Nie musi to oznaczać rozpadu państwa, ale daleko idącą autonomizację, która spowoduje, że wschód Ukrainy będzie dysponował określoną samowładnością. Licznych przykładów takich rozwiązań dostarczają inne państwa europejskie, tyle że dochodziły one do nich na drodze "cywilizowanej", a nie poprzez rozlew krwi. Na naszych oczach do demontażu brytyjskiego państwa unitarnego zmierzają Szkoci. Wcześniej pod koniec lat 80. ubiegłego stulecia "dekoncentrację" swojego państwa przeprowadzili Flamandowie i Walonowie w Belgii. Ukraina dawno już powinna przewidzieć taki rozwój zdarzeń, w którym znacząca mniejszość rosyjska upomni się o swoje prawa, korzystając ze wsparcia możnego protektora.

Rosja zrobiła w ostatnich miesiącach wiele, aby obudzić stare lęki. Trudno ją uznać za państwo demokratyczne i wiarygodnego partnera do dialogu.
Brak demokracji w Rosji nie jest powodem, aby traktować to państwo jako wroga w stosunkach międzynarodowych. Na świecie większość państw należących do ONZ (około 2/3) to państwa niedemokratyczne, praktykujące różne formy ustrojów autorytarnych. Demokracja nie jest powszechnym standardem i nie jest też najważniejszą cechą większości rządów. Istotniejsze są rządy prawa, stabilność wewnętrzna i bezpieczeństwo. Na naszych oczach w ostatniej dekadzie w imię demokracji skutecznie rozwalono kilka państw bliskowschodnich, które miały charakter autorytarny. Wobec olbrzymich ofiar istnień ludzkich, będących następstwem wojen domowych, należy zapytać, czy nie lepiej było utrzymać stabilność autorytarnych rządów w Iraku, Libii i Syrii?

Problem w tym, że z Rosją niedemokratyczną, Rosją wyposażoną w broń jądrową graniczymy o miedzę. Nie możemy udawać, że nie ma problemu.
Nie jest rolą Polski ani innych państw regionu ingerowanie w sprawy wewnętrzne Rosji i Rosjan. Oni sami muszą urządzić swoje państwo i przebudować swoje myślenie o świecie. Przy ich determinacji i przywiązaniu do swojej "unikalnej cywilizacji" nikt nie jest w stanie narzucić im z zewnątrz wzorów ustrojowych. Mesjanistyczno-prometejskie idee, które wypisujemy na sztandarach, okazują się nieskuteczne. Absurdem jest przypisywanie sobie moralnego prawa do określania, kto ma rządzić Rosją, do jakiej "polityki historycznej" mają prawo Rosjanie i jakie interesy narodowe mogą realizować w środowisku międzynarodowym. Państwom zachodnim, w tym Polsce, powinno zależeć na tym, aby Rosja była państwem stabilnym i zamożnym, a zatem pokojowym i bezpiecznym. Wówczas z jej strony nie będzie takich zagrożeń, o których ciągle przypominają Polacy. Przyjdzie w końcu taki czas, że w większości stolic zachodnich górę weźmie przekonanie, iż lepsza dla Europy i świata jest Rosja "oswojona" i traktowana po partnersku niż izolowana i ciągle piętnowana.
My możemy wyrwać się poza te schematy, ale obraz, który przedstawiają niemal bez wyjątku rosyjskie media - musi nas niepokoić.
Po obu stronach barykady złowrogi ton w debacie o ukraińskim konflikcie narzucają media, a nie analitycy, którzy też zresztą ulegają emocjom. I to mnie napawa strachem. Rozlała się fala histerycznych komentarzy, które przeciętnemu zjadaczowi chleba bynajmniej nie ułatwiają zrozumienia istoty zaistniałej sytuacji. Nie ma żadnych racjonalnych podstaw, które wskazywałyby na plany agresji rosyjskiej wobec państw NATO. Rosjanie nie są głupcami i dokładnie wiedzą, z kim mają do czynienia. A mają do czynienia z najpotężniejszym paktem militarnym na ziemi, który działa w oparciu o artykuł 5., zakładający mechanizm pomocy wzajemnej, łącznie z użyciem sił zbrojny w razie agresji na któregokolwiek z jego uczestników.
Dziwi mnie to, że przy naszym bezkrytycznym poparciu dla Ukrainy nie zwracamy uwagi, kto obecnie sprawuje władzę na Ukrainie. Nie interesuje nas, czy ta władza rzeczywiście stała się demokratyczna, udajemy że nie widzimy skrajnych nacjonalistów wśród głównych postaci ukraińskiego establishmentu. Bezwarunkowe popieranie Ukrainy niesie ze sobą akceptację dla każdego rządu, który się tam wykluje, a wykluwają się nastroje silnie antypolskie, rewizjonistyczne. Tymczasem w polskich rozmowach na temat Ukrainy obowiązuje jedna, urzędowa prawda. Nie widzę żadnych sondaży dotyczących stosunku Polaków do wydarzeń na Ukrainie, nie słyszę nic o wynikach śledztwa w sprawie snajperów na Majdanie, zniknęła z mediów sprawa zestrzelenia malezyjskiego samolotu. Dlaczego? Bo mogą zburzyć naszą wizję prawdy?

