https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przechrzta

Małgorzta Święchowicz
Powiedziały Hance, że ma zniknąć ze szkoły. I zniknęła.

     Policja twierdzi, że to było ciężkie pobicie. Lekarz zanotował: "Krótkotrwała utrata przytomności, wstrząs mózgu, potłuczenia". W szkole jakoś nie zauważyli. W protokole mają: "Wypadek indywidualny, lekki. Otarcia naskórka, zabrudzenie policzka, potargane włosy"...
     Mama Hani: - Po tamtym, córka nigdzie nie wyjdzie. Siedzi w domu. Boi się.
     - Do szkoły nie wrócę - mówi Hania.
     A w szkole mówią: - Powinna wrócić.
     I w policji mówią, że powinna.
     Żeby pokazać innym. Żeby się nie dać. Bo tamte dziewczyny są teraz gwiazdami, tamte wygrały. Owszem, staną przed sądem, ale swoje już osiągnęły. Powiedziały Hance: Musisz zniknąć ze szkoły! I Hania zniknęła.
     Od miesiąca nie wychodzi na lekcje. Tylko raz, gdy przyjechała dziennikarka z kolorowego magazynu, dała się wyciągnąć na szkolne boisko. Dziennikarka chciała mieć dobre zdjęcie, żeby i Hania na nim była, i to miejsce gdzie gromada uczniów czekała aż się zacznie...
     Więcej już tam nie pójdzie, szkoda nerwów. Siedzi na kanapie, a na kolana pchają się Kora, Kama i Kaja. U Windorbskich jest dużo zwierząt: trzy psy, dwa żółwie, papuga. To jeszcze z dawnych, dobrych czasów, gdy był duży dom i nie było rodzinnych sporów o wiarę.
     Pójdą do piekła
     
- Dostało mi się, gdy trafiłam do baptystów - wspomina Ewa Windorbska. Została baptystką, zanim urodziła dzieci (Hania jest najmłodsza, ma 15 lat, starsza córka studiuje, syn już się usamodzielnił). Rodzina krzywo patrzyła, jak tak dzieci się rodziły, a tu na chrzest ich nikt nie prosi, i na Pierwszą Komunię. Jak to? Dzieci nie ochrzcić? Przecież do piekła pójdą! - Tłumaczyłam, że protestanci tego nie uznają, że do chrztu trzeba dojrzeć - mówi Ewa Windorbska. (Ona, gdy dojrzała, przeszła chrzest wiary w Bydgoszczy, ale dzieci nie przymusza, niech same zdecydują). Część rodziny się przyzwyczaiła, część nie może. - Przechrzty - mówią czasami. - Do piekła pójdziecie.
     Więc z rodziną, szczególnie ze strony męża, lepiej kontaktów nie utrzymywać. Lepiej było zejść im z oczu, zamieszkać w wynajętej kawalerce na gdańskiej Zaspie.
     Nie chodzisz na relę?
     
Gdy Hania przyszła do nowego gimnazjum, kończył się już wrzesień. Wpisano ją do II D. - Na początku było sympatycznie, każdy chciał się ze mną zapoznać - mówi. Później, po zapoznaniu, koleżanki na jej widok zaczęły kreślić znak krzyża, krzyczeć: - Precz szatanie (w szkole mówią teraz, że to wcale nie poszło o wiarę. Może raczej o Hani długie włosy, o dobre oceny, o to, że Hania robiła ładne gazetki szkolne). - Tak, zazdroszczono jej. Tylko o to mogło pójść. Bo przecież nie o religię - _mówią.
     Dziewczyny tylko tak sobie pytały: dlaczego nie chodzisz na relę? I tak sobie wykrzykiwały o tym szatanie.
     6 listopada na historii był temat: Nowe wyznania. W rubrykach mieli wypisać, co wiedzą o luteranizmie, kalwinizmie, protestantyzmie. Niewiele napisali. Hania pamięta, że wtedy wstała i powiedziała na całą klasę:
- Jestem protestantką.
     
- Od tego się zaczęło - wspomina teraz sierżant Władysław Kałużny, specjalista do spraw nieletnich w III Komisariacie w Gdańsku.
     Więc zaczęło się szturchanie, popychanie, opluwanie. I podchodzenie do Hani z nożyczkami. Albo zapalniczką:
- Zaraz będzie po twoich włosach.
     Kiedyś, na przykład, Marta przykleiła jej na plecach podpaskę z napisem: "Kurwa". Później Marta stała w grupie, patrzyła, jak Hankę biją. I inni stali. I bili brawo.
     Egzekucja
     
Tamtego poniedziałku, 14 stycznia, Hania nie zapomni. Za tamten poniedziałek mama Hani chce dostać odszkodowanie od szkoły.
     
- Dziecko zrywa się w nocy, ma lęki - mówi.
     Wtedy było już po lekcjach, ale nikomu jakoś nie spieszyło się do domu. Grupki uczniów zbierały się pod oknem dyrektorki. - _Coś planują
- mówiły między sobą nauczycielki.
     Dziewczyny dopadły Hanię na boisku, za salą gimnastyczną. Szarpały, ciągnęły za włosy, kopały. Wyrwała się, dopadły. Znów uciekła, znów ją złapały... Nie pamięta, kto zadawał razy, a kto tylko zagrzewał do bicia. I kto klaskał.
     - Trzem uczennicom postawiono już zarzut znęcania się, dwie odpowiedzą za pobicie - informuje sierżant Kałużny. Trudno mu zrozumieć, że tak Hanię gnębiono i nikt nie zareagował. - Nikt - podkreśla sierżant.
     - To była egzekucja - mówi Marek Wałuszko. Niedawno zrobił o tym krótki reportaż telewizyjny. - Za moich czasów dziewczyny tak się nie biły, a nawet chłopcy nie bili się aż tak. Bitwy były honorowe, jeden na jednego. I bez podtekstów religijnych.
     Dyrektorka szkoły Anna Mrotek: - Niemożliwe, żeby poszło o różnice religijne. Dementuję.
     - To nie chodzi o religię, wyznanie. Dziecko skumulowało agresję rówieśników, bo było inne - tłumaczył dziennikarzom zaraz po zdarzeniu ks. Witold Bock, sekretarz prasowy metropolity gdańskiego.
     - Religia, to raczej pretekst niż bezpośredni powód - przypuszcza Elżbieta Lamparska, pomorski wicekurator oświaty.
     Dotąd nikt nigdy nie skarżył się kuratorowi, aby był gnębiony z powodu wiary.
     W szkole u Hani nawet nie porusza się tego tematu. Że poszło o różnice religijne? Ależ skąd. Mówi się, że Hania miała problem z zaaklimatyzowaniem, że komuś nie odpowiadała. I że może winien jest dom rodzinny tych dziewczyn, które biły (bo czy ktoś widział, żeby szkoła uczyła załatwiać sprawy biciem?)
     I może winna jest sama Hania?
     - Mamy dwóch pedagogów szkolnych, dwóch psychologów. My byśmy Hani pomogli - mówi dyrektor Mrotek. - Ale Hania nie dała nam szans. Nie informowała, że jest tak szykanowana.
     - Informowałam - mówi Hania. Była u pani pedagog kilkakrotnie. Ostatni raz tuż przed pobiciem. Skarżyła się, że dziewczyny zapowiedziały jej lanie.
     Ale co można w takiej sytuacji zrobić? Można nie zrobić nic: - Sądziliśmy, że to zwyczajne dokuczanie - mówią teraz w szkole. Bo przecież, gdyby to było jakieś dokuczanie nadzwyczajne, mieliby to w notatkach. A nie mają.
     Ściemnianie na marginesie
     
