Oto mamy jeszcze jeden dowód społecznego zmęczenia polityką i poszukiwania osoby spoza kręgu zawodowców toczących wielkie, ale być może śmiertelne boje. Sondażowe sukcesy prof. Religi nie są niespodzianką. Jolanta Kwaśniewska i Tomasz Lis pokazali mniej więcej, czego opinia publiczna szuka. Szuka ludzi nie uwikłanych w politykę, niepartyjnych, nie obrzucających się wyzwiskami i pomówieniami, co jest dziś polityczną modą - kogoś kto da odetchnąć od zgiełku i ma w miarę solidny autorytet.
Od pierwszego sondażu "Polityki", który zdecydowanie wygrała Jolanta Kwaśniewska minął rok z okładem. Wówczas powtarzano: jej wynik jest ostrzeżeniem dla polityków, by zaczęli się poważnie przygotowywać do kampanii, by raczyli zauważyć, że publiczność daje im wotum nieufności. Sami politycy w ten właśnie sposób też interpretowali wysokie pozycji ludzi spoza partii i układów politycznych. Okazuje się jednak, że czas zmarnowali. W ciągu tego roku nie pojawił się żaden poważny kandydat, jest równa stawka pretendentów, z których żaden nie budzi zaufania i entuzjazmu.
Kilka tygodni temu Lech Wałęsa powiedział, że uważa, iż jest ciągle miejsce dla bezpartyjnego kandydata. Wałęsa wskazywał kogoś podobnego do rzecznika praw obywatelskich, prof. Andrzeja Zolla. W sondażach umieszcza się jednak od pewnego czasu prof. Religę i on pnie się w górę. Były prezydent ma polityczny nos i dobrze wyczuwa nastroje społeczne. W społecznym klimacie rzeczywiście wyczuwa się oczekiwanie, że zjawi się ktoś, kto odsunie mniej więcej znaną i zgraną stawkę pretendentów i wygra wybory wbrew politycznemu establishmentowi. Jaki jest bowiem sens popierania obecnych pretendentów? Czy są to wielkie polityczne osobowości, ludzie budzący zaufanie, obdarzeni autorytetem? Czy ich partie budzą zaufanie? Czy mają programy, z którymi zdolni byliby do ludzi trafić? Czy mają wygrywać tylko dlatego, że są politykami?
Politycy nie przejmują się zbytnio sondażami, w których prowadzą osoby spoza czołowych partii politycznych. Wśród polityków panuje bowiem przekonanie, że jak przyjdzie co do czego, to i tak wygra partyjny nominat, bo przecież potrzebne są pieniądze, struktury zdolne przeprowadzić kampanię i pognębić konkurenta (grupy hakowe ostatnio w Polsce rzeczywiście obrodziły). Przez taką maszynerię partyjną nikt bezpartyjny się nie przeciśnie. Kto jednak wie, co będzie za rok, jeżeli degradacja polityki będzie postępować w takim tempie jak obecnie, gdy pomówienia, fałszywe oskarżenia i zwyczajne kłamstwa, w które polityka obfituje, którymi z lubością się żywi, przestaną ekscytować opinię publiczną. Wystarczy spojrzeć, jak na łeb na szyję lecą notowania nie tylko parlamentu, ale także komisji śledczej, której już mało kto wierzy, choć przecież miała być sposobem na dokonanie głębokiego przełomu w polityce. Także moralnego. Na razie zamiast moralności mamy kłamstwa, krętactwa i coraz gorętszą bijatykę między członkami tejże komisji. Także o to, kto bardziej zabłyśnie. I co się dzieje? Nie błyszczy nikt. Żaden z członków tego śledczego gremium nie zrobił takiej kariery jak Jan Rokita, nawet jeżeli tak bardzo się stara, że kamery przywołuje co pół godziny, by przypadkiem na dłużej nie zniknąć z telewizyjnych ekranów. Tylu śledczych wokół, tylu polityków biegnących po prezydenturę, a ludzie i tak wolą prof. Religę. I to jest właściwie optymistyczne.
Pora na profesora
JANINA PARADOWSKA Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"
Po sukcesach w prezydenckich rankingach Jolanty Kwaśniewskiej i Tomasza Lisa przyszła pora na Zbigniewa Religę. Profesor w badaniach opinii publicznej przewodzi stawce kandydatów, nie deklasując polityków aż tak, jak czyniła to kiedyś żona prezydenta, ale jednak prowadzi wyraźnie.