Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premier Donald Tusk pochwalił się sukcesami na półmetku kadencji rządu

Jacek Deptuła [email protected] tel. 52 326 31 28
Premier Donald Tusk znakomicie kreuje swój wizerunek, a mówić to on naprawdę potrafi.
Premier Donald Tusk znakomicie kreuje swój wizerunek, a mówić to on naprawdę potrafi. fot. archiwum
Warszawski taksówkarz, który wiózł mnie na spotkanie z premierem Donaldem Tuskiem, był zaskoczony: - Patrz pan, piętnaście lat za kółkiem, a jest pan pierwszym klientem, którego wiozę do samego szefa rządu.

- Przepraszam - ciągnął dalej - a wcześniej widział go pan na własne oczy?
Przytaknąłem, bo kilka razy z nim rozmawiałem. Taksówkarz ożywił się: - No właśnie!

To może mi pan powiedzieć, czy premier rzeczywiście jest, no... rudy? Bo na internetowych forach to jego przeciwnicy ciągle piszą o nim "rudy i rudy".
Zgodnie z prawdą opisałem premiera Tuska jako dość wysokiego mężczyznę, ale z pewnością nie rudego, tylko ciemnego blondyna. Taksówkarz wydawał się być zadowolony. Ja natomiast nie bardzo rozumiałem, czy gdyby premier miał rude włosy - mogłoby to mieć jakieś znaczenie? Ale mimo wszystko, kiedy szef rządu pojawił się w sali kolumnowej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - przyjrzałem się dokładniej jego fryzurze. Włosy na pewno nie były rude.

Dla każdego coś miłego

Środowe spotkanie Donalda Tuska z dziennikarzami prasy regionalnej i lokalnej kraju premier może zaliczyć do udanych. Hasło blisko trzygodzinnej konferencji pomyślane było nieźle: "Od transformacji do modernizacji". W swobodnej interpretacji oznaczać to chyba miało, że transformację ustrojową już zakończono i zabrano się za modernizację kraju. Rzecz jasna - z sukcesami.

Premier przyszedł na spotkanie z silną ekipą: minister rozwoju regionalnego Elżbietą Bieńkowską i szefami resortów: infrastruktury z Cezarym Grabarczykiem, spraw wewnętrznych i administracji z Jerzym Millerem oraz sportu i turystyki - Adamem Gierszem. Był też rzecznik rządu Paweł Graś.

Można o Donaldzie Tusku powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że jest złym mówcą i nie potrafi kreować swojego wizerunku. Znakomicie wyczuwa nastroje słuchaczy i stosuje świetną, wcale nie demagogiczną argumentację. Zaczął więc od tego, jak wielkie siły drzemią w regionalizmie i lokalności, również mediów: - Niektórzy w Warszawie mówią o tym z odcieniem wyższości "prowincja". Ale ta prowincja może być dumna z tego, że swoim wysiłkiem zmienia Polskę. Jestem Kaszubą, mieszkam w Sopocie, tu zakotwiczyłem się tylko czasowo. A w moim rządzie większość ministrów to ludzie z tej "prowincji".

Tu premier wskazał na Elżbietę Bieńkowską z Mysłowic, Grasia z Kęt, Millera z Krakowa, Grabarczyka z Łodzi... - Tylko minister Boni jest z Warszawy - dodał z dumą. - Kiedy przyjmowaliśmy te wielkie cywilizacyjne projekty, założyliśmy, że kraj to nie tylko stolica.

I tu szef rządu zaczął wymieniać owe cywilizacyjne projekty: autostrady, tysiąc boisk Orlików, inwestycje w lokalne drogi, mosty, rozwój przedsiębiorczości - słowem pasmo osiągnięć. I garść kolejnych obietnic. - Mam na myśli program, który właśnie przygotowujemy: to rewitalizacja polskiej prowincji. Szarej i często po prostu brzydkiej.

Trudno było nie przyznać racji premierowi: o ile w wielkich polskich miastach widać zmiany na lepsze, o tyle w małych miejscowościach dominują ślady architektonicznego koszmaru socjalizmu. - Zbyt wiele jest jeszcze w Polsce brzydkich miejsc. Ludzie żyjący z dala od metropolii są po prostu pokrzywdzeni.

Pomysł rewitalizacji polskiej prowincji jest doprawdy znakomity. Podpiszą się pod nim wszyscy. Tylko nie wiadomo, kto za to zapłaci - biedny rząd czy też jeszcze biedniejsze samorządy?

Ciąć toporem polityków w TV

Właśnie mediom publicznym, szczególnie telewizji, premier poświęcił sporo czasu. Mówił bez owijania w bawełnę: - Skandalem jest to, jak wydawane są pieniądze TVP! Skandalem jest fakt, że szefowie mediów publicznych grożą, iż ze względu na brak pieniędzy nie będą realizować programów misyjnych! Media publiczne nie mogą być własnością partii politycznych. Nasza ustawa medialna idzie w tym właśnie kierunku.
Premier Tusk zaznaczył jednocześnie, iż nie jest entuzjastą abonamentu: - Jest tylko pytanie - ile podatnik ma za to zapłacić?

Stoczniowcy i bursztyniarze

Kiedy nadszedł czas na pytania dziennikarzy, atmosfera nieco się zagęściła. Przedstawicielka prasy śląskiej pytała o tragiczną sytuację finansową tamtejszych szpitali. Mówiła o zaniżanych stawkach przez Narodowy Fundusz Zdrowia i o tym, że żaden z dyrektorów śląskich szpitali nie zamierza podpisać umowy z NFZ. I tym razem premier znalazł się całkiem przekonywająco. Nie powiedział wprawdzie tego wprost, ale znacząco pytał o zarobki w służbie zdrowia: - Mało kto wie, że w ciągu ostatnich dwóch lat służba zdrowia dostała 10 mld złotych więcej. Tych pieniędzy jest naprawdę dużo. Trzeba tylko zapytać dyrektorów szpitali, jak nimi gospodarują? Jedyne to, co w sposób niepokojący rośnie w służbie zdrowia, to wynagrodzenia. Nie lubię zaglądać do kieszeni obywateli, ale najgorzej w służbie zdrowia mają pacjenci, później pielęgniarki...

Szef rządu nie dokończył, iż chodziło mu o lekarzy. Niemniej aluzja była oczywista.
Blisko kwadrans poświęcił premier wtorkowym protestom stoczniowców w Warszawie. Przedstawiciele prasy Wybrzeża zapytali Donalda Tuska wprost, czy wyobraża sobie Polskę bez przemysłu okrętowego?

- To nie jest kwestia wyobraźni - ripostował szef rządu. - Prawda jest brutalna: budowaliśmy statki dużo drożej i dużo gorzej, np. od Koreańczyków. Na dodatek do polskich okrętów ogromne pieniądze dopłacali podatnicy. Jak długo dałoby się utrzymać tę sytuację? Przemysł może funkcjonować tylko tam, gdzie jest dobry, konkurencyjny wyrób i kupiec. U nas nie było ani jednego, ani drugiego. Zapowiadam więc twardo: w Polsce statki na pewno nie będą budowane za pieniądze podatników. Niewielu wie, że na Wybrzeżu więcej pieniędzy przysparza branża bursztyniarska aniżeli przemysł stoczniowy.

Nas, dziennikarzy Kujaw i Pomorza, interesowały szczególnie dwie sprawy: "kultowy" już most w Toruniu oraz bydgoskie lotnisko. O dziwo okazało się, że premier zna sprawę mostu i prezydenta Michała Zaleskiego: - Wywiążemy się z obietnic dofinansowania inwestycji. Ten obiekt jest rzeczywiście niezwykle ważny, ale żadnych dodatkowych pieniędzy Toruń nie dostanie.

Minister Grabarczyk natomiast zapowiedział, że modernizacja bydgoskiego lotniska zakończy się w 2015 roku. Do tego czasu powstaną drogi kołowania, dodatkowe pasy startowe, hangary oraz wieża kontrolna. Całość kosztów - ponad ćwierć miliarda złotych.

Kiedy rozpoczynało się spotkanie premiera i ministrów z dziennikarzami, każdy z uczestników otrzymał komplet pięciu kolorowych broszur i książeczek ilustrujących dokonania dwóch lat rządów premiera Tuska. Broszury, acz świetnie wydane, czytało się z ogromnym trudem - sukces gonił sukces.

A po spotkaniu stosy tych wydawnictw zalegały stoły i krzesła sali kolumnowej. Przypomniała mi się wtedy podobna broszura wydana z okazji 365 dni rządów Jarosława Kaczyńskiego. Zastanawiałem się wtedy, jaki był koszt jej druku i czy nie szkoda na to pieniędzy.

Ale rząd PiS zmieścił swe sukcesy w jednej broszurze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska