- „Manpower” (agencja pracy tymczasowej, która rekrutuje pracowników do Sharpa - przyp. aut.) podpisuje z nami umowy tylko na pół miesiąca. Niektórzy koledzy się więc zwalniają, bo jak można wyżyć za 700 złotych? Jesteśmy wkurzeni! - mówi „Pomorskiej” pracownik Sharpa (nazwisko znane redakcji). Od 8 miesięcy jest zatrudniony w fabryce jako pracownik tymczasowy i liczył, że wkrótce przejdzie na etat. Dziś rozgląda się za bardziej stabilną pracą.
Sharp zwalnia tempo
Trzęsienie ziemi w Japonii i zamknięcie obszaru Fukushima sprawiło, że do podtoruńskiej fabryki nie docierają na bieżąco komponenty niezbędne w procesie produkcji. I Sharp zwolnił tempo.
- Dotarły do mnie pogłoski o tym, że fabryka ma zostać zamknięta - mówi Beata Arbat, przewodnicząca Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” w Sharpie. - Ludzie są przewrażliwieni, bo mamy przestoje i tak zwani tymczasowi pracownicy zostali oddelegowani.
Przewodnicząca „Solidarności” dodaje, że japońscy szefowie zapewnili ją, że „nie po to przyszli do Polski, by za chwilę likwidować zakład”.
- Jak tylko rozwiążemy problem z dostarczaniem komponentów, produkcja w fabryce zostanie zwiększona - informuje Dorota Senator z działu kadr w Sharpie.
Nie wiadomo kiedy ruszy produkcja?
Kiedy więc robotnicy wrócą do pracy w pełnym wymiarze godzin? - Nie umiemy w tym momencie doprecyzować dokładnego terminu - odpowiada Dorota Senator. - Prace nad tym trwają, ale w czwartek znów było w Japonii kolejne poważne trzęsienie ziemi.
Etaty w Sharpie ma ok. 1600 osób. Do końca roku, zgodnie z umową zawartą z rządem, firma musi zatrudnić jeszcze ponad 400 osób.
