W miejscowości Pyszczyn w powiecie bydgoskim doszło do tragicznego zdarzenia. Przed godziną 11 do domu wszedł pracujący w pobliskim zakładzie rolnym ojciec, który chciał zobaczyć, jak czuje się jego 8-letnia córka, która z powodu temperatury nie poszła do szkoły (matka w tym czasie była w Bydgoszczy, u lekarza, z młodszym dzieckiem). Kiedy mężczyzna wszedł do domu, zobaczył dym, później palącą się pościel i łóżeczko dziecka, a za chwilę córkę leżąca na podłodze.
Ojciec wyniósł dziewczynkę na zewnątrz i usiłował jej pomóc.
Sąsiedzi powiadomili pogotowie i straż pożarną.
Przybyły na miejsce lekarz podjął akcję reanimacyjną, ale dziewczynki nie udało się uratować.
Zmarła na skutek zaczadzenia.
Ojca dziewczynki zawieziono do szpitala z objawami podtrucia. Matka, która wróciła do domu już po ugaszeniu pożaru, przeżyła szok. Potrzebna była pomoc psychologa. A pozostałe dzieci? Pozostałej trójce nic się nie stało - były w szkole.
Do pożaru doszło z powodu zwarcia instalacji elektrycznej w kinkiecie, nad łóżkiem dziecka lub od piecyka. Co dokładnie się stało, wyjaśni śledztwo.
- Dom nie jest spalony doszczętnie, ale nie można w nim mieszkać - mówi Jarosław Umiński, rzecznik bydgoskich strażaków. Rodzina dostała więc mieszkanie zastępcze od gminy, która podjąć się też chce remontu spalonego domu.