O porwaniu rodzicielskim w Bydgoszczy usłyszała cała Polska. Do zdarzenia doszło w lipcu 2019 roku. Mama była w pracy, wnukami zajmował się dziadek. Poszedł z nimi do sklepu, gdy pod ten sklep podjechał samochód. - Wyskoczyli z niego mężczyźni, siłą wepchnęli dzieci do samochodu i odjechali – opowiadał wówczas wujek dzieci ze strony matki. - Za porwaniem stoi ich ojciec.
Z auta wyskoczyli mężczyźni, siłą wepchnęli dzieci do samochodu i odjechali.
Rodzina podzielona
Para, żyjąca w nieformalnym związku, rozstała się po latach. Matka niemal z dnia na dzień odeszła z 7-letnim wtedy synem i o rok młodszą córką, nie powiadamiając byłego partnera. On zorientował się o jej odejściu, gdy wrócił z pracy do domu i w środku nikogo nie zastał. Kobieta wróciła w rodzinne strony, do Bydgoszczy. Tu szybko znalazła pracę. Ojciec został sam pod Warszawą, tam prowadzi firmę.
Między rodzicami zaczęły się kłótnie o opiekę nad dziećmi. Ona chciała, żeby nadal były z nią w Bydgoszczy, a on, żeby dzieci wróciły do swojego rodzinnego domu, no i do niego.
- Ustaliliśmy personalia osób, które brały udział w akcji odbierania dzieci i skontaktowaliśmy się z nimi. Według ich relacji, dzieci miał odebrać ojciec w asyście detektywów i bezpiecznie przewieźć je do miejsca aktualnego pobytu – informowali „Pomorską” krótko po zdarzeniu w biurze Detektyw Weremczuk & Wspólnicy. - Dziadek, który opiekował się dziećmi, przedstawia z kolei inną wersję. Według niego, ojca dzieci miało nie być na miejscu, co mogłoby wskazywać na porwanie małoletnich przez nieznane mu osoby.
Wiadomo, że zanim doszło do porwania rodzicielskiego, kobieta wnioskowała do sądu o zabezpieczenie, czyli o to, aby sąd orzekł, z kim mają pozostać dzieci. To było krótko po przeprowadzce jej z dziećmi do Bydgoszczy. Ojciec jednak nie czekał na postanowienie sądu. Tłumaczył, że chce brać czynny udział w wychowywaniu swoich dzieci. Kobieta i mężczyzna mają równe prawa do tej dwójki.
Córka i syn odnaleźli się, razem z tatą, na drugi dzień po porwaniu. Razem byli w hotelu w Toruniu. Potem na kilka tygodni wrócili pod stolicę. Policja badała sprawę, w międzyczasie sąd zdecydował, że rodzeństwo ma być przy matce, od września pójdzie do szkoły w Bydgoszczy, a u ojca będzie spędzało co drugi weekend.
Ojciec dzieci założył podsłuch w ich zabawce. Grożą za to nawet 2 lata więzienia.
Podsłuch w zabawce
Pojawia się ciąg dalszy historii. - Dzieci mieszkają z mamą w Bydgoszczy i tutaj uczęszczają do szkoły. Policja umorzyła sprawę porwania, ale to nie koniec – mówi Bartosz Weremczuk, prywatny detektyw, reprezentujący matkę dwójki dzieci. - Do sądu wpłynął akt oskarżenia przeciw ojcu w sprawie nielegalnego pozyskiwania informacji. Wyszło na jaw bowiem, że krótko przed porwaniem ojciec dzieci założył podsłuch w ich zabawce. Za to grożą nawet 2 lata więzienia. Zdobyte w ten sposób informacje ułatwiły ojcu porwanie.
Kontakty do poprawki
Detektyw ze strony ojca przekonuje, że żadnego porwania nie było, po prostu tata zajął się dziećmi. Jego klient obwinia byłą partnerkę za całą sytuację. - Matka dzieci utrudniała mu kontakt z nimi, zresztą nadal to robi – podkreśla detektyw, wynajęty przez ojca. Dzieci w co drugi weekend powinny być z tatą, natomiast ich matka wymyśla rozmaite preteksty, aby do niego nie jechały. Mój klient walczy w sądzie o regularne spotkania z córką i synem.
500 złotych miesięcznie nie wystarczy. Wychowanie dzieci w P...
