Na początek przypomnijmy kilka faktów. W czerwcu do stacji ratownictwa medycznego w Dobrzyniu nad Wisłą przyszedł 48-latek, który jak wynika z relacji ratownika - był pod wpływem alkoholu. Groził mu atrapą broni. Problem w tym, że zaatakowany mężczyzna w tym konkretnym momencie nie miał świadomości, że to atrapa. Był przekonany, że broń jest prawdziwa. Nie dość, że sytuacja była niebezpieczna i stresująca, to w ocenie ratownika, sposób przeprowadzenia interwencji przez policjantów, budzi zastrzeżenia.
W czerwcu do stacji ratownictwa medycznego w Dobrzyniu nad Wisłą przyszedł 48-latek, który jak wynika z relacji ratownika - był pod wpływem alkoholu. Groził mu atrapą broni. Problem w tym, że w tym konkretnym momencie zaatakowany mężczyzna nie miał świadomości, że to atrapa. Był przekonany, że to prawdziwa broń. Nie dość, że sama sytuacja była niebezpieczna i stresująca, to w ocenie ratownika, sposób przeprowadzenia interwencji przez policjantów, budzi zastrzeżenia.
Skargę rozpatrzył komendant wojewódzki policji i uznał, że sam sposób przeprowadzenia interwencji był prawidłowy. Niewłaściwie jedynie zachował się dyżurny, dlatego z nim przeprowadzono rozmowę dyscyplinującą.
- Policjanci byli na miejscu po ośmiu minutach od zgłoszenia - tłumaczy nadkom. Monika Chlebicz, oficer prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji Bydgoszczy. - Nie było już mężczyzny, który zaatakował ratownika. Policjanci opatrolowali teren. Udali się także pod miejsce zamieszkania dobrzynianina. Nikt im jednak nie otworzył drzwi. Z uwagi na to, że był środek nocy postanowili wrócić w to miejsce rano. Tak też uczynili i wówczas zatrzymali 48-latka. Dyżurny rzeczywiście powiedział ratownikowi, by zamknął się na stacji pogotowia i gdyby mężczyzna pojawił się jeszcze raz poradził, by jeszcze raz zadzwonił pod numer alarmowy. Powiedział tak, bo do dyspozycji miał jeden patrol, a trzeba było przeprowadzić jeszcze inne interwencje. Było to jednak niepotrzebnie wypowiedziane zdanie - dodaje rzeczniczka.
W swojej skardze ratownik podnosił również, że to nie pierwszy raz, gdy policjanci odnoszą się lekceważąco wobec interwencji związanej z ratownikami medycznymi. - Przeanalizowaliśmy statystyki i w samym Dobrzyniu nad Wisłą od 2016 roku była tylko jeszcze jedne interwencja - wyjaśnia Monika Chlebicz. - Miała miejsce w czerwcu tego roku, ale sposób jej przeprowadzenia również nie budzi zastrzeżeń.
Chlebicz dodaje, że relacje ratownicy-policjanci w całym województwie kujawsko-pomorskim są poprawne. Jedni i drudzy współpracują przecież ze sobą na co dzień. Przy wojewodzie spotykał się specjalny zespół, w skład którego wchodzili reprezentanci wojewody, insp. Mirosław Elszkowski, pierwszy zastępca Komendanta Wojewódzkiego Policji w Bydgoszczy i z ramienia lipnowskiego szpitala Dariusz Muranowski. Wypracowali wspólny schemat działań.
Dodajmy, że ratownik oczekuje w tej chwili na wyrok sądu w sprawie czterdziestoośmiolatka. Jak ustaliliśmy, dobrzynianin został zwolniony z aresztu, ma dozór policji i zakaz zbliżania się do ratownika na odległość mniejszą niż pięćdziesiąt metrów.