Jakie konsekwencje mogłoby mieć zaangażowanie NATO w konflikt na Ukrainie?
NATO jest sojuszem obronnym i zgodnie ze swoim statutem nie może być organizacją interwencyjną. Ze zgrozą przysłuchuję się polskim pomysłom, aby Sojusz wkroczył na Ukrainę. Gdyby tak się stało, NATO stałoby się paktem ofensywnym i automatycznie stałoby się stroną konfliktu. O konsekwencjach wolę nie myśleć.

Rosja może na dłuższą metę nie wytrzymać gospodarczo konfliktu oraz kosztów wspierania przyłączonych terenów. To oznaczałoby odsunięcie Putina od władzy i możliwość jej objęcia przez ludzi zupełnie nieprzewidywalnych.
Dzisiejszy świat jest systemem naczyń połączonych. Sankcje, które mają zaszkodzić gospodarce rosyjskiej, odbijają się na całej Eurpie. Rosja ma z pewnością poważne problemy, ale Putin cieszy się ogromnym poparciem społeczeństwa rosyjskiego, które zachowuje się racjonalnie. Nie dopuszczam myśli, że z jego powodu zwariowało 90 proc. obywateli. Bez wątpienia musi jednak w Rosji dojść do przewartościowania dotychczasowej polityki, zbilansowania jej skutków i określenia perspektyw działania. Na to Rosja potrzebuje czasu. System demokratyczny na Zachodzie kształtował się kilkaset lat, nie wymagajmy więc od Rosji ukształtowania podobnego systemu w dwie dekady. W ciągu ośmiu wieków w Rosji, za wyjątkiem krótkotrwałych epizodów, nie było demokracji. Rządy autokratyczne wymuszał charakter tego kraju i zagrożenia, z którymi Rosja się zmagała. Autokracja w rosyjskim wydaniu okazała się w sumie bardzo skutecznym systemem sprawowania rządów - Rosjanie zbudowali wielką potęgę, zawojowali szóstą część ziemi. Dlaczego więc dziwimy się ich zaufaniu do państwa rządzonego silną ręką? Postarajmy się Rosję zrozumieć i nie odmawiajmy jej rozumu. I rozmawiajmy z Rosją taką, jaka jest.

Czytaj e-wydanie »

Komentarze 32

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

N
Nina
Prezydent Poroszenko ze złodziejskiej dynastii?
 
Członkowie tej rodziny nie lubią wspominać lat 80-tych ubiegłego wieku – i to nie dlatego, że Piotr Poroszenko, studiujący wówczas  na Wydziale Stosunków i Prawa Międzynarodowego na Państwowym Uniwersytecie w Kijowie, był marnym studentem.
 
