To pytanie, na które odpowiedź będzie stała się znaleźć policja i prokuratura. Niektórzy mówią o podpaleniu, o czym świadczyć miałaby fakt, że w chwili przyjazdu na miejsce strażaków ogień zajmował niemal całe poddasze. Inni za to co się stało winią pracowników firmy remontującej budynek, w którym mieściły się oddziały XIII i VI. Niewykluczone, że to właśnie od niedopałka papierosa, błyskawicznie zajęło się od ognia wysuszona na wiór więźba dachowa. Jak było naprawdę, postarają się ustalić biegli. Na razie nie ustają domysły, co jest zrozumiałe zważywszy na rozmiar strat. Udało się jednak uniknąć tych największych - w ludziach. Ponieważ sale były puste, nie powtórzyła się tragedia sprzed siedemnastu lat. Pamiętnej nocy z 31 października na 1 listopada 1980 r. w pożarze szpitala psychiatrycznego w Górnej Grupie zginęło 55 pacjentów, a 26 zostało ciężko poparzonych. Tamto wydarzenie, które poruszyło cały kraj, stało się tematem piosenki Przemysława Gintrowskiego do słów Jacka Kaczmarskiego "Na rusztach łóżek".
Pomoc z Chełmna
Tym razem było inaczej. Nie ma pewności, o której godzinie wybuchł pożar. Dziwne jest natomiast to, że gdy go dostrzeżono, języki ognia były już widoczne niemal na całej długości poddasza. Dlaczego stróż pilnujący budowy nie zorientował się wcześniej? Nie wiadomo. Straż pożarna pojawiła krótko po godzinie 23. - Było jasne, że z ziemi nie da się skutecznie prowadzić akcji, dlatego natychmiast wezwaliśmy dodatkowe podnośniki z Chełmna i jednostki z Mondi - wylicza aspirant Piotr Kłopotek z Komendy PSP w Świeciu.
Po trzech godzinach nieustannego lania wody udało się opanować ogień. Była godzina 2 w nocy, ale ostatnie wozy odjeżdżały spod pechowej "trzynastki" krótko przed godziną 8. Wbrew informacjom, jakie pojawiły się w niektórych mediach, strażacy zaprzeczają, że rozważano ewakuację pacjentów z znajdujących się w sąsiedztwie budynków. - Nie było groźby eskalacji pożaru, dzięki temu, że gmach był pusty mogliśmy błyskawicznie zabrać się do gaszenia z taką siłą, na jaką pozwalał sprzęt - tłumaczy Kłopotek.
Może być rozbiórka
Ile wynoszą straty? Trudno powiedzieć. Na szczęście budynek był ubezpieczony. Tak przynajmniej zapewnia Dominika Skrok - Wolska, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu, która obawia się, że trzeba będzie rozebrać zabytkowy budynek, gdy biegli stwierdzą, że rozmiar zniszczeń jest zbyt ogromny, aby remont opłacił się.