Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Mrówczyński: - Nie ma już odwrotu od chemii na roli

Lucyna Talaśka-Klich
Prof. Marek Mrówczyński
Prof. Marek Mrówczyński Lucyna Talaśka-Klich
Rozmowa z prof. dr. hab. Markiem Mrówczyńskim, dyr. Instytutu Ochrony Roślin - PIB w Poznaniu, m.in. o zmianach w stosowaniu środków ochrony roślin.

Coraz więcej środków ochrony roślin w Unii Europejskiej jest na cenzurowanym. Jak unijne zakazy przełożyły się na nasze rolnictwo?

Od wprowadzenia przez Unię Europejską zakazu na neonikotynoidy, w grudniu minęło 5 lat. W przypadku Polski dotyczył on trzech preparatów z grupy neonikotynoidów - imidachloprydu, chlotianidyny i tiametoksamu - stosowanych wcześniej w uprawach rzepaku ozimego i jarego, kukurydzy oraz zbóż jarych.

Później Unia zdecydowała, że zakaz ten musi zostać poszerzony do wszystkich upraw i pod koniec kwietnia minionego roku zapadła decyzja (z mocą wejścia od 16 grudnia roku 2018). Wcześniejszy zakaz dotyczył zaprawiania, ten kolejny także opryskiwania (wyjątkiem są uprawy szklarniowe).

I powstał problem, bo nagle zabrakło równie skutecznych środków, zamiast jednorazowego stosowania neonikotynoidów w zaprawach np. ozimego rzepaku, rolnicy musieli wykonywać po kilka zabiegów nalistnych.

Jak na te zakazy zareagowały inne kraje?

Francja poszła jeszcze dalej, bo wprowadziła zakaz na stosowanie także innych związków z grupy neonikotynoidów - na acetamipryd i tiachlopryd.

To nie był unijny wymóg, państwa same mogą o tym zdecydować. U nas takiego zakazu przynajmniej na razie nie będzie.

Z kolei ministrowie poszczególnych państw UE mogą wprowadzić derogację. To taka zgoda na czasowe stosowanie jakichś substancji.

Skorzystał z tej możliwości polski minister rolnictwa.

Minister Jan Krzysztof Ardanowski 9 lipca 2018 roku wprowadził możliwość stosowania dwóch zapraw, a 13 lipca trzeciej - tylko do stosowania w rzepaku ozimym. To dotyczyło obrotu zaprawami, zaprawiania, sprzedaży i wysiewu. Zgoda może dotyczyć 120 dni i ten czas minął na początku listopada 2018 roku.

Na ten rok powinna być kolejna zgoda. W poprzednim sezonie wystąpił o nią do ministra Juliusz Młodecki - prezes Krajowego Zrzeszenia Producentów Rzepaku i Roślin Białkowych, w tym roku także chce o to wnioskować.

Znowu chodzi tylko o rzepak ozimy. Jarego ten problem nie dotyczy, ponieważ sieje się go w Polsce bardzo mało, najczęściej wtedy, gdy wymarznie rzepak ozimy i trzeba go przesiać.

Ekologom ta derogacja się nie podoba, skrytykowali ministra Ardanowskiego. Mieli podstawy, by źle oceniać ten krok?

Ekolodzy widzą to zupełnie inaczej. Są przeciwni stosowaniu neoinikotynoidów, a w ochronie roślin pustki nie ma. Jeśli nie było zapraw, a pojawiły się szkodniki, to trzeba było sobie inaczej radzić poprzez opryskiwanie całego pola. I na to się godzą ekolodzy!

Ale ministerstwo i nasz instytut jest za tym, żeby jednak stosować zaprawy, bo w tym przypadku jest to użycie punktowe.

Podczas stosowania zapraw nasiona się wysiewa bardzo rzadko, jak np. buraki co 17-18 cm, rzepak też się coraz częściej wysiewa punktowo. Np. w przypadku rzepaku można z normy wysiewu 3 kilogramy na hektar zejść nawet do pół kilograma! To jest oszczędność materiału siewnego, ale to również mniej zaprawy. I dlatego siew punktowy to jest przyszłość! Dotyczy to buraków, kukurydzy, rzepaku i warzyw.

Nie ma odwrotu od tych siewów punktowych, ale wówczas materiał siewny musi być bardzo dobrej jakości!

A zaprawy (także najlepsze) muszą być stosowane zarazem na choroby i szkodniki. One muszą być przygotowywane w jednostkach, które mają unijny certyfikat jakości zaprawiania (ESTA). Ma go w Polsce dwanaście firm. Ta liczba rośnie. Przed dwoma lata certyfikat zaprawiania nasion rzepaku miała tylko jedna firma, teraz jest ich dziewięć.

Agro Pomorska odcinek 54: środki ochrony roślin i ostatnia chwila na oświadczenia [wideo]

Jednak jeszcze dziś nie brakuje rolników, którzy wolą zaprawiać ziarno w siewniku, własnoręcznie, nawet bez rękawiczek ochronnych.

No i to jest głupota! Zaprawianie w taki sposób materiału siewnego w siewniku czy betoniarce jest niedozwolone!

Oprócz tego, że jest to niebezpieczne dla zdrowia rolnika, to różnica w pokryciu ziarna zaprawą bywa ogromna. Może być tak, że jedno nasionko będzie za bardzo pokryte zaprawą, a inne w ogóle. To nierówne pokrycie wpływa na to, że nawet zaprawy, które nie działają fitotoksycznie (czyli nie przypalają), przy przedawkowaniu powodują brak wschodów, albo jeśli rośliny wzejdą, to i tak mogą zamierać.

Zatem samodzielne zaprawianie nasion nie przynosi oszczędności?

Tak, ponieważ firmy, które mają certyfikat są kontrolowane przez jednostki certyfikujące, a nad nimi ma nadzór Polska Izba Nasienna, która sprawuje pieczę nad certyfikatami ESTA. Zatem korzystając z ich oferty rolnicy mają pewność odpowiedniej jakości.

W przypadku zapraw zbożowych takich firm jest 6, ale np. w przypadku buraków tylko - na razie - jedna. To mało ze względu na brak mocy przerobowych, no i brak konkurencji źle wpływa na ceny.

Jednak w uprawie buraków została jedna zaprawa na szkodniki, która nie jest z grupy neonikotynoidów - to perytroid doglebowy zawierający teflutrynę. I tym środkiem każdy może zaprawiać buraki.

Jeśli chodzi o zboża, to do zwalczania szkodników w zaprawach są tylko preparaty z grupy neonikotynoidów. Zgoda na ich stosowanie minęła w grudniu i organizacje skupiające producentów mogą o kolejną derogację wystąpić.

Coraz więcej kontrowersji wywołuje także stosowanie herbicydów zawierających glifosat. Mówią o tym nie tylko konsumenci, ale i producenci żywności. Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem zaklasyfikowała glifosat jako substancję prawdopodobnie rakotwórczą. Kalifornijski sąd zdecydował, że na opakowaniach środka zawierającego tę substancję znajdzie się informacja: „prawdopodobnie rakotwórczy”. Rolnicy ekologiczni oraz niektórzy naukowcy twierdzą, że ta substancja może być przyczyną np. niepłodności, nietrzymania moczu. Zaś Unia Europejska zdecydowała się dopuścić stosowanie glifosatu na kolejnych kilka lat. Jak pan to ocenia?

Glifosat jest stosowany na świecie od około pięćdziesięciu lat, krócej w Europie. Ponad rok temu Unia Europejska wydała pięcioletnią zgodę na jego stosowanie. Szanse, żeby za cztery lata przedłużyła tę zgodę, są znikome. Niektórzy producenci herbicydów prowadzą już badania nad nowym środkiem. I jest szansa, że substancja z innej grupy chemicznej, działająca podobnie, będzie wprowadzona do ochrony roślin.

