https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Prosto w oczy

Rozmawiała Anna Wiejowska
Rozmowa z MACIEJEM STUHREM

     - Na ekrany kin wszedł właśnie film "Pogoda na jutro", w którym gra pan syna swego prawdziwego ojca, Jerzego Stuhra. Czy było to łatwe zadanie aktorskie? Tata również reżyserował ten film...
     - Na początku naiwnie myślałem, że nie będę miał z tym żadnego problemu. Spodziewałem się zależności czysto zawodowej. I faktycznie, w relacji aktor - reżyser tak było. W tym przypadku mieliśmy pełne porozumienie. Dokładnie wiedziałem, czego on ode mnie wymaga i oczekuje. Na tym polu dogadywaliśmy się bez najmniejszych kłopotów. Jednak największym zaskoczeniem było dla mnie spotkanie z ojcem w relacji aktor - aktor. Wcześniej nam się to prawie nie zdarzało, nie mieliśmy żadnych ważniejszych wspólnych wystąpień. Nigdy nie graliśmy ojca i syna. A tu nagle przyszło nam grać w jednym planie! Razem byliśmy w kamerze i patrzyliśmy sobie prosto w oczy z bliskiej odległości. Po prawie trzydziestu latach znajomości obaj widzimy ojca (lub syna) i jednocześnie czujemy, że to wszystko to jest straszne kłamstwo i fikcja. To było dziwne uczucie. Potrzebowałem paru dni, żeby się do tego przyzwyczaić, ale w końcu udało się.
     Co ciekawe, mój ojciec miał podobny problem, gdy ze mną grał. Mówił, że czuje się tak jakoś nieswojo. Też krępowała go sztuczność i nienaturalność tej sytuacji. No, cóż, musieliśmy to tuszować i grać swoje dalej.
     - Podobno wcześniej nie bardzo pan chciał grać z ojcem. Co się zmieniło?
     - Przez te 10 lat, jak sam pracuję jako aktor, zdążyłem już pogodzić się z tym, że jestem synem Jerzego Stuhra i gdzieś tam w siebie uwierzyłem. Niełatwo przyszło mi podjęcie decyzji, by kroczyć dokładnie tą samą ścieżką, co on. Tym bardziej że ojciec zrobił karierę w iście fajerwerkowym stylu. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze był znany i uwielbiany przez publiczność. Dlatego tak bardzo bałem się pójść w jego ślady. Z mojej strony było to dobrowolne wystawienie się na strzały. Stanąłem przed zadaniem udowodnienia, że mogę być aktorem i ludzie mnie kupią. Przy czym mam wrażenie, że muszę wykonać podwójną pracę. Albo szybko padną oskarżenia o protekcję i nepotyzm. A ja nigdy nie chciałem zostać posądzony o to, że ojciec mnie gdzieś pcha i coś mu zawdzięczam. Na tym punkcie miałem wręcz obsesję. Jestem dość ambitny i chcę sam do czegoś dojść. Mam nadzieję, że się sprawdzam. Kilka razy przejechałem Polskę wzdłuż i wszerz ze swoim kabaretem, udało mi się wystąpić w kilkunastu filmach, zaczynam swoją drogę teatralną... O ile w tym zawodzie w ogóle możliwe jest stanie na własnych nogach, to ja zrobiłem właśnie pierwszy krok.
     - Denerwują pana pytania o ojca?
     - Prawda jest taka, że akurat w przypadku filmu "Pogoda na jutro" sami się podłożyliśmy i teraz nie ma od tego ucieczki. W każdym razie doszło do tego, że te pytania bardziej mnie nużą, niż denerwują.
     - A czy choć raz zdarzył się wywiad, w którym nie pytano o Jerzego Stuhra, a na przykład o mamę, Barbarę Stuhr, która jest cenioną skrzypaczką?
     - Nie powiem, zdarzało się, ale naprawdę rzadko. Zresztą co tu ukrywać: moje koneksje rodzinne to pierwszy temat, jaki nasuwa się nie tylko dziennikarzom, ale większości ludzi. Z tego powodu wyczerpałem już chyba wszystkie możliwe warianty odpowiadania na ten temat. W końcu robię to od dziesięciu lat i mam w tym niemałą praktykę.
     - Zanim zdecydował się pan na studiowanie aktorstwa, ukończył pan psychologię. Czy jest teraz pomocna w pracy aktora?
     - W gruncie rzeczy aktor i psycholog zadają sobie to samo pytanie: dlaczego człowiek zachowuje się tak, a nie inaczej? Tyle tylko, że psycholog odpowiada na nie od strony naukowej, a aktor próbuje szukać uniwersalnej odpowiedzi od strony wewnętrznej, ludzkiej, nieprzewidywalnej, nienaukowej. Połączenie tego wydaje mi się interesujące i rozwijające zarazem.
     - Podobnie jak ojciec nie przepada pan zbytnio za życiem bankietowym.
     - Jeśli tylko mogę, unikam wszelkich historii bankietowych i z tego powodu nie jestem stałym bohaterem rubryk towarzyskich. Mam więc szczęście. Szczerze mówiąc, na bankietach czuję się skrępowany. Zdecydowanie bardziej wolę spotkać się z przyjaciółmi w kameralnym gronie.
     - Słyszałam, że przygotowuje się pan do jednej z głównych ról w serialu kryminalnym "Glina" w reżyserii Władysława Pasikowskiego dla TVP 1...
     - Nie chcę tego na razie komentować, gdyż jeszcze nie podpisałem umowy z producentem. A mam taką zasadę, że nigdy nie opowiadam o rolach, których nie mam dosłownie w kieszeni. I tego będę się trzymać.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska