W lipcu rozpoczną się obchody 60 rocznicy tragicznych wydarzeń na Wołyniu. Z rąk Ukraińskiej Armii Powstańczej i chłopów zginęło wtedy ok. 60 tys. Polaków. Czystki etniczne miały ich skłonić do wyjazdu z Wołynia.
Świadkowie
Dotarłem do kilkorga mieszkańców Lipnik i Kostopola. Henryk Hermaszewski, dzisiaj mieszkaniec Nowego Miasta Lubawskiego, stracił wtedy dwie siostry (12-letnią Marię i 7-letnią Romualdę) oraz 9-letniego brata Pawła.
Stanisławowi Dubienieckiemu z Kwidzyna ciężko raniono brata (otrzymał 17 pchnięć nożem w nogę - w szpitalu wdała się gangrena i zmarł). Do dziś śnią mu się koszmary z Wołynia. - Gonią mnie z siekierami, chcą zarąbać. Uciekam, a przede mną dół, w którym mnie dopadną. Wtedy krzyczę przez sen - opowiada.
Ewelinę Hajdamowicz z Kwidzyna (dziś ma 91 lat) karabinowa kula trafiła w lewą skroń. Przeszła między czaszką a mózgiem i wyszła prawym okiem. Straciła wzrok, ale ocaliła dwóch małych synów. Rozmawiamy w Dniu Matki. Płacze, gdy opowiada o nich. Jeden zmarł na raka. Drugi też zachorował, a gdy lekarze nie podjęli się drugiej operacji - rzucił się pod pociąg. Nie chciał być ciężarem dla rodziny.
Ukraińcy wymordowali ogółem ośmioro Hajdamowiczów z Lipnik, a 50 z dalszej rodziny na Wołyniu. - Przez trzy lata śniły mi się te morderstwa. Uciekaliśmy, chowaliśmy się, mało wtedy spałam - wspomina.
Klementyna Bobrowska z Kwidzyna, wtedy 15-letnia dziewczyna, na własne oczy widziała, jak z podpalonego domu uciekała rodzina Izydora Hajdamowicza. - Ukraińcy wrzucili dziewczynki do płonącego domu. Zapędzili tam również rodziców. Starszym udało się uciec z ognia. Dziewczynki spłonęły żywcem... - relacjonuje. - Dwóch Ukraińców prowadziło rannego w brzuch Gracjana Urbanowicza. Myślałam, że chcą mu pomóc, a oni wrzucili go w płomienie. 88-letni Jan Kosarzecki z Kwidzyna miał wówczas 22 lata, żonę i półroczną córeczkę. Z Lipnik wywiózł je do Bereznego. Tamtej strasznej nocy w Lipnikach zamordowano dwoje Kosarzeckich.
Mirosław Hermaszewski, kosmonauta, w sierpniu 1943 roku stracił ojca. Podczas rzezi zamordowano 19 osób z rodziny Hermaszewskich i Bielawskich.
Zagłada
Klementyna Bobrowska usłyszała o pierwszym mordzie w 1942 roku. - Nocą zabito siekierami 8-osobową rodzinę Żarczyńskich z Zalesia. Obcięli głowę nawet ukraińskiemu pastuchowi, który u nich służył. Byłam na pogrzebie. Odcięte głowy przytwierdzono do tułowia za pomocą bandaży. Ukraińcy sami zabijali swoich, którzy nie chcieli ich słuchać. Ojciec koleżanki, Ukrainiec, nie chciał iść do lasu. Rano jego głowa sterczała nabita na płot z kartką "Za zdradę Ukrainy".
- Na jednej ziemi mieszkali Ukraińcy, Polacy, Żydzi, koloniści czescy i niemieccy.To było społeczeństwo wielonarodowe - dodaje Henryk Hermaszewski. - Na Wołyniu przed wojną wyrosły potężne folwarki hrabiowskie. Na przykład Małyńscy mieli 30 tys. hektarów ziemi. Nienawiść widoczna była już przed wojną. Żydzi zajmowali się handlem, Polacy obsadzali miejscowe władze, a Ukraińcy to byli ci durni chłopi, którzy - jak za czasów feudalnych - musieli obrabiać ziemię. Jak się jakaś wieś buntowała, to przyjeżdżał szwadron kawalerii Korpusu Obrony Pogranicza. Nahajkami i płazem szabel walili po grzbietach.
Samoobrona
- Jak coraz częściej dochodziło do mordów, to Polacy organizowali samoobronę we wsiach. W lutym w Lipnikach schwytali Ukraińca Małyszkę, który chciał podpalić szkołę i wieś - Henryk Hermaszewski zapala kolejnego papierosa. - Powiesili go. Przed atakiem na Lipniki ojciec Klementyny wracając z miasteczka wstąpił do znajomego Ukraińca napić się wody. Zastał tam wielu mężczyzn. Ukrainiec odciągnął go pod studnię. "Uciekaj polami, bo ci krzywdę zrobią". Ten gospodarz miał sześciu synów. Pewnie wszyscy byli w bandach.
- Jakiś czas przed rzezią w Lipnikach przyszedł do ojca sąsiad i mówi: Leonku, zabieraj dzieci i uciekaj do wsi - mówi Henryk Hermaszewski. Mieszkali dwa kilometry od Lipnik. Dom, stodoła, olejarnia i charakterystyczna turbina wiatrowa zbudowana przez dziadka samouka. W nocy wszystko spłonęło.
Henryk Hermaszewski: - Po północy z 25 na 26 marca Ukraińcy otoczyli wieś. Trzy karabiny maszynowe ostrzelały pociskami zapalającymi chaty kryte strzechą. Zaczęły płonąć jedna po drugiej. We wsi mieszkało około trzystu osób. Z uciekinierami, którzy znaleźli schronienie w Lipnikach mogło być tysiąc.
Mirosław Hermaszewski: - Ojciec pilnował wsi w samoobronie. Wpadł do domu z krzykiem: uciekajcie, dom zaraz się spali. Było nas siedmioro rodzeństwa. Mama zaczęła z nami uciekać. Ukraińcy zobaczyli nas na tle palących się domów. Postrzelili mamę w głowę. Dwukrotnie podnosiła się i próbowała biec dalej. Gdy się ocknęła, była już w następnej wsi, w Białce. Tam zauważyła, że mnie nie ma. Chciała wracać, ale przytrzymały ją znajome Ukrainki. Rano ojciec poszedł szukać poległych. Z daleka ujrzał koc leżący na zakrwawionym śniegu. Mama opowiadała mi, że otworzyłem wtedy oczy i powiedziałem: buch!, buch! i si! si!, co miało oznaczać pożar. Ojca zastrzelił Ukrainiec w sierpniu 1943 roku. Zwoził akurat siano z pola. Piotr Klimiuk (1978 r. razem polecieliśmy w kosmos) poprosił o możliwość odwiedzenia grobu ojca, który podczas wojny zginął w Polsce. Zgodzili się - opowiada Mirosław Hermaszewski. - Upomniałem się o to samo. Szef Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego strasznie mnie za to zbeształ. Wtedy obowiązywała wersja, że ojca zabili faszyści. Gdybym powiedział, że zginął z rąk ukraińskich, to pewnie wcale bym nie poleciał w kosmos, a bardzo chciałem.
Pierwszy odwiedził Berezne, gdzie znajdował się grób ojca, gen. Władysław Hermaszewski, starszy brat Mirosława. W 1956 roku cmentarza jeszcze nie zlikwidowano. 15 lat temu pojechał tam Mirosław z żoną i córką. Na miejscu cmentarza rósł las.
Bobrowska: - Tamtej nocy tata stał na warcie w samoobronie. W domu była mama i nas pięcioro. Usłyszałam komendę "na białą broń", wtedy nie rozumiała, co to znaczy. Mężczyźni, a za nimi kobiety i dzieci ruszyli w jedną stronę, przerwali kordon ukraiński i uciekali. Z rodzeństwem na ręku przeskoczyłam głęboki rów. Cofnęło mnie, upadłam na pupę w wodę i zaczęłam się potwornie śmiać. Mama myślała, że zwariowałam.
Hajdamowicz: - Biegliśmy rowem. Niosłam młodszego synka, a siostra, od trzech tygodni mężatka, starszego. Pięciu bulbowców - z odłamu UPA - usiadło na szczycie rowu i strzelało do nas jak do kaczek. Trafili siostrę w głowę. Wtedy już nic nie widziałam, zalana krwią, depcząc po trupach, cofnęłam się po starszego synka, który dostał kulę w rączkę. Później po omacku odnalazłam półrocznego. Boska moc mnie prowadziła. Wtedy usłyszałam głos Ukraińca: - jeszcze tu są żywi. Błagałam, żeby tylko nie zabijali dzieci. Ten, który do nas podszedł, poznał mnie. Pracował razem z moim mężem. Kazał leżeć i odkrzyknął, że tu już wszyscy zabici.
Tej nocy zamordowano w Lipnikach 182 osoby. Wszystkich pochowano we wspólnej mogile.
Mord za mordem
Dubieniecki: - W Wielki Piątek 1943 roku w Janowej Dolinie - to była perła Wołynia - Ukraińcy zamordowali 600 osób. Kto ich nauczył tak mordować? Potrafili ponabijać gwoździ do beczki, wrzucić człowieka do środka, zabić wieko i turlać tak długo, aż nieszczęśnik umierał. Albo wchodzili do domu, żądali jedzenia, a później - na oczach żony - siekierą odrąbywali gospodarzowi ramię i tak długo trzymali nad miską, aż się wykrwawił. Następnie zabrali się za nią. Odcięli jej pierś.
Bobrowska: - Uciekliśmy do Bereznego. Jak przyszły bandy, to ojciec w nocy wszystkie dzieci wciągnął na strych, na koniec myślał, że wciąga też babcię, a to była sąsiadka mieszkająca obok. Drabinę też wciągnął na strych i mieliśmy siedzieć cicho. Przez okienko sąsiadka zobaczyła, jak przed jej domem bulbowcy mordują jej ciężarną córkę. Uderzyli ją trzy razy siekierą w głowę. Sąsiadka w płacz. Ojciec zagroził jej, że jak się nie uciszy, to zadusi ją poduszką, bo naraża dzieci.
Dlaczego?
Wszyscy rozmówcy zastanawiają się, jak mogło do tego dojść? Zdaniem Stanisława Dubienieckiego zawinił Hitler. - Obiecał im "samostijną" Ukrainę. Dlatego witali hitlerowców z kwiatami i orkiestrą. Jak się zawiedli, to poszli do lasu. Przecież oni nawet siekiery i widły, którymi mordowali Polaków, potrafili święcić w cerkwiach!
- Do dziś koresponduję z moją przyjaciółką z Ukrainy - mówi Klementyna Bobrowska. - Przed laty chodziłyśmy razem do szkoły. W listach nazywa mnie siostrą. Była córką popa, który świecił bandom siekiery. Pewnej nocy jacyś partyzanci zemścili się na nim. Spalili cerkiew z popem w środku.
- Zawinili Niemcy - potwierdza Bobrowska. - Jak Rosjanie wycofali się z Ukrainy i przyszli Niemcy, to ukraińskie głowy podniosły się wysoko.
Tegoroczną rocznicę spalenia Lipnik Mirosław Hermaszewski spędził w gronie przyjaciół na Kaszubach. - Zasnąłem dopiero nad ranem. Modliliśmy się na mszy świętej w intencji pomordowanych, wspominaliśmy. Nie czuję nienawiści do Ukraińców, ale mi smutno, że nikt nas nie przeprosił. A przecież Polska pierwsza poparła niepodległą Ukrainę. _Mirosław Hermaszewski chciałby, aby na miejscu spalonych Lipnik (dziś nie ma śladu po wsi) postawić pomnik ku przestrodze.
Akcja "Wisła"
Po wojnie część żołnierzy-wołyniaków skierowano do walki z oddziałami UPA w Bieszczadach. - Niektórzy mieli już odchodzić do cywila, ale jak zaczęła się akcja "Wisła", to mówili: musimy się tym sukinsynom odwdzięczyć - opowiada Henryk Hermaszewski, wtedy celowniczy ciężkiego karabinu maszynowego. - Jak strzelałem, to nie miałem litości. Dopiero, jak widziałem płaczących Łemków, Hucułów, którzy musieli opuścić swoje domy, to ich żałowałem.
- Przed laty w Kwidzynie pracował jeden z Ukraińców, choć nie przyznawał się do swoich korzeni. Aktywista na zebraniach, dobry działacz, mój ojciec był z nim razem na froncie. Rozpoznała go koleżanka ze Śląska, akurat przyjechała odwiedzić kogoś z naszych - wspomina Bobrowska. - Na Wołyniu wymordował jej rodzinę. Ona, ukryta za żłobem w stajni, przeżyła. W UB przyznał się, że osobiście zarąbał 27 osób, siekierą. Miał dostać dożywocie, ale wypuścili go po 15 latach...
- Ukraińcy mówili nam: wy na naszej ziemi żyjecie - mówi spokojnym głosem Jan Kosarzecki. - A jaka to ich ziemia była? Polacy wykupili ją od Dydkowskiego. Przed wojną żyliśmy ze sobą jak najlepiej. A jak przyszła ta "samostijna" Ukraina, to kolega stawał się mordercą. Rąbał Lachów.
Geneza
Danuta Matias, nauczycielka historii, przypomina, że przez lata Kresy był to swoisty tygiel narodów i religii. Tam wyrosły olbrzymie fortuny magnatów, tam żyli wolni kozacy zaporoscy, do których uciekali gnębieni chłopi. Samowola szlachecka i magnacka wywoływała kolejne bunty. Jak w 1918 roku rodziła się wolna Polska, to Ukraińcy też chcieli "samostijnej" Ukrainy. Wtedy im nie wyszło. Dlaczego mordy nasiliły się w 1943 roku? Zdaniem Matias, w 1943 roku Ukraińcom wydawało się, iż Niemcy są już słabi, dlatego uderzyli.
- _Są rzeczy, których nie można wybaczyć, rzezie na Wołyniu były zbyt okrutne - twierdzi Danuta Matias. - Kwaśniewskiemu łatwo mówić: przepraszam, ale to są winy nie do odkupienia. Jak można żywego człowieka rżnąć piłą na dwie części? Wyraz "przepraszam" nic nie daje... Chciałabym, żeby Ukraina wstąpiła do Unii Europejskiej, by dźwigała się kulturowo i cywilizacyjnie w górę, żebyśmy mogli tam jeździć. Ale pokolenia muszą minąć, żeby zmieniła się mentalność.
Znikające cmentarze
W 1975 roku szczątki 182 Polaków zamordowanych w Lipnikach zostały przeniesione ze zbiorowej mogiły na polu Jakuba Warmuzera (w 1943 roku bulbowcy odcięli mu głowę) do mogiły na cmentarzu w pobliskiej Białce. Klementyna Bobrowska wspomina: - Jedna z tamtejszych nauczycielek opowiedziała mi, że wybrała się z klasą na wycieczkę. Zastali rozdrapane pole, po którym walały się czaszki i inne kości. Szybko je pozbierano w dwie trumny i pochowano w Białce. Nikt nie wykopywał reszty z ziemi. _Inną wersję przytacza Mirosław Hermaszewski: - Miejscowi powiedzieli, że kurhan przeszkadzał im w żniwach, dlatego go przenieśli...
Stanisław Dubieniecki zapytał ukraińską nauczycielkę, która przyjechała do Kwidzyna, czy w Kostopolu jest jeszcze polski cmentarz? - _Jak mama umierała, to prosiła o kostopolską ziemię od zamordowanego syna pod krzyż na jej polskim grobie. Okazało się, że na miejscu cmentarza stoi fabryka mebli... - Zaprowadziłem nauczycielkę na kwidzyński cmentarz żołnierzy radzieckich i powiedziałem: jaka ta Polska jest, taka jest, ale tu dba się o groby czerwonoarmistów. A wy o nasze nie dbacie.
W 1995 roku byli lipniczanie pojechali do Białki. Obok obelisku dostawiono i poświęcono krzyż. Były wspólne modlitwy, msza święta. Po słowach "przekażcie sobie znak pokoju" miejscowi podchodzili do byłych lipniczan i prosili: "Wybaczcie".
Fot. AUTOR
Rana niezagojona
Roman Laudański
W nocy z 25 na 26 marca 1943 roku Ukraińcy wyrżnęli 182 polskich mieszkańców Lipnik na Wołyniu. - Razem uczyliśmy się w szkołach, bawiliśmy się, pomagaliśmy w pracach polowych, a później ci sami sąsiedzi zaczęli nas mordować. Dlaczego? - pytają ci, co przeżyli.