W roku 1956 Aleksiej Walcman, ojciec Poroszenki, ożenił się z Eugenią Siergiejewną Poroszenko i przyjął jej nazwisko, co samo w sobie nie jest żadną zbrodnią, ale wyraźnie coś o nim mówi.
 
Nie jest tajemnicą, że w latach 80-tych rozkwitły kradzieże własności państwowej w ZSRR. Aleksiej Walcman-Poroszenko stał się wówczas znany ze swej pomysłowości i przedsiębiorczości oraz umiejętności dotarcia do właściwych organów. 11 czerwca 1986 A.I. Walcman, ukraiński obywatel ZSRR, wyrzucony z partii za machloje i kradzieże, z wyższym wykształceniem, będący od 26 września 1977 do 9 grudnia 1983 roku dyrektorem naukowo-badawczego zakładu naprawczego, został aresztowany i przesłuchany w oczekiwaniu na proces.
 
Oskarżenie dotyczyło art. 155, 123, 184 część 1, art. 220 część 2, art. 227 część 1 Kodeksu Karnego RFSRR i MSSR. Chodziło o fałszowanie statystyk i sprawozdań, kradzieże własności państwowej, nielegalne nabycie nieruchomości oraz nielegalne posiadanie broni. Z ciekawszych fragmentów jego działalności warto też wymienić kupno kradzionego spirytusu i rozcieńczanie go wodą. W ten sposób stworzył niewielką firmę produkującą wódkę.
 
Wyrok był łagodny: pięć lat w karnym obozie pracy, konfiskata mienia, pięcioletni zakaz piastowania wyższych stanowisk.
 
Syn Aleksieja Walcmana, Piotr Poroszenko, poszedł śladami ojca, lecz czasy były już inne; dzięki nim mógł rozkwitnąć w niepodległej Ukrainie niczym pleśń na bochenku chleba. Kradł wszystko, co mu wpadło w ręce. Nie było dla niego nic świętego. Odezwały się w nim wiadome geny.
_
Na podstawie zapisków Siergieja Kotwickiego.

 

o
ori

Ks. Isakowicz Zaleski: Banderowcy w nowym rządzie 05-03-2014, 10:54

Przyznanie nacjonalistom ważnych stanowisk państwowych niczego Ukrainie dobrego nie wróży.

Ci co chcieli Ukrainę sowiecką zastąpić banderowską mogą mieć satysfakcję, bo wśród nowych ministrów ukraińskich znalazło się kilku czcicieli UPA. Pierwszy z nich to Arsenij Jaceniuk, premier. Jako prezes Fundacji Open Ukraine realizował on program „Wspólna historia – wspólna przyszłość”, w ramach którego we wschodniej Ukrainie promował UPA. Drugi z nich to Ołeksander Sycz, wicepremier, rodem z Wołynia. Jako historyk zajmuje się badaniami nad życiem Stepana Łenkawskiego, głównego ideologa Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, autora „Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”. W 2011 r. uczestniczył w hucznych obchodach 102. rocznicy urodzin Bandery. Jak pisał Eugeniusz Tuzow-Lubański, nazwał on wówczas region karpacki „banderowską krainą”, a radnych samorządów regionu wzywał do stania się „duchowymi i urzędowymi banderowcami.

Trzeci z nich, to Borys Tarasiuk , wicepremier ds. integracji z UE (w ostatniej chwili ponoć wycofał się). Przez lata pracował w dyplomacji radzieckiej m.in. w Nowym Yorku. Na takim stanowisku trzeba było być albo agentem KGB, albo osobą przez niego akceptowaną. Później był instruktorem Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Ukrainy.

Z kolei w 2007 r., w 65. rocznicę powstania UPA wezwał prezydenta Wiktora Juszczenkę do uznania tej zbrodniczej organizację za stronę walczącą o niepodległość. Czwarty to Andrij Mochnyk, minister środowiska, aktywny polityk „Swobody”. W 2009 r. wraz Ołehem Tiahnybokiem i Ołeksandrem Syczem zwracał się do prezydenta o nadanie Banderze tytułu bohatera narodowego. Rok później miałem wątpliwą przyjemność poznać go osobiście, gdy jako „sotnik” bojówki zerwał konferencję prasową w Kijowie, poświęconą zagładzie Polaków, Ormian i Żydów. I co ten bojówkarz ma wspólnego z ekologią? Piąty to Ihor Szwajka, minister rolnictwa, poseł „Swobody”.

Osobną sprawą jest wprowadzenie do rządu ludzi z skrajnego Prawego Sektora, naśladującego UPA. Przyznanie nacjonalistom ważnych stanowisk państwowych niczego Ukrainie dobrego nie wróży. Poza tym, będą oni bardziej zajmować się stawianiem kolejnych pomników UPA i SS Galizien niż ratowaniem upadających fabryk.

 

G
Gość
W dniu 20.09.2014 o 19:15, SANDIEGO napisał:

     A mówiąc długo?  :unsure:

Po co trollujesz? 

S
SANDIEGO
W dniu 20.09.2014 o 19:58, Wujcio Dobra Radunia napisał:

Dziadek daj se spokój. Nie nabijaj rachunków uncle Sam. Wszyscy wiedzą że nadajesz z domu spokojnej starości w San Diego. Weź pigułki. Pomacaj opiekunkę. I lulu dziadek. Lulu, spać.

 

 Miałeś Ty w szkole lekcje geografii?  W San Diego nie ma jeszcze słońca w zenicie, a Ty mi mówisz o spaniu. 

W
Wujcio Dobra Radunia
W dniu 20.09.2014 o 19:15, SANDIEGO napisał:

     A mówiąc długo?  :unsure:

Dziadek daj se spokój. Nie nabijaj rachunków uncle Sam. Wszyscy wiedzą że nadajesz z domu spokojnej starości w San Diego. Weź pigułki. Pomacaj opiekunkę. I lulu dziadek. Lulu, spać.

S
SANDIEGO
W dniu 20.09.2014 o 18:13, irys napisał:

Piszesz, że na polityce się nie znasz, a w kwestiach politycznych się wypowiadasz. Krótko mówiąc to jest schizofrenia.

 

     A mówiąc długo?  :unsure:

i
irys
W dniu 20.09.2014 o 00:33, SANDIEGO napisał:

 Ja się panie Zaleski nie znam na polityce.  Polacy zawsze dzielnie walczyli o wolność Waszą i nie naszą, ale nigdy o swoją.  Żołnierzy mieliśmy dobrych tylko polityków marnych.  Niektórzy z nich to się nawet sprzedawczykami okazywali.  Nazwisk nie wymienię, bo się rodziny obrażą.  :unsure:

Piszesz, że na polityce się nie znasz, a w kwestiach politycznych się wypowiadasz. Krótko mówiąc to jest schizofrenia.