Wcześniej nie można było przewidzieć ujemnych skutków działania glifosatu?

Po pewnym czasie jego stosowania okazało się, że jest problem z emulgatorami, które były stosowane wiele lat temu. I na podstawie m.in. badań środowiskowych, wpływu na zdrowie, producent środka zawierającego glifosat oraz firmy produkujące generyki tego produktu (zawierające tę samą substancję czynną) zmieniły emulgatory.

Bo największą tajemnicą tych firm są substancje emulgujące, wspomagające działanie preparatu. Te tzw. koformulanty zostały zamienione na inne, bezpieczniejsze. Te, które były podejrzane np. o działanie rakotwórcze, zostały wycofane. Zatem to nie był problem stosowania samego glifosatu, ale niektórych substancji wspomagających działanie.

Co do badań, to wykonywano je na szczurach i królikach, którym podawano czysty glifosat, więc trudno ocenić ich wyniki. Człowiek nie przyjmuje tej substancji w takiej postaci, ona przechodzi przez rośliny, w których zachodzi metabolizm.

W UE nie ma zgody na stosowanie odmian roślin GMO z genem odporności na glifosat. Na świecie jest prawie 200 mln ha upraw roślin z tym genem, głównie w Ameryce - Południowej i Północnej. W trzech czwartych GMO dotyczy właśnie odporności na glifosat.

Zatem glifosat niszczy tylko chwasty, ale nie rośliny uprawne zmodyfikowane genetycznie?

Owszem, ale skutki wielokrotnego spryskiwania glifosatem są takie, że jest coraz więcej chwastów odpornych na ten środek (ok. 20 w USA) i to wymusza najpierw stosowanie wyższych dawek, a potem szukania także innych środków.

Kilka lat temu niektórzy europosłowie poddali się badaniu, którego wyniki były niepokojące. Stwierdzono obecność glifosatu w moczu u wszystkich przebadanych osób.

Wszystkie środki ochrony roślin, nie tylko glifosat, pozostawiają jakiś ślad w organizmie człowieka, ale przecież można je stosować wyłącznie zgodnie z normami. Unia Europejska takie wypracowała, dostosowała je nawet do specyfiki danego kraju. Bo przy ich tworzeniu uwzględniono np. to, gdzie spożywa się więcej ziemniaków albo dań zbożowych.

W każdej roślinie mogą być pozostałości chemicznych środków ochrony roślin, ale jeśli nie zostały przekroczone normy, to nie ma się czego obawiać, bo nie zaszkodzą zdrowiu.

Konsumenci są coraz bardziej świadomi i nie chcą kupować żywności wyprodukowanej np. ze zbóż, rzepaku, soi, które rolnicy dosuszali przed samymi zbiorami. Desykacja budzi ich obawy.

Unia Europejska wprowadziła ograniczenia dotyczące stosowania glifosatu, szczególnie przed zbiorem!

Można zastosować ten środek, ale tylko w niektórych sytuacjach - nie do zasuszenia ziarna, lecz do zniszczenia chwastów i to jest ogromna różnica! Niektóre państwa wprowadziły całkowity zakaz stosowania glifosatu przed zbiorem.

A jak powinno być w Polsce?

W naszym kraju to także zostało ograniczone bardzo ostro. Glifosat można stosować tylko na plantacjach silnie zachwaszczonych. A większość upraw jest czystych i nie wymagają one dosuszania chwastów przed zbiorem.

W Polsce najczęściej zachwaszczone bywają uprawy rzepaku, w których pojawiają się np. chabry, maki, przytulia czepna. Szczególnie ta ostatnia roślina może utrudniać zbiór i wtedy przeprowadzenie desykacji wydaje się być uzasadnione.

Ile czasu przed zbiorem można przeprowadzić desykację?

Desykację przeprowadza się w początkowym okresie dojrzewania uprawy, ważne by zachować okres prewencji i karencji, który wynosi na ogół trzydzieści dni od czasu zabiegu do czasu zbioru, sprzedaży, czy konsumpcji (szczegółowe informacje znajdują się na ulotkach preparatów).

Mam wrażenie, że nie wszyscy rolnicy o tym wiedzą.

Wiedzą, bo mają obowiązek czytania informacji na etykietach i stosowania się do zaleceń.

A jeśli stosują preparaty kupione np. dwa lata temu? W tym czasie zalecenia mogły się zmienić.

Preparat, który nie jest przeterminowany można używać, ale rolnik powinien poszukać informacji na stronie internetowej ministerstwa rolnictwa oraz naszego instytutu.

Warto sprawdzić, czy nie zaszły zmiany na etykiecie, ograniczenia, które rolnik powinien zastosować. Dotyczy to nie tylko preparatów z glifosatem, ale i innych.

Jeśli się do tego nie zastosuje - bo opierał się na starych informacjach z ulotki - to kto za to odpowie?

Rolnik, ponieważ inspekcja, która go skontroluje sprawdzi m.in. dokumentację wykonywania zabiegów (obecnie musi być przechowywana przez trzy lata od czasu zabiegu) i jeśli będą uchybienia, to zostanie ukarany.

Na ogół rolnicy są świadomi, ale niektórzy wciąż idą na łatwiznę. Kiedyś, gdy nie było integrowanej ochrony roślin, to więcej gospodarzy kierowało się tym, co robi ich sąsiad. Jeśli ten wykonywał jakieś zabiegi, to on też wyjeżdżał w pole i robił to samo. Dziś tak nie można robić! Żeby wykonać zabieg na przykład na słodyszka w rzepaku, trzeba na każdą plantację dokładnie spojrzeć i ocenić, czy zabieg jest rzeczywiście potrzebny. Jeśli tzw. próg szkodliwości został przekroczony, to można go wykonać. Współczesny rolnik takie informacje na pewno ma, bo udostępnia je nie tylko nasz instytut, ale i odr-y.

Poza tym dziś, gdy jest potrzeba ograniczania kosztów, żaden rolnik nie będzie chciał za dużo wydawać na zabiegi.

Ze względu na koszty, niektórzy kupują tańsze podróbki środków ochrony roślin. Czym ryzykują?

Przede wszystkim nie wiadomo co zawiera taka podróbka. Owszem, może mieć substancję czynną, ale zanieczyszczoną izomerami. W takim produkcie mogą być inne substancje trujące nie tylko rośliny (cała plantacja może zostać zniszczona), ale i niebezpieczne dla człowieka.

Stosowanie podróbek jest zakazane i grozi za to kara. Rolnik powinien kupować środki z legalnych źródeł, które są pod nadzorem Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Plantacja opryskana nielegalnym środkiem może zostać zlikwidowana na wniosek inspekcji. To problem w całej UE, ok. 10 proc. preparatu na rynku unijnym to podróbki.

Czy bez chemicznych środków ochrony roślin, w tym np. totalnych herbicydów, można sobie poradzić we współczesnym rolnictwie?

Nie sądzę. Coraz więcej rolników stosuje uproszczone technologie uprawy i przed siewem do zwalczania szczególnie chwastów wieloletnich stosuje totalne herbicydy, by pole wyczyścić. Stosowanie np. glifosatu przed siewem ma sens, bo preparat ulega rozkładowi.

Są także badania nowych środków - krótko działających, które zastąpią preparaty starsze.

Jednak stosowanie środków krótko działających będzie oznaczało konieczność częstszego wykonywania zabiegów i podniesie koszty. Szczególnie na początku - gdy nie będzie jeszcze generyków - te środki będą droższe, a poza tym kiedyś może się okazać, że są jakieś niekorzystne skutki uboczne i znowu trzeba je będzie zastąpić.

Ale nie ma już powrotu do rolnictwa, w którym nie stosowało się środków chemicznych, a do walki np. z chwastami byli ludzie. Dziś nawet w nowoczesnych, zautomatyzowanych, zmechanizowanych gospodarstwach brakuje rąk do pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska