To przeciwnik najmniej znany i utytułowany z trzech w kwalifikacjach Ligi Mistrzów, ale z pewnością najmocniejszy. Niemiecka drużyna to mistrz kraju z 1989 roku, ale to odległe wspomnienia. Dekadę później Medi zostali wyrzuceni z ligi za zaległości finansowe (tak takie tematy się rozwiązuje w bardziej cywilizowanych ligach...).
Potęga odbudowywana była powoli od ligi regionalnej. W 2010 roku zespół powrócił do grona najlepszych, a ostatnie dwa lata to już miejsca w czołówce Bundesligi: 4. i 6. Nie jest to zespół ograny w Europie, ale ma za sobą udany debiut w Lidze Mistrzów. Przed rokiem zajął 4. miejsce w grupie i w 1. rundzie play off po zaciętym dwumeczu z Ludwigsburgiem.
Medi Bayreuth po ostatnim sezonie zostali mocno przebudowani. Najlepsi Amerykanie odeszli, a wśród pozyskanych jest m.in. David Stockton, który swego czasu z Przemysławem Karnowski grał w Gonzadze, a ostatnio w Utah Jazz. Co ciekawe, kibice w Toruniu będą mogli w ciągu kilku tygodni zobaczyć obu synów słynnego rozgrywającego Utah. Kilka tygodni temu w Memoriale Michniewicza zagrał Michael Stockton z zespołem z Getyngi.
Dwa lata młodszy Stockton z Medi dobrze wypadł w 1. meczu sezonu (83:67 na wyjeździe), wyróżnił się także skrzydłowy De'Mar Brooks (18 pkt i 12 zbiórek). To solidnie grający zespół i nie ma co liczyć na jego słabości. Twarde Pierniki muszą zagrać 80 dobrych minut, żeby awansować do fazy grupowej.
Dla torunian to będzie szósty trudny mecz w ciągu jedenastu dni. - Mamy trudny terminarz, ale to nam służy. Ligą się nie zaczęły, a my już mamy pierwsze trofeum. Nasze finały zaczynają się jednak dopiero w poniedziałek. Bardzo chcemy postawić kolejny duży krok na mapie Europy. Odpoczynku nie będzie, ale mamy swój rytm i postaramy się przygotować jak najlepiej - mówi Łukasz Wiśniewski.
Pierwszy mecz w Toruniu w poniedziałek (18.45), rewanż w Bayreuth w czwartek (20.00).