Wydawało się, że po nokaucie w drugim meczu we Włocławku torunianie już się nie podniosą, mało kto z typujących ekspertów dawał im szanse na choćby jedno zwycięstwo w tej serii. Tymczasem w poniedziałek Twarde Pierniki rzuciły faworyta na kolana, Anwil pierwszy raz w sezonie w PLK stracił ponad 100 punktów w meczu.
- Wiedzieliśmy, że ekipa z Torunia ma wielu świetnych koszykarzy w grze izolacyjnej. Oni do zdobywania punktów nie potrzebują wymyślnego systemu. Dwa pierwsze mecze wygraliśmy defensywą, to jej konsekwencją były udane akcje w ataku. Tym razem oni zagrali bardzo fizycznie i nie potrafiliśmy na to odpowiedzieć - przyznał Selcuk Ernak
Porażka to nie jedyne zmartwienie tureckiego szkoleniowca. W 3. kwarcie jego drużyna straciła lidera Kamila Łączyńskiego. Zastępujący Luke Nelson był bohaterem derbów w Toruniu w sezonie zasadniczym, ale w tym meczu zagrał po prostu słabo (2/7 z gry i 8 strat), a drużyna z nim na parkiecie nie miała kompletnie energii.
Niewykluczone, że do gry wejdzie w środę PJ Pipes, który ostatnio nie mieścił się w meczowej kadrze Anwilu. – Będziemy rozważać taką ewentualność. Kamil przejdzie szczegółowe badania. Dopiero one wykażą jak poważny jest jego uraz. To jeden z naszych naturalnych liderów. Na pewno nam go brakowało w drugiej części meczu - przyznał Ernak.
W Toruniu święto, bo drużyna już dawno zrobiła to, czego od niej oczekiwano, a teraz każdy kolejny mecz jest bonusem dla kibiców i koszykarzy. Apetyty jednak rosną po tak imponującym występie (15/31 za 3 i zaledwie 5 strat) i nikt nie chce kończyć sezonu w środę.

Magazyn Gol24: Ostatnia prosta Ekstraklasy i finał Ligi Konfederacji
Dla torunian ta seria zaczęła się tak naprawdę od tego meczu, bo wreszcie trener Srdjan Subotić miał nieco więcej czasu na przygotowania. Ciekawym manewrem okazało się schowanie w ataku Viktora Gaddeforsa, na którego Anwil był doskonale przygotowany w dwóch meczach w Hali Mistrzów. - Tym razem zagrał nieco inaczej, mniej szukał punktów, jego wpływ na cały zespół był równie silny, tylko nieco inny - przyznaje Subotić
Czy jego drużyna przy wąskiej rotacji będzie w stanie utrzymać podobny poziom intensywności w grze, jak w poniedziałek? To teraz zasadnicze pytanie. - Nie znam odpowiedzi, ale wiem, że ten zespół nigdy się nie poddaje, jeśli ktoś chce awansować dalej, to musi nas pokonać, niczego za darmo nie dostanie. To są wojownicy i pozostawią na parkiecie wszystko, co akurat mają i tak będzie w środę. My zawsze wygrywamy siłą zespołu, to jest drużyna, której nie muszę motywować, a jedynie dawać czasami wskazówki - mówi szkoleniowiec Twardych Pierników.
Wszystkich przelicytował Barret Benson, który okazał się asem nie tylko na parkiecie : chybił pierwsze trzy rzuty z dystansu, ale kompletnie się nie przejął i... trafił cztery kolejne. W sumie 25 punktów, 8/12 z gry, 5/5 z wolnych i wiele dobrych zachowań w obronie.
Po meczu Amerykanin równie sprawnie po polsku (!) powiedział: - Mamy super zespół i nadal będziemy twardzi. Potrzebujemy się teraz dobrze wyspać i będziemy gotowi na walkę w kolejnym meczu. Moje rzuty z dystansu? Nie nastawiam się na nie specjalnie, chcę po prostu dać drużynie to co akurat potrzebuje - przyznał, a zapytany o swoją polszczyznę dodał: - Moja narzeczona i ja planujemy latem ślub, kocham Polskę Czy zostanę w Toruniu na dłużej? Będę na pewno w Toruniu w środę! - dodał środkowy Twardych Pierników
Właśnie tego dnia zaplanowano mecz numer 4 o godz. 17.30 w Arenie Toruń.