
Uczestników akcji wspólnie przyznawali jednak, że zawiodła ich frekwencja. W wyznaczonym punkcie zbiórki o godzinie 18 stawiło się jedynie kilkadziesiąt osób.

Na stacji widok niczym z innej epoki - dziesiątki aut w kolejkach do dystrybutorów. Sfrustrowani sytuacją byli przypadkowi kierowcy. Uczestnicy akcji konsekwentnie jednak tankowali za drobne kwoty. Niektórzy za 50 groszy, bardziej „wylewni” za kilka złoty. Najbardziej zdecydowani protestujący potrafili w ten sposób tankować swoje auta kilka godzin, wydając około 20 zł.

Protestujących było jednak wystarczająco dużo, by sparaliżować funkcjonowania dwóch bydgoskich stacji, w tym Orlenu przy ul. Bernardyńskiej. Wybrano ją ze względu na to, że udziały w spółce ma skarb państwa.

- Nie rozumiem, czemu jest nas tak mało. Czy ludziom wygodnie jest z tym, że muszą tyle płacić za paliwo? - pytał rozgoryczony Igor Kościelniak, student z bydgoskich Wyżyn.