a
atom

Panie SANDIEGO, najbardziej realnym zagrożeniem dla Polski jest ukraiński neofaszyzm. Być może nie zwrócił Pan uwagi na fakt, iż odradza się on za naszą wschodnią granicą ze zdwojoną siłą, a może po prostu nie zdaje sobie Pan sprawy z powagi tego zagrożenia... Mieszkałem na Ukrainie w latach 1998 - 2008 i byłem bezpośrednim świadkiem odradzania się kultu Bandery i ukraińskich nacjonalistów. W obwodach zachodnich mamy szkoły, place, ulice i instytucje nazwane imieniem Stepana Bandery, Jewhena Konowalc'a czy Romana Szuchewycza, w prawie każdym mieście stoją ich pomniki, a w większości wsi przynajmniej jakieś popiersie albo tablica pamiątkowa. Dzieci i młodzież uczy się szacunku wobec tychże "bohaterów", słowem nie wspominając o ich morderczej przeszłości. Hasło-odzew - "Sława Ukrajini! Herojam sława!" - to banderowskie pozdrowienie, na które ci, którzy przeżyli rzeź wołyńską, drżą i płaczą... Wszyscy analitycy wiedzą od dawna, że Ukraina jest zlepkiem wielu kultur, ale najbardziej rysuje się podział na Ukrainę Zachodnią i tę na rubieżach wschodnich i południowych. Ukraina Zachodnia nienawidzi ZSRR i Rosji do tego stopnia, że nawet dzieci krzyczą tam "Smert' Moskal'am!". Obwody wschodnie + Krym/Odessa to rosyjski duch. Tam Ukraińców się boją. Kijów już wcześniej groził Krymowi, że jeśli ten się odłączy, może spodziewać się interwencji zbrojnej. Odessa wystraszyła się Ukraińców po akcji Prawego Sektora na "Dom Profsojuzow". Donbas, który w całości nieomalże sympatyzuje z Rosją powstał zbrojnie przeciwko neofaszystom z obwodów zachodnich, a Rosja swoich nie pozostawiła samych... Właściwie to zazdroszczę diasporze rosyjskiej, która wie, że macierz murem za nią. Bo nasi z kolei politycy wspierają banderowców, a polscy dyplomaci wolą nie drażnić ukraińskiej wrażliwości...

S
SANDIEGO
W dniu 20.09.2014 o 00:18, Zaleski napisał:

Prezydent USA Roosvelt też zawarł sojusz z towarzyszem Stalinem i następnie podzielił z nim Europę na strefy wpływów. Polska znalazła się w strefie radzieckiej. Obama raczej nie ma z tego powodu moralnego kaca, tylko obala rządy krajów nie podporządkowujące się interesom USA i wszczyna kolejne wojenne pożogi.

 

 Ja się panie Zaleski nie znam na polityce.  Polacy zawsze dzielnie walczyli o wolność Waszą i nie naszą, ale nigdy o swoją.  Żołnierzy mieliśmy dobrych tylko polityków marnych.  Niektórzy z nich to się nawet sprzedawczykami okazywali.  Nazwisk nie wymienię, bo się rodziny obrażą.  :unsure:

Z
Zaleski
W dniu 18.09.2014 o 02:28, SANDIEGO napisał:

  A co według pana "politologa" podrażniło Rosję Radziecką w dniu 17 września 1939 roku, że jej oddziały w "przyjacielskim" marszu na wschód zatrzymały się dopiero na Bugu? Czy to nie przodkowie wielkiego "przyjaciela" wszystkich narodów pana Putina podpisali pakt znany w historii jako pakt Mołotow-Ribbentrop? To był bardzo "przyjacielski" dla Polaków pakt, bo zatwierdzał on IV rozbiór Polski. Współczuję wszystkim studentom, których uczy pan "profesor". To się dopiero nazywa: brainwashing - czyli pranie mózgu. 

Prezydent USA Roosvelt też zawarł sojusz z towarzyszem Stalinem i następnie podzielił z nim Europę na strefy wpływów. Polska znalazła się w strefie radzieckiej. Obama raczej nie ma z tego powodu moralnego kaca, tylko obala rządy krajów nie podporządkowujące się interesom USA i wszczyna kolejne wojenne pożogi.

 

g
grześ

Ej - Sandiego! A co z Bohaterem Ukrainy - Stepanem Banderą? Mamy popierać banderowskie ścierwo?

G
Gość
W dniu 19.09.2014 o 04:25, SANDIEGO napisał:

 Polska jest tym krajem.  O pijaku Jelcynie przecież już pisałem.  To Putin - trzeźwy "przyjaciel" Polaków, którego się obawiam.

Sandiego, dlaczego kłamiesz? Nasze elity milczą w sprawie Wołynia. Nasi politycy wykrzykują na majdanie banderowskie hasła. Ksiądz Isakowicz-Zaleski, który miał jakiś czas temu pewien posłuch, dzisiaj jest odsuwany od mediów. Nie ma Wołynia. Jest natomiast poparcie dla Ukraińców, choć ci jawnie odwołują się do tradycji banderowskiej. Rosja nie gloryfikuje bandytów, Ukraińcy - tak. Czyż nie, Sandiego?

S
SANDIEGO
W dniu 18.09.2014 o 21:18, a napisał:

 Sandiego... A czy nie Jelcyn w 1993 prosił o przebaczenie pod katyńskim krzyżem? A czy duma nie potępiła stalinowskie zbrodnie? Czy Rosja gloryfikuje tę stalinowską zbrodniczą schedę? A teraz pomówmy o tym, jak nas Ukraińcy za Wołyń przeprosili... Juszczenko uczynił Banderę Bohaterem Ukrainy, w tym samym tonie wypowiada się Poroszenko, a tradycje upowskie bez woalu żadnego na poziomie państwa się błogosławi... A powiedz mi jeszcze, Sandiego, który kraj - jako jedyny - przeciwstawia się tej banderowskiej tradycji?... 

 

 Polska jest tym krajem.

 

 O pijaku Jelcynie przecież już pisałem.  To Putin - trzeźwy "przyjaciel" Polaków, którego się obawiam.

a
a
W dniu 18.09.2014 o 19:48, SANDIEGO napisał:

  Masz rację.  Rosja odcina się od tego.  Według Putina nie było nigdy żadnych mordów na Polakach dokonanych przez ludzi w mundurach NKWD.  A jeśli nawet były to dawno temu, że nie warto o nich mówić i dlatego Putin nigdy nie wyda w ręce polskie żadnych dokumentów poświadczających sowieckie zbrodnie.  Pijaństwo Jelcyna umożliwiło częściowe otwarcie archiwów rosyjskich.  Odkąd Putin - "przyjaciel" Polaków jest przy władzy, możemy o rosyjskich archiwach zapomnieć. Ja przeszłość Putina pamiętam.  Ty o niej zapomniałeś. 

 


Sandiego... A czy nie Jelcyn w 1993 prosił o przebaczenie pod katyńskim krzyżem? A czy duma nie potępiła stalinowskie zbrodnie? Czy Rosja gloryfikuje tę stalinowską zbrodniczą schedę? A teraz pomówmy o tym, jak nas Ukraińcy za Wołyń przeprosili... Juszczenko uczynił Banderę Bohaterem Ukrainy, w tym samym tonie wypowiada się Poroszenko, a tradycje upowskie bez woalu żadnego na poziomie państwa się błogosławi... A powiedz mi jeszcze, Sandiego, który kraj - jako jedyny - przeciwstawia się tej banderowskiej tradycji?...

S
SANDIEGO
W dniu 18.09.2014 o 13:27, Gość napisał:

Sandiego, pitolisz trzy po trzy. To było lata temu i Rosja od tej schedy się odcina. A Ukraina tę schedę, z której się nie rozliczyła, stawia na piedestale. I Rosja jako jedyna daje odpór temu banderowskiemu upiorowi. Czyż nie?

 

 Masz rację.  Rosja odcina się od tego.  Według Putina nie było nigdy żadnych mordów na Polakach dokonanych przez ludzi w mundurach NKWD.  A jeśli nawet były to dawno temu, że nie warto o nich mówić i dlatego Putin nigdy nie wyda w ręce polskie żadnych dokumentów poświadczających sowieckie zbrodnie.  Pijaństwo Jelcyna umożliwiło częściowe otwarcie archiwów rosyjskich.  Odkąd Putin - "przyjaciel" Polaków jest przy władzy, możemy o rosyjskich archiwach zapomnieć.

 Ja przeszłość Putina pamiętam.  Ty o niej zapomniałeś.
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska