Sprawa Aleksieja Nawalnego świadczy o tym, że Putin przestraszył się trochę tego, co dzieje się na Białorusi. Przypomnijmy, że czołowy rosyjski opozycjonista trafił do szpitala w Omsku, gdy wracał samolotem z Tomska do Moskwy. Jego stan jest ciężki, ale stabilny.
Towarzysząca mu podczas podróży rzeczniczka Kira Jarmysz jest przekonana, że Nawalny został otruty substancją, którą ktoś mu dodał do herbaty na lotnisku.
Umówmy się - prawdopodobieństwo, że ktoś podał mu niechcący coś, co mu zaszkodziło, jest niewielkie - komentuje w rozmowie z Onetem płk Grzegorz Małecki. - Zbieżność ze wszystkimi innymi zdarzeniami jest taka, że na dzień dzisiejszy najbardziej prawdopodobną hipotezą jest ta, że został otruty przez władze - mówi.
Chodziło o wyeliminowanie osoby, która w Rosji mogłaby być takim zwornikiem, symbolem, wokół którego opozycja będzie się organizować. Na Białorusi przez pewien czas był problem ze znalezieniem lidera. W Rosji naturalnym kandydatem jest Nawalny - uważa Małecki.
Jak ocenia Małecki, jest to sygnał dla opozycji, by zastraszyć kolejnych potencjalnych kandydatów na lidera.
Nawalny na dzień dzisiejszy nie jest specjalnym zagrożeniem dla Putina. Na pewno nie na tyle, by go likwidować. Czym innym jest jednak zlikwidowanie go jako potencjalnego lidera protestu, dodatkowo w taki sposób, by zastraszyć innych. To klasyka gatunku, typowe postępowanie Putina - tłumaczy płk Grzegorz Małecki.
Źródło: Onet.pl.
