Naleśnikarnia znanej sieci w jednym z bydgoskich centrów handlowych działa dopiero od kilku dni. Wcześniej, jak wiadomo, była zamknięta z powodu koronawirusa. Ze wszystkich stolików tylko jeden jest zajęty.
Polecamy także: Klienci: "Narzućmy na sklepy obowiązek, aby kupowały żywność u lokalnych producentów"
Plus, że szybko realizują zamówienia, ale to pociecha dla klientów, bo na pewna nie dla właścicieli.
- Ruchu praktycznie nie ma, choć mamy pyszne naleśniki z truskawkami - komentuje pracownica. - Sezonowo zawsze cieszyły się dużym zainteresowaniem, ale nie teraz. Jednak to nie tylko nasz problem, ponieważ to samo widać w innych restauracjach. Klientów jest o wiele mniej niż dawniej i, jak tak dalej pójdzie, zostanę bez pracy.
Ruch jest tutaj tylko na parkingu, naprawdę trudno znaleźć wolne miejsce.
- Ludzie parkują za darmo i idą do miasta. Niedaleko jest duży szpital, a parking tam sporo kosztuje. Także ci, którzy nie chcą płacić zostawiają samochody w centrum handlowym, często stoją tutaj godzinami - twierdzi sprzedawca ze sklepu z kosmetykami.
W czasie, gdy mamy mniej pieniędzy, a mamy - niektórzy są na postojowym, innym obniżyli im pensje lub stracili pracę - częściej rezygnujemy z restauracji.
Zrezygnowaliśmy z restauracji
Z badania "ARC Rynek i Opinia", które jako pierwsza poznała "Rzeczpospolita", wynika, że aż ponad 80 proc. konsumentów twierdzi, że rzadziej chodzi do restauracji, a do galerii handlowych idą wyłącznie w konkretnym celu. Z tego badania płyną również inne wnioski, że - tak, jak podczas poprzednich kryzysów - Polacy w pierwszym rzędzie ograniczają wydatki. Poza spożywczymi - ta kategoria stanowi wciąż strategiczną pozycję w domowych budżetach i na niej oszczędzać jest najtrudniej. Co innego w przypadku pozostałych kategorii. Klienci rezygnują więc z zakupu odzieży, obuwia, elektroniki, mebli czy biżuterii.
To kolejne badanie prezentujące znaczne pogorszenie nastawienia konsumentów. Wcześniej, jak pisze "Rz", IQS podawał, że 60 proc. Polaków boi się znacznego pogorszenia sytuacji materialnej. 80 proc. miało wprowadzić ograniczenie wydatków, a 71 proc. deklarowało wdrożenie na stałe ścisłego reżimu w kontroli domowych budżetów.
My pisaliśmy już, że firmy handlowe i usługowe zrzeszone w Związku Polskich Pracodawców Handlu i Usług podsumowały pierwszy miesiąc działania w nowych realiach po rozluźnieniu kwarantanny.
Polecamy także: Zakupy Polaków - robimy teraz zakupy o 15 minut krócej
Spadki odwiedzin punktów oraz sprzedaży w centrach handlowych, w porównaniu do ubiegłego roku, sięgają nawet powyżej 50 proc.
Tak ZPPHiU podsumował obecną sytuację: "Pierwszy miesiąc funkcjonowania w nowej rzeczywistości wypada pesymistycznie. Spadki sprzedaży są bardzo wysokie".
Poszliby na zakupy, ale za co?
Gdy klienci nie mają pieniędzy, trudno liczyć na poprawę sytuacji.
- 800 - 900 tysięcy naszych rodaków może jeszcze stracić pracę. Kiedy sytuacja zacznie się znowu poprawiać? Mam nadzieję, że już pod koniec roku - prognozuje znany ekonomista Marek Zuber. - Może być to zresztą ewenement, bowiem ze względu na sezonowość, praca w rolnictwie i w budownictwie, normalnie pod koniec roku bezrobocie w Polsce zawsze rośnie. Ale, jeśli mocne odbicie w gospodarce będzie faktem, to efekt tworzenia nowych miejsc pracy zniweluje sezonowy. W kwietniu zaobserwowaliśmy także koniec innego, jeszcze dłuższego trendu. Po siedmiu latach spadło bowiem realne wynagrodzenie. Nominalnie wciąż jeszcze wzrosło, o 1,9 proc. rok do roku, ale uwzględniając inflację mamy spadek o 1,4 proc. w ujęciu rocznym.