Sierżant Kałużny, specjalista do spraw nieletnich w Komisariacie Gdańsk-Wrzeszcz mówi, że mogą być nowe sprawy w tej szkole. Zgłosiła się dziewczyna, która była tak jak Hania zastraszana, opluwana, kopana. Po tej dziewczynie zgłosiła się jeszcze jedna...
     - Trzeba pójść do szkoły, sprawdzić - mówi sierżant Kałużny.
     - Trzeba sprawdzić - mówią w kuratorium oświaty. Wyślą wizytatora, zobaczą, czy szkoła "podjęła działania systemowe".
     Szkoła zrobiła apel, spotkanie z rodzicami. I szkoła ma już dość ciągłego nią zainteresowania, a to prasa, a to telewizja.
     - Ta sprawa idzie w złym kierunku - mówi dyrektor Mrotek. - Uczniowie są już zmęczeni.
     Ależ nie są. Jeśli wyjść przed szkołę i zapytać, będą mówili jeden przez drugiego, że jak Hankę widzą w telewizji, to się w nich coś gotuje, że niby taka biedna, a przecież za darmo chyba nie oberwała. Może jej się należało?
     - I teraz przez Hankę są same kłopoty - narzeka drobna blondynka, która siedzi z kolegami na schodach przed szkołą. - Przez Hankę mówią o nas: prymitywy ze społecznego zawiasu.
     - Marginesu, głupia - poprawia ją kolega. - Marginesu. I wstaje, i raz jej kopniakiem w nogi, raz plecakiem z książkami. - Masz za to, że ściemniasz.
     Spojrzą, będzie dobrze
     
- Chłopcy, to by się za mną wstawili. Ale dziewczyny? W życiu - mówi Hania. Dotąd wstawiała się za nią tylko Dorota, jej najlepsza koleżanka. Dzwoni czasami, pyta: jak się czujesz? Poza tym nikt inny jakoś nie jest ciekawy. Wychowawczyni raz obiecała, że przyjdzie, Hania upiekła ciasto, ale pani jednak nie miała czasu.
     - Nie wrócę do tej szkoły - Hania nie da się przekonać.
     A dyrektor Mrotek mówi, że szkoła czeka, jest gotowa przyjąć Hanię jak najlepiej. - Będzie życzliwość - obiecuje. I dziewczyny, które Hanię biły - będą teraz musiały jej spojrzeć w oczy. I spojrzą jej w oczy wszyscy ci, którzy nie przyszli z pomocą.
     Biedne, z obniżoną oceną
     
- Rzecz w tym, że nikt nie przyznaje się do winy - informuje sierżant Kałużny. Kogo by nie spytać, mówi: nie byłem tam, nie biłem, nie widziałem....
     Siedzimy w komisariacie, sierżant już po godzinach pracy, zmęczony, tyle spraw. Samych pobić w szkołach ma przynajmniej kilka w miesiącu. Jak nie w tym gimnazjum, to w innym. Ostatnio dziewczynka do nieprzytomności, z utratą słuchu...
     Rozmawiamy o szkole Hani. Że tam coś od środka się dzieje. Że nikt nie potępił, nie zareagował. A przecież mógłby podejść jeden, drugi, dziesiąty, by stanąć w obronie. Nie stanął. A teraz nawet nikt jej nie współczuje. Chyba bardziej współczują tym, co biły. Biedne. Mają obniżone oceny ze sprawowania i sąd rodzinny na karku.
     Portret szkoły we wnętrzu
     
Dyrektor Mrotek: - Mówię uczniom, żeby już nigdy więcej nie stali obojętnie, gdy ktoś kogoś krzywdzi.
     Ale czy mówi to nauczycielom? Gdy Hania była bita, stali na korytarzu, patrzyli przez okno.
     Wychodzimy ze szkoły. Jeszcze tylko ostatnie zdjęcia. Tu gdzie Hania próbowała się wyrywać, ale dopadli ją, pod tym murem pokreślonym rysunkami. Dyrektorka wolałaby, żeby nie utrwalać muru. Taki szpetny.
     - Z zewnątrz szkoła wygląda brzydko - mówi dyrektorka. - Za to wnętrze mamy ładne.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska