Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomorzak w pierwszym pokoleniu - wspomnienia prof. Jerzego Sawickiego

Jolanta Zielazna, [email protected]
Matura w 1945 roku odbyła się na początku lipca. Pech chciał, że Jerzego Sawickiego nie ma na tym zdjęciu. Rozchorował się i zdawanie egzaminów kończył we wrześniu.
Matura w 1945 roku odbyła się na początku lipca. Pech chciał, że Jerzego Sawickiego nie ma na tym zdjęciu. Rozchorował się i zdawanie egzaminów kończył we wrześniu. archiwum domowe
Ma dwa miasta rodzinne: Bydgoszcz i Gdańsk. To pierwsze to świat lat dziecinnych. Z drugim związał się w dorosłym życiu.

Dwa bydgoskie adresy

Ul. Gdańska 71 - pierwszy bydgoski adres Sawickich
Ul. Gdańska 71 - pierwszy bydgoski adres Sawickich autorka

Ul. Gdańska 71 - pierwszy bydgoski adres Sawickich
(fot. autorka)

Profesor Jerzy Sawicki od ponad 50 lat mieszka w Gdańsku, ale z miłości do miasta, w którym się urodził nie wyleczył się do dziś. Odwiedza je przyjeżdżając na grób rodziców. Wacław i Gustawa Sawiccy leżą na cmentarzu na Bielawkach. W Bydgoszczy wciąż są ślady dzieciństwa sprzed wojny.

Wcześniej, w latach 90. i na początku XXI wieku napisał kilka wspomnień z dzieciństwa. Ozdobił je nielicznymi ocalałymi rodzinnymi zdjęciami, fotografiami miasta, które znalazł w rozmaitych wydawnictwach. Mnóstwo tu uwag i spostrzeżeń, których nie znajdziemy w żadnym podręczniku ani naukowym opracowaniu.

Czytaj też: Listy do najdroższego Haniątka z Kozielska

- Mam ponad 80 lat - mówi - do emerytury pracowałem na Politechnice Gdańskiej, później też jeszcze prowadziłem wykłady. (Profesor był kierownikiem katedry miernictwa elektrycznego na Wydziale Elektrotechniki i Automatyki - dop. red.) A potem trzeba było czymś czas zagospodarować - opowiada.

Dwa bydgoskie adresy profesora Sawickiego to ul. Gdańska 71 i 20 Stycznia 5.
Pod tym pierwszym urodził się 19 sierpnia 1927 roku. Tu minęły najmłodsze lata, stąd zaczął wędrówkę do szkoły przy ul. Paderewskiego - do "Kopernika".

Jurek był "Pomorzakiem w pierwszym pokoleniu". Rodzice pochodzili z odległych stron. Ojciec Wacław Sawicki urodził się w okolicach Sokołowa Podlaskiego, mama Gustawa Irmina Grochowska - w Wiedniu. Do Warszawy przyjechała z rodziną po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Tam studentką Szkoły Sztuk Pięknych zainteresował się młody adwokat. Pobrali się 8 czerwca 1926 roku na Jasnej Górze.

Wedlowanie i inne zakupy

Jurek Sawicki z ojcem, w drodze na "wedlowanie", wrzesień 1936 r., ul. Gdańska
Jurek Sawicki z ojcem, w drodze na "wedlowanie", wrzesień 1936 r., ul. Gdańska archiwum rodiznne

Jurek Sawicki z ojcem, w drodze na "wedlowanie", wrzesień 1936 r., ul. Gdańska
(fot. archiwum rodiznne)

Ze wspomnień wyłania się przede wszystkim obraz miasta i codziennego życia: ulubionych tras spacerów, wyglądu taksówek, przebiegu linii tramwajowych, fascynacji kolejką wąskotorową, sklepów, w których robiło się zakupy.

Kilkuletni chłopak chodził z ojcem "na wedlowanie". To w ramach nauki gospodarowania słodyczami raz w tygodniu, w sobotę szli do fabrycznego sklepu Wedla. Mieścił się wtedy w budynku Hotelu pod Orłem. Zakupy (limit określał tata) musiały wystarczyć na cały tydzień.

W 1937 i 38 roku Jurek był już na tyle duży, że z ojcem kupował też prezenty dla mamy. Poszukiwania jej ulubionych kryształów zaczynali od firmy Hensel przy Dworcowej 4. Potem był Bydgoski Dom Towarowy - po sąsiedzku, następnie kilkadziesiąt metrów Gdańską i kończyli pod 9 - "u Kreski".

Czytaj też: Bydgoszczanin: Niemcy bali się, że spalimy ich żywcem

Na codzienne zakupy nie trzeba było daleko chodzić, choć nie Jurek się nimi zajmował. Pamięta jednak, że masło i produkty mleczarskie kupowało się w Dworze Szwajcarskim przy Gdańskiej 66, mięso i wędliny - w firmie A.W. Achtel przy Gdańskiej 73. Inne produkty spożywcze - w WESCE (Wielkopolski Skład Kawy) przy Gdańskiej 75.

Z mamą czasami podczas ferii zimowych chodził do delikatesów Behrendta przy Gdańskiej 23. Tam pani Sawicka kupowała kawę ziarnistą - specjalnie według jej wskazówek przygotowywaną mieszankę. Przy tej okazji szli na drugie śniadanie do cukierni Grey.

Taksówka z drewnianymi kołami

Jako małego chłopca Jurka fascynowała kolejka wąskotorowa i taksówki, którymi jeździli do Smukały. Zapamiętał długi czarny wóz o numerze 41. Część pasażerską można było oddzielić od kierowcy przesuwanymi szybami, zamontowanymi nad oparciem przednich siedzeń.

Około 1932 roku przenieśli się do taksówki nr 22 - pojazd marki Super Six Essex, ciemnobordowy. Opony zakładane były na drewniane koła szprychowe. Latem, podczas postoju, kierowca zakładał na koła mokre szmaty, by drewno się nie rozeschło!

Profesora Sawickiego z Bydgoszczą łączą też przyjaźnie z lat dziecinnych, które przetrwały dziesiątki lat. Z Heniem, Kaziem, Jarkiem ("Jaroszem"), Jędrkiem - by wymienić tych, z którymi najbardziej był związany. Niestety, z wyjątkiem Jarka, pozostali żyją już tylko we wspomnieniach.

Henryk Kolander był kolegą ze szkoły. Z Kaziem, czyli Kazimierzem Hoffmannem (syn porucznika Wojska Polskiego) spotykał się u Jarka Dobrowolskiego. Jego rodzice (Adam i Zofia) byli zaprzyjaźnieni z Sawickimi. Pan Dobrowolski miał gabinet dentystyczny na piętrze przy Gdańskiej 5. Dlatego przyjaźń z Jarkiem została zadzierzgnięta "na etapie wózeczków" - jak mówi profesor Sawicki. Dziś to emerytowany chirurg, mieszka w Trójmieście. Panowie mają z sobą kontakt.

Z Jędrkiem Rupniewskim (syn malarza Jerzego Rupniewskiego) chodzili na spacery na planty nad Kanałem. Jędrek znał je chyba nieźle, bo mieszkał przy Nakielskiej 151.

Defilada przed Śmigłym

W piątek, 31 stycznia 1936 roku, skończył się etap mieszkania przy Gdańskiej.

Jurek tego dnia wyszedł jak zwykle rano do szkoły. Po lekcjach poszedł do Dobrowolskich, na Świętojańską. Wieczorem wrócił do domu, ale już nie na Gdańską, a na 20 Stycznia 5.

Mieszkanie po przeprowadzce było już uporządkowane, zagospodarowane.
Sawickim nie powodziło się źle. Ojciec Jerzego, Wacław, był znanym adwokatem (prowadził sprawy cywilne). Zatrudniał kilka osób, miał aplikanta. Był poważany.

Z dziecięcych lat utkwiło w pamięci wiele. Godna odnotowania jest widziana oczami dziesięciolatków uroczysta defilada na zakończenie manewrów armii. Jesienią 1937 roku odbierał ją w Bydgoszczy marszałek Rydz-Śmigły.

Długą paradę Jurek i Jarek obserwowali wygodnie, siedząc w oknie gabinetu dentystycznego Adam Dobrowolskiego. - Jechała kawaleria, maszerowała piechota, z rumorem przesuwała się broń pancerna, a także różne formacje artyleryjskie, łącznie z najcięższymi działami wielkiego kalibru - pamięta profesor. Defilowały służby techniczne i nasłuchowe. Te miały aparaty, przypominające gigantyczne przewoźne trąby. Miały one wykrywać dźwięk nadlatujących samolotów.

Czytaj też: Lista zasług Witolda Bełzy dla Bydgoszczy jest długa. Co mu zawdzięczamy?

1987 dni

Matura w 1945 roku odbyła się na początku lipca. Pech chciał, że Jerzego Sawickiego nie ma na tym zdjęciu. Rozchorował się i zdawanie egzaminów kończył we wrześniu.
(fot. archiwum domowe)

W sierpniu 1939 roku z wakacji w Juracie Sawiccy wrócili wcześniej, niż planowali. Wojna była już przesądzona.

W Bydgoszczy byli do połowy listopada. Choć adwokatowi do tej pory udawało się uniknąć aresztowania, robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Rodzinie udało się załatwić zgodę na wyjazd do Warszawy. Potem przenieśli się w rodzinne strony Wacława.

Do Bydgoszczy wrócili w kwietniu 1945 roku. Po 1987 dniach, jak skrupulatnie policzył Jerzy Sawicki.

Jurek zdał maturę, potem egzaminy na Politechnikę Gdańską. Jesienią 1945 roku wyjechał z Bydgoszczy. Jak się okazało - na resztę życia.

Wspomnienia profesora to jak spacer po kartach "Albumu bydgoskiego". Przewijają się postaci i firmy, o których pisaliśmy na naszych łamach.

Choćby dr Irena Umbreit-Baurska, pediatra, która zajmowała się kilkuletnim Jurkiem. To nikt inny, jak córka Henryka Umbreita, jednego z dwóch braci, którzy w 1924 roku kupili aptekę "Pod Lwem" przy ul. Grunwaldzkiej 37.

Dopiero nie tak dawno z handlowej mapy Bydgoszczy zniknął sklep mięsny pod 73 na Gdańskiej, czyli tam, gdzie przed wojną miał go Achtel.

Jest wspomniana i "Alfa" Mariana Dziatkiewicza. Sawicki prowadził jego sprawy. M. in. bronił przed sądem, gdy niemiecka Agfa wytoczyła proces o nieuczciwa konkurencję ze względu na podobieństwo nazwy i opakowań.

Nie jeden raz wspominaliśmy nauczycieli z "Kopernika". I piekarnię Bigońskich. Ich szneki z glancem zajadali na przerwie uczniowie.

Są delikatesy Behrendta, słynące z wspaniałej kawy. Starsi bydgoszczanie ciągle wspominają ten sklep.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska