Należał do rodziny Tańskich, rozstrzelanych we wrześniu 1939r. Przejęły go Lasy Państwowe, aż w końcu trafił do... kościoła. Nawet bydgoska kuria nie podniosła z ruiny zabytkowego budynku na Prądach.
Gmach z czerwonej cegły jest widoczny już z ulicy Nakielskiej, tuż rozwidleniu z ulicą Lisią. Kilka metrów od jego murów płynie struga. Strumień ten jeszcze do 1939 roku napędzał koło młyńskie. Obecna rudera była wówczas czynnym młynem.
Od kilkudziesięciu lat budowla popada w ruinę. - Wielka szkoda, bo to miejsce historyczne - mówi Jerzy Derenda, prezes Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy. - Pierwsi właściciele młyna zginęli w pobliskim lasku na samym początku II wojny światowej. Hitlerowcy ich rozstrzelali, bo gospodarze udzielili przedtem schronienia polskim żołnierzom jednego z pułków broniących tzw. "przedmościa bydgoskiego".
Budynek, wraz z przylegającą działką został po wojnie znacjonalizowany. Trafił pod zarząd dyrekcji Lasów Państwowych. Dziś gmach przypomina ruinę. Z roku na rok niszczeje, nie ma drzwi. W oknach widać nieliczne już, kiedyś pośpiesznie przybite deski. Najgorzej jest z przybudówką od strony ulicy Nakielskiej. Częściowo zapadł się tam dach.
- Jeśli nie gmina, ani zarząd Lasów Państwowych, to może jakiś prywatny inwestor mógłby zrobić porządek z tą ruiną - mieszkańcy Prądów są zgodni. - Mogłoby tu powstać jakieś małe muzeum, które przy okazji upamiętniałoby losy rodziny Tańskich.
Gmach znajduje się w ewidencji wojewódzkiego konserwatora zabytków, nie został jeszcze jednak ujęty w rejestrze nieruchomości chronionych.
Ostatnim zarządcą budynku w jego długiej historii stała się bydgoska kuria diecezjalna. - Na rzecz kościoła młyn trafił w ramach wymiany gruntów już przed sześcioma laty - wyjaśnia Zbigniew Kowalski, naczelnik Nadleśnictwa Bydgoszcz.
Jakie plany wobec młyna mają bydgoscy duchowni? Do tej sprawy jeszcze wrócimy.