Sąd stwierdził, że popełnione przez niego przestępstwa to czyny mniejszej wagi i nie orzekł wobec lekarza żadnej kary oprócz 3 tys. zł grzywny. Prokuratura prawdopodobnie złoży apelację od tego wyroku.
- Profesor T. nie żądał łapówek od pacjentów. Ludzie zostawiali mu pieniądze z wdzięczności, z potrzeby serca. Jeden ze świadków stwierdził nawet, że "nieopłacone leczenie nie jest skuteczne" - mówiła wczoraj sędzia Daria Kamińska-Grzelak, która podkreśliła, że co prawda lekarz jest winny, ale jego czyny to tylko "występki". Kara to 3 tys. zł grzywny, która ma być wpłacona na rzecz hospicjum im. ks. Jerzego Popiełuszki.
Były szef kliniki rehabilitacji szpitala uniwersyteckiego w Bydgoszczy oskarżony był o przyjęcie 28 tysięcy złotych łapówek i 10 butelek drogiego koniaku (wczoraj sąd uznał alkohol za "zwyczajowe prezenty" i uniewinnił profesora od tego zarzutu). Miał też leczyć pacjenta z Kanady, który przedstawił dokumenty ubezpieczeniowe swojego dziadka, mieszkańca Bydgoszczy. Dlaczego sąd uznał te przestępstwa za czyny mniejszej wagi?
Sędzia Kamińska-Grzelak stwierdziła, że rehabilitant pieniądze brał, ale jako dowody przedłożył też dokumenty na zakupiony przez siebie za ponad 40 tys. zł sprzęt na potrzeby kliniki, m.in. respirator wart 32 tys. zł. - Klinika była malowana raz do roku, a na jej konto sponsorzy wpłacili 230 tysięcy złotych - dodała sędzia.
Profesor Jan T., któremu w sądzie towarzyszyła żona, nie chciał komentować wyroku, ale na sali sądowej przez chwilę się zapomniał: - Ciężko pracowałem przez czterdzieści lat nie po to żeby teraz gnić w więzieniu, ale po to żeby leczyć i ratować ludzi. Do fotoreporterów lekarz powiedział: - Róbcie zdjęcia, róbcie. Jeszcze do mnie przyjdziecie.
Prokuratura chce przeanalizować uzasadnienie wyroku. - Rozważymy możliwość apelacji. Mam wątpliwości, czy naprawdę były to przypadki mniejszej wagi - tłumaczył prokurator Wiesław Giełżecki.
Wyrok nie jest prawomocny.