Pani Marlena od ponad 20 lat przygotowuje ciała do pochówku. Zawsze robiła wszystko, co w jej mocy, żeby poprawić wygląd nieboszczyka, bo doskonale wie, że widok zmarłej, bliskiej sercu osoby na długo pozostaje w pamięci. Teraz, przez pandemię koronawirusa jej praca zupełnie się zmieniła.
- Jest bardzo ciężko. Teraz ciało osoby zmarłej na COVID-19 już w szpitalu wkładane jest do dwóch worków, potem odbieramy je my, przychodzimy ubrani w specjalne kombinezony i maski na twarzach - mówi pani Marlena i wyjaśnia, że w ciągu ostatnich dwóch, trzech tygodniach ludzie umierają wręcz masowo. Tylko w ostatni weekend zakład organizował ponad 30 pogrzebów, co wcześniej nie zdarzało się nigdy.
- Dla wielu ludzi najgorsze jest to, że nie mogą zobaczyć zmarłej, bliskiej im osoby i chyba czują, że przez to nie mogą się pożegnać. Każdy reaguje na takie sytuacje inaczej, ale niestety bardzo często rozpacz jest ogromna - mówi pani Marlena i dodaje, że jak słyszy wypowiedzi osób, które nie wierzą w pandemię to czuje się bezsilna i zwyczajnie wściekła.
- Pracuję ze zmarłymi tyle lat i nigdy nie spodziewałam się czegoś takiego, jestem wręcz poruszona i zszokowana tym, co dzieje się w ostatnich tygodniach. Taka sytuacja panuje nie tylko u nas, bo ludzi umiera tak dużo, że z pracą nie mogą się wyrobić także inne zakłady pogrzebowe. Przy pierwszej, wiosennej fali koronawirusa takiej ilości zgonów nie było i być może do ludzi jeszcze nie dociera to, że ten wirus naprawdę zabija i to nie tylko osoby starsze - wyznaje pani Marlena.
