https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Polscy koszykarze na mistrzostwach świata? Krzysztof Sulima. - Jesteśmy blisko, ale to jeszcze nie koniec walki

(jp)
Krzysztof Sulima: - Nie ma znaczenia, że w ostatnim meczu nie wyszedłem na parkiet, cały czas czułem się takim samym członkiem zespołu.
Krzysztof Sulima: - Nie ma znaczenia, że w ostatnim meczu nie wyszedłem na parkiet, cały czas czułem się takim samym członkiem zespołu. Karolina Misztal
- Jeśli wywalczymy awans i dla mnie zabraknie miejsca, to i tak będę z drużyną na dobre i na złe - mówi Krzysztof Sulima z reprezentacji Polski koszykarzy, która jest o krok od awansu na mistrzostwa świata.

Co sobie powiedzieliście w szatni po meczu z Włochami?
Przede wszystkim, że to nie koniec. Pewnie, że cieszyliśmy się, wszyscy widzieli, jaki to był bardzo ważny mecz. Można było nawet pokusić się o lepszy bilans w dwumeczu. Wciąż jednak potrzebujemy jednego zwycięstwa, żeby pojechać na mistrzostwa.

Po raz pierwszy od lat jest tak głośno o koszykówce i reprezentacji.

To wielka szansa dla całej koszykówki. Samo szkolenie młodzieży i budowa fundamentów dyscypliny to praca na lata, ale sukces reprezentacji może mieć ogromny wpływ na popularyzację. Awans na mistrzostwa świata może sprawić, że znowu dzieciaki zaczną grać w koszykówkę.

Co jest tajemnicą sukcesu tej drużyny? Zwracają uwagę zwłaszcza niesamowite statystyki ofensywne w ostatnich meczach.

Na pewno zgranie, trzon drużyny nie zmienia się od pięciu lat, chłopaki rozumieją się doskonale na parkiecie, wiedzą, czego mogą się w danej chwili spodziewać. Łączy nas świadomość celu i pracy, jaką jeszcze musimy wykonać. Bardzo ważna jest praca Mike'a Taylora, to bardzo pozytywny człowiek. Wiadomo, on nie zagra, nie rzuci do kosza, ale buduje relacje wewnątrz zespołu, potrafi znakomicie nas zmotywować przed meczem. Wiele się wcześniej mówiło o pozycji trenera, ale Mike Taylor udowadnia, że potrafi odmienić oblicze drużyny po nieudanym Eurobaskecie.

Takim meczem przełomowym dla tego zespołu było chyba zwycięstwo z Chorwacją? Jakbyście właśnie wtedy uwierzyli w swoje możliwości.

To było dla mnie wyjątkowe reprezentacyjne okienko, bo dostałem pierwsze powołanie. Wtedy wydawało się, że jesteśmy bez szans, drużyna była osłabiona, zwłaszcza pod koszem brakowało kilku wysokich. Nikt na nas nie stawiał, to w końcu byli rywale na co dzień grają w NBA. Wygraliśmy ten mecz charakterem, walecznością, każdy zostawił serce na parkiecie. W tak trudnej sytuacji pokazaliśmy, że potrafimy zagrać na wysokim poziomie i wygrywać z największymi zespołami. Z pewnością wtedy uwierzyliśmy w siebie i w awans na mistrzostwa.

Są wysportowane, piękne i doskonale tańczą. To one dopingują koszykarzy na meczach, a w przerwach potrafią zrobić prawdziwe show. Zobaczcie cheerleaderki Polskiej Ligi Koszykówki z Włocławka, Torunia, Zielonej Góry czy Gdyni >>>

Włocławek, Toruń, Zielona Góra... - najpiękniejsze cheerlead...

Na parkiecie i poza nim wreszcie reprezentacja sprawia wrażenie zgranej paczki. To chyba też ma znaczenie?

Dokładnie, dobrze się ze sobą czujemy, a bez tego "team spirit" trudno o zwycięstwa. Wszyscy przed meczem z Włochami byliśmy bardzo skoncentrowani, nawzajem się motywowaliśmy. Nie jest ważne, kto jak i ile zagra. Sam oglądałem mecz z Włochami z ławki rezerwowych, ale cały czas starałem się przekazać swoją energię kolegom na parkiecie.

W wieku 28 lat debiutujesz w kadrze i możesz wywalczyć awans na mistrzostwa świata, na których Polska nie grała ponad 50 lat. To brzmi jak jakaś bajka.

Ciężko na to pracowałem i nigdy się nie poddawałem. Cały czas wierzyłem, że w pewnym momencie pojawi się taka szansa. To absolutnie wyjątkowa chwila, gdy zakładasz koszulkę z orzełkiem i wychodzisz na parkiet. A jak się zaczyna śpiewać hymn, to po prostu ciarki przechodzą po plecach i wiesz, że zrobisz jeszcze więcej, żeby tu wrócić. Nie ma znaczenia, że w ostatnim meczu nie wyszedłem na parkiet, cały czas czułem się takim samym członkiem zespołu.

Minuty na parkiecie straciłeś po powrocie do zespołu Macieja Lampe. Z drugiej strony - potrenować z kimś takim to także coś wyjątkowego.

Jak widzę takiego zawodnika obok siebie na parkiecie, to chcę jak najwięcej czerpać i podpatrywać. Rozmawiałem z nim trochę, to koszykarz z najwyższej półki i cieszę się, że mogłem z nim potrenować. To zresztą nie jest tak, że taka rywalizacja na pozycjach jest jakimś problemem. Właśnie dla takich chwil, gdy rywalizujesz z kimś lepszym, warto być w kadrze. To mi pokazuje, do czego powinienem dążyć i co jeszcze muszę zrobić.

Może być tak, że po awansie kandydatów do gry w mistrzostwach będzie więcej i stracisz miejsce w kadrze na finały.

Będzie szkoda, ale ważna jest reprezentacja, a nie ambicje poszczególnych graczy. Jeśli wywalczymy awans i dla mnie zabraknie miejsca, to i tak będę z drużyną na dobre i na złe. Powiem więcej: to będzie dodatkowa motywacja dla mnie, żeby jeszcze więcej pracować.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska