Bydgoszanka z zespołem Downa, 18-letnia Daria, nie żyje. Może byłaby wśród nas, gdyby szpital w Bydgoszczy ją przyjął. A miejsce dla niepełnosprawnej dziewczyny nie znalazło się w ani jednym szpitalu w mieście. Nastolatka zmarła, po przewiezieniu do lecznicy w Chełmnie.
W redakcji wczoraj rano rozdzwoniły się telefony. - Nie można było pomóc jednej pacjentce. Co by się stało, gdyby nagle w Bydgoszczy doszło np. do poważnego wypadku czy wybuchu, rany odniosłoby kilka czy kilkanaście osób i wszystkie wymagałyby natychmiastowej pomocy lekarza? - dopytywali Czytelnicy.
Ludzie są zbulwersowani tym, że w 366-tysięcznym mieście zabrakło miejsca na oddziale intensywnej opieki. Chcą wiedzieć, czy takie sytuacje częściej się zdarzają. Czują się zagrożeni.
Przeczytaj także: Czy szpital w Bydgoszczy jest winny śmierci Darii? Sprawę bada NFZ
Nie tylko w redakcji, ale w całej Bydgoszczy zawrzało po naszym sobotnim artykule o śmierci Darii. Od rana były telefony do ratusza, prosto do prezydenta Bruskiego. - W związku z tym proszę o wyjaśnienie zaistniałej sytuacji i zapewnienie mieszkańcom na terenie Bydgoszczy intensywnej opieki medycznej w nagłych wypadkach - Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy, z taką prośbą zwrócił się do wojewody Ewy Mes i do Tomasza Pieczki, dyrektora Narodowego Funduszu
W NFZ badają szczegółowo przyczyny tragedii. - W tym roku na samą intensywną terapię przeznaczyliśmy 85 milionów złotych. To 8 więcej niż w zeszłym roku - informuje Jan Raszeja, rzecznik NFZ w Bydgoszczy.
Najwięcej w regionie
Dodaje: - W Bydgoszczy jest osiem oddziałów intensywnej terapii. To najwięcej w całym województwie. Tym bardziej bulwersuje, że doszło do tragedii. Poprosiliśmy wojewódzkiego konsultanta ds. intensywnej terapii o pomoc w wyjaśnieniu sprawy.
Czytaj e-wydanie »