Chodzi o 1,2 mln dolarów USA i 500 mln starych zł przekazane w styczniu 1990 r., z naruszeniem prawa dewizowego, ostatniemu I sekretarzowi KC PZPR Mieczysławowi Rakowskiemu. Miały one pomóc następczyni PZPR - Socjaldemokracji RP. W operacji pośredniczyło KGB. W listopadzie 1990 r. 600 tys. dolarów z tej pożyczki miał zwrócić, naruszając prawo, lider SdRP Leszek Miller.
SLD zarzucało Urzędowi Ochrony Państwa, który wyjaśniał sprawę, polityczne zaangażowanie przeciw opozycji. Śledztwo prokuratury umorzono po zwycięstwie wyborczym SLD w 1993 r. W 1995 r. minister sprawiedliwości Jerzy Jaskiernia (SLD) ostatecznie podtrzymał tę decyzję. Sprawa jest już przedawniona. Do dziś nie wiadomo, na co wydano pieniądze.
Ujawniając akta sprawy, Ziobro powiedział, że pokazują one kulisy rodzenia się postkomunistycznej lewicy w III RP. - Przecież sprawa nie wiąże się z Marsjanami, tylko z SLD - tak odniósł się do komentarzy SLD o ujawnieniu akt.
Według Ziobry, w tej sprawie po raz pierwszy w III RP zadziałał ochronny "parasol polityczny", a prokuratorom "przetrącono kręgosłup", co było "zachętą do kolejnych afer".
Ziobro zwrócił uwagę na udział rosyjskich służb specjalnych w sprawie oraz "przyjacielskie relacje" przedstawicieli "nowej polskiej lewicy" z uczestnikami moskiewskiego puczu z 1991 r.
- Podjęte śledztwo nie potwierdziło żadnych doniesień o zagranicznym finansowaniu. Nie tylko, że nie znaleziono najmniejszych dowodów, ale nie odkryto jakichkolwiek poszlak uwiarygodniających taką hipotezę - oświadczył tymczasem Leszek Miller.
Według premiera Kazimierza Marcinkiewicza "zadziwia, że z tych dokumentów parę czy paręnaście lat temu nie wyciągnięto odpowiednich konsekwencji. - Musimy w tej chwili naprawiać stare błędy - powiedział szef rządu w sobotę.