GIM to spółka, w której większość udziałów ma miasto. Powstała głównie po to, aby zaciągnąć 150 mln zł kredytu na rozbudowę szpitala.
- Przypominam sobie zapewnienia prezydenta, że ta spółka nie będzie generować kosztów, a pensja prezesa będzie symboliczna - mówi Tomasz Smolarek, radny Platformy Obywatelskiej.
Pensja symboliczna była, ale tylko na początku. Beata Przybylska, naczelniczka wydziału spraw społecznych ratusza została szefową GIM w 2011 r. i wówczas jej pensja wynosiła miesięcznie 1 tys. zł brutto (ok. 700 zł netto, czyli "na rękę").
Więcej wiadomości z Grudziądza na www.pomorska.pl/grudziadz.
Taka wypłata nie przeszkadzała prezes Przybylskiej. - Jest wystarczająca - mówiła "Pomorskiej" jesienią 2011 roku. Mimo to niedługo później pensja pani prezes raptownie skoczyła do ponad 5 tys. zł brutto (ok. 3 tys. zł "na rękę"). Czy teraz uposażenie także jest wystarczające?
- Ocena mojej pracy leży w gestii właścicieli spółki i rady radzorczej. Kwestia wysokości mojego wynagrodzenia została ustalona przez te organy i taką propozycję przyjęłam - mówi Beata Przybylska.
Za co te pieniądze?
Wcześniej o uzasadnienie wzrostu wynagrodzenia szefowej GIM poprosiliśmy prezydenta Roberta Malinowskiego. Nie odpowiedział wprost. Podkreślił jedynie, że podwyżka nastąpiła od początku 2012 r., po tym jak GIM zawarły umowę na kredyt dla szpitala, a potem nie było już zmieniane.
Z kolei rzeczniczka ratusza Magda Jaworska-Nizioł przekonuje, że GIM nie tylko prowadzą rozliczenia finansowe związane z kredytem, ale także m.in. brały udział w opracowywaniu programów restrukturyzacji długów szpitala.
- Pani prezes może wykonywać te czynności za wynagrodzenie ustalone w momencie powołania, a nie ok. 5 razy wyższe. O takiej pensji pomarzyć może większość urzędników - twierdzi Łukasz Kowarowski, radny SLD.
Przybylska jako naczelniczka wydziału UM, w 2014 r. zrobiła ok. 100 tys. zł. W GIM - ok. 75 tys. Obie kwoty są brutto.
Czytaj e-wydanie »