- Musieliśmy założyć jednoosobowe firmy, ZUS i inne koszty cały czas rosną, a my od czterech lat nie dostaliśmy ani złotówki podwyżki - opowiadał nam nerwowo pan Wojciech, współpracownik fizyczny POLOmarketu.
Czytaj też: Mimo kryzysu firmy, m.in. POLOmarket, mają się bardzo dobrze
Samochody do POLOmarketu stop!
- Dlatego postanowiliśmy zaprostestować, a konkretnie nie wypuszczaliśmy ani nie wpuszczaliśmy na teren magazynów samochodów dostawczych.
Gdy rozmawialiśmy z panem Wojciechem słyszeliśmy w tle dość popularne ostatnio okrzyki: „Jak żyć? Chcemy, ale nie mamy za co!”
- Domagamy się podwyżki w wysokości 300-400 zł brutto miesięcznie i dodatkowych pięć dni urlopu - dodał pan Jerzy, również współpracownik fizyczny. - Teraz mamy tylko 10 dni wolnego w roku, bo przecież, jako firmy, nie obowiązuje nas Kodeks pracy, który mówi aż o 26 takich dniach w roku. Trzy zmiany wykonują obowiązki w magazynach, ale straszą nas, że jedną zlikwidują, czyli 90 osób może pójść na bruk. Nie damy sobą pomiatać! Będziemy strajkować tak długo, dopóki zarząd nie pójdzie nam na rękę.
POLOmarket: "Trwają rozmowy"
Oto pierwsze oświadczenie w tej sprawie, które otrzymaliśmy wczoraj z POLOmarketu w Giebni: - Część współpracowników, zajmujących się obsługą logistyczną magazynu, wstrzymała pracę, reszta pracowników wykonuje swoje obowiązki. Obecnie trwają rozmowy z zarządem firmy logistycznej, które mają na celu wyjaśnienie sytuacji. Gdy ich wyniki będą znane, postaramy się przekazać informacje mediom - wyjaśniła Dominika Kulesza, specjalista ds. PR w firmie POLOmarket.
Drugie oświadczenie: „Rozmowy z współpracownikami zostały zakończone sukcesem. Zaistniała sytuacja nie miała wpływu na funkcjonowanie magazynu”.
Czytaj też: Niekórzy w marketach zarabiają 525 zł miesięcznie, w Biedronce dostają najwięcej
