Zaczęło się od telefonu, który otrzymał ojciec porwanego chłopaka. Syn informował, że jacyś mężczyźni zarzucili mu coś na głowę i wywożą go do lasu. Ojciec zaniepokojony sytuacją powiadomił policję. Kiedy policjanci przyjmowali zgłoszenie o przestępstwie, syn wrócił do domu.
Z jego relacji wynikało, że gdy przed blokiem jacyś młodzieńcy zarzucili mu coś na głowę, wsadzili do bagażnika i wywieźli do lasu. Tam zażądali wydania pieniędzy i cennych rzeczy. 18-latek oddał srebrny łańcuszek, telefon komórkowy, kurtkę. Porywacze zostawili chłopaka w lesie, ale na własną rękę wrócił do domu.
W czasie, kiedy opowiadał policjantom tę filmową historię, do mieszkania przyszedł nieznajomy mężczyzna i zapytał.... o zdrowie 18-latka. Chłopak rozpoznał w nim jednego z napastników. Mężczyzna został zatrzymany przez policjantów. Po chwili do mieszkania zapukał kolejny porywacz. Okazało się, że przed blokiem w samochodzie czeka na swoich kumpli kolejnych dwóch napastników. Policjanci zatrzymali wszystkich.
W aucie była również skradziona kurtka. Jeden z napastników miał także przy sobie srebrny łańcuszek. Porywacze tłumaczyli, że zrobili to "dla żartu". Policjantów jednak nie przekonali, podobnie sądu. Sąd Rejonowy przychylił się do wniosku policji i aresztował czterech mężczyzn na 3 miesiące. Aresztowani są wieku 30,20 i 18 lat.