W hicie pierwszej serii gier Portugalczycy zremisowali z Hiszpanią 3:3. Bezapelacyjnym bohaterem aktualnych mistrzów Europy był wtedy Cristiano Ronaldo, autor hat-tricka. Ostatnią bramkę gwiazdor Realu Madryt strzelił już w doliczonym czasie gry, dlatego to Portugalczycy bardziej cieszyli się z jednego punktu niż Hiszpanie, ale w starciu z Marokiem zwycięstwo było już obowiązkiem.
- Tamten mecz był pełen zwrotów akcji i tak na prawdę jedni i drudzy mogli wygrać. Remis to sprawiedliwe rozstrzygnięcie, ale teraz już nie ma wymówek. Z Marokiem trzeba wygrać i jesteśmy pewni, że tak się stanie. Jak masz w składzie Cristiano Ronaldo, to zawsze jesteś faworytem - twierdzili przed meczem kibice z Lizbony.
Przed mistrzostwami wielu ekspertów upatrywało w Maroku drużyny, która może namieszać w Rosji. Francuski trener Herve Renard ma do dyspozycji wielu znanych w Europie zawodników, takich jak choćby skrzydłowi Noureddine Ambramat (Leganes), Nabil Dirar (Fenerbache) czy rozgrywający Hakim Ziyech (Ajax Amsterdam), choć oczywiście najbardziej rozpoznawalną postacią jest stoper Juventusu Turyn Mehdi Benatia.
- Wierzymy, że naszych piłkarzy stać na ugranie czegoś z Portugalią, choć oczywiście zdajemy sobie sprawę ze skali trudności. Sami skomplikowaliśmy sobie życie przegrywając z Iranem (0:1-red.), ale wtedy zabrakło nam tak na prawdę tylko szczęścia, bo byliśmy lepsi na boisku. Będziemy wspierać Maroko ze wszystkich sił. Nie stoimy na straconej pozycji - twierdzili kibice Maroka z Casablanci.
Ronaldo dał o sobie znać bardzo szybko, bowiem już w 4 min po krótko rozegranym rzucie rożnym wykorzystał dośrodkowanie Joao Moutinho i głową otworzył wynik spotkania. Było to czwarte trafienie gwiazdy Realu Madryt w drugim meczu MŚ w Rosji!
Marokańczycy nie poddawali się, ale niełatwo było im dojść do pozycji strzeleckich. Szwankowało przede wszystkim ostatnie podanie. Portugalia z koeli jeszcze do przerwy mogła podwyższyć prowadzenie, ale intuicyjną paradą przy strzale Goncalo Guedesa popisał się bramkarz Munir Mohamand i na przerwę mistrzowie Europy przy skromnym, jednobramkowym prowadzeniu.
W drugiej połowie niemający niczego do stracenia Marokańczycy rzucili się do ataku. Portugalska defensywa zaczęła popełniać rażące błędy, ale podopieczni Renarda zorganizowali sobie prawdziwy festiwal nieskuteczności. Do 60 minuty mogli i powinni strzelić co najmniej dwa gole, ale albo nie trafiali w bramkę, albo zatrzymywał ich będący w wybornej formie Rui Patricio.
Portugalia nieco zaskoczona takim obrotem spraw cofnęła się do defensywy i czyhała na okazje do wyprowadzenia szybkich ataków. Te nie przynosiły jednak oczekiwanych skutków, a piłkarze z Maroka do ostatniego gwizdka sędziego nie znaleźli sposobu na zaskoczenie Patricio i praktycznie stracili szansę na wyjście z grupy.
Kibice z Maroka mogą mówić o sporym pechu, bo ich reprezentacja z pewnością nie zasłużyła na porażkę w tym spotkaniu. Zabrakło przede wszystkim zimnej krwi przy wykańczaniu akcji. Piłkarze Fenrando Stantosa mieli furę szczęścia, że zakończyli to spotkanie z czystym kontem.
Ze stadionu Łużniki - Piotr Janas