- Na którą demonstrację wybiera się pan w niedzielę?
- Na żadną. Wezmę udział w obchodach liturgicznych w archikatedrze św. Jana. Będą tam rodziny zmarłych i duża część Episkopatu. Po katastrofie, kiedy patrzył na nas cały świat, Polacy po raz kolejny stanęli na wysokości zadania. Tak się składa, że obchody rocznicy wydarzeń smoleńskich wpisują się w wielki post - trudno o lepszy motyw do nawrócenia. Wszyscy powinniśmy pozostawać w jedności w tym dniu, w tej atmosferze, jaką pamiętamy bezpośrednio po katastrofie.
- Wspólny dom okazał się domkiem z kart, który rozpadł się po kilku tygodniach.
- Nie nazwałbym w ten sposób wspólnoty, jakiej wówczas doświadczaliśmy. Było to bardzo pozytywne. Prawdziwa chrześcijańska odpowiedź na tragedię.
- Awantura o krzyż to jest chrześcijańska odpowiedź?
- Zarówno ten drewniany, jak i ten tragiczny - z puszek od piwa były okazją do instrumentalizacji chrześcijaństwa. Różne grupy chciały na tym zbić kapitał polityczny i to jest przestroga. Bo używanie krzyża do walki jest zawsze tragiczne w skutkach.
- Ile potrzeba takich nauczek? Gdy Kazimierz Świtoń na żwirowisku w Oświęcimiu wojował o krzyż, mówiono dokładnie to samo.
- Nie wiem ile. Ale historia ludzkości, która dzieje się również dzisiaj, polega na tym, że upadamy i podnosimy się. Cały sens działalności Kościoła polega na tym, że ludziom, którzy upadają, wskazuje się dalszą, lepszą perspektywę.
Jeszcze więcej przeczytasz w e-wydaniu Gazety Pomorskiej - kliknij
Czytaj e-wydanie »