Baj Pomorski po raz drugi w tym sezonie sięga po ukochane lektury z dzieciństwa - nie tyle swoich najmłodszych widzów, co ich rodziców. Po niezbyt udanych "Muminkach" nadszedł czas na "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren, które brawurowo zrealizował Konrad Dworakowski.
Już na początku reżyser daje nam znać, że to będzie coś więcej niż opowieść o przygodach sześciorga dzieci z maleńkiej wsi, którym czas upływa na beztroskiej zabawie. Prologiem do spektaklu jest spotkanie grupy staruszków - zgrzybiałych, zniedołężniałych, przygarbionych ciężarem lat i doświadczeń. Szybko się jednak okazuje, że mimo upływu czasu wciąż drzemie w nich dziecko. Niemal dosłownie! Gdy zrzucają z siebie deformujące starcze kostiumy, bez trudu rozpoznajemy w nich małych psotników z Bullerbyn: Lisę, Annę, Brittę, Ollego, Lassego i Bossego. I tu zaczyna się prawdziwe szaleństwo.
Dzieciaki szybko wciągają nas w swój świat, dynamicznie - scena po scenie - prowadząc przez swą codzienność: moment, gdy Olle dostał psa, gdy urodziła mu się siostrzyczka, gdy dziewczyny zostały piastunkami Kerstin. Możemy też śledzić wyprawę Lisy i Anny do sklepu oraz lądowanie Lassego w przeręblu. Wszystko poprowadzone z lekkością i dowcipem. Duża w tym zasługa scenografii. Scena wygląda jak wielkie pudło z płyty OSB. Pełno tu drzwi, tajemnych przejść, dziwnych zakamarków, uchylanych okien i wysuwanych szuflad, które - w zależności od potrzeb - pełnią różne funkcje: stają się trzema zagrodami w Bullerbyn, stogami siana, w których dzieciaki śpią latem, budą dla Svippa lub kołyską Kerstin. Reżyser nie potrzebuje wielu rekwizytów, by stworzyć pełnowymiarowy świat bohaterów - tak jak dziecko potrafi w prostych przedmiotach odnaleźć wiele form i nieustannie zaskakuje nas swoimi pomysłami.
Z pomocą przychodzą mu multimedia. Dworakowski używa ich z wyczuciem i umiarem, np. po to, by zaaranżować śnieżycę czy przedstawić postać Dziadziusia, który w osobie gościnnie występującego prof. Witolda Chmielewskiego, pojawia się jedynie w projekcji wideo. Inny slajd kończy cały spektakl: widzimy małych bohaterów, którzy wybiegają ze starej wiejskiej chaty i mówią: "Więcej dzieci w Bullerbyn już nie ma". I to jest kolejny trop do odczytania toruńskiego przedstawienia. Dworakowski pokazuje świat, który odchodzi, a jednocześnie - zaszczepiając go w dzieciach - pozwala mu przetrwać jeszcze chwilę. I przerzuca pomost między pokoleniami, dając dzieciom wgląd w doświadczenia rodziców, a rodzicom przypominając, że szczęśliwe dzieciństwo jest kluczem do szczęśliwego życia.
Cała ta sztuka nie udałaby się bez fantastycznej gry całej aktorskiej ekipy: Marty Parfieniuk-Białowicz, Edyty Łukaszewicz-Lisowskiej, Edyty Soboczyńskiej, Andrzeja Korkuza, Krzysztofa Pardy, Mariusza Wójtowicza i Dominiki Miękus, która w roli Svippa i Kerstin po raz kolejny udowadnia, że potrafi zagrać dosłownie wszystko.
Czytaj e-wydanie »