Sport zawsze był mu bliski. Trenował karate, więc też i sporo biegał. Koleżanka namówiła go, by wystartował w biegu na 10 kilometrów. Spróbował. Potem przeczytał książkę "Urodzeni biegacze" Christophera McDougalla o niezwykle rozbieganym plemieniu Tarahumara z Meksyku. - Jak tylko odłożyłem lekturę, od razu chciałem wyjść i zacząć biec - śmieje się.
"Solankowy Koszmar" w inowrocławskim Parku Zdrojowym [zdjęcia]
Najpierw był półmaraton. Potem maraton. Po drodze pojawił się crossfit. Wziął udział w Solankowym Koszmarze i Terenowej Masakrze, czyli biegach, w których zawodnicy nie tylko zmagają się z dystansem, ale i ekstremalnymi przeszkodami. W końcu zaczął szukać informacji o Maratonie Tygrysa w Orzyszu, najtrudniejszym biegu w Polsce.
- Początkowo ten bieg wydawał mi się kosmosem nie do zrealizowania - wyznaje. Z czasem zaczęła w nim dojrzewać myśl, że i on może ten maraton ukończyć, że może zostać tygrysem.
W końcu wystartował, a wraz z nim ponad 300 osób. 140 osób nie ukończyło biegu. 15 osób skończyło w karetce. 4 osoby znalazły się w szpitalu. Zanotowano 37 interwencji medycznych. W 8 godzin i 22 minuty pokonał 45-kilometrową trasę i ponad 150 przeszkód. Wspinał się na wysokie ściany, czołgał się w błocie, brnął po pas w wodzie. Wszystko to z 10-kilogramowym obciążeniem w plecaku. Na mecie był niezwykle szczęśliwy.
- Warto spełniać marzenia, warto nawet jak za nami pozostały godziny, dni, miesiące bólu i wyrzeczeń. Ostatecznie miejsce nie jest najważniejsze, nie jest ważny czas, ważne jest to że udało się zrobić coś co kiedyś wydawało nam się niemożliwe, co było tylko w strefie marzeń - wyznaje.
Chciałby wziąć kiedyś udział biegu na... 300 kilometrów, a może nawet pobiegać z Indianami Tarahumara w Meksyku.
- Czego można panu życzyć? - pytamy.
- Pomysłu na kolejne wyzwania - wyznaje z uśmiechem.
Więcej informacji z Inowrocławia i okolic na: www.pomorska.pl/inowroclaw