Zaiskrzyło. Będzie ślub
O wirtualnych randkach wie sporo - miłość swojego życia spotkał właśnie w sieci.
- Po tygodniu rozmów postanowiliśmy spotkać się z Małgorzatą w "realu" - wspomina z uśmiechem pan Łukasz. - Zanim ją poznałem, kilka razy się naciąłem, więc stałem się ostrożniejszy. Wiadomo, w sieci każdy może stworzyć siebie takiego, jakim chciałby być. Ludzie wybierają najkorzystniejsze ujęcia, przesyłają zdjęcia sprzed dziesięciu lat. Albo jeszcze inaczej, cudze. Oszukują zarówno kobiety, jak i faceci. Od początku nie ukrywałem przed Małgorzatą, że nie mam rąk. Bo i po co? Byliśmy wobec siebie stuprocentowo szczerzy, to zaowocowało. Zaczynaliśmy od błahych tematów, stopniowo przechodząc do coraz poważniejszych kwestii. Okazało się też, że mamy identyczne poczucie humoru. Zaiskrzyło, dzisiaj planujemy ślub. To chyba najlepszy dowód na to, że w internecie rzeczywiście można spotkać swoją drugą połówkę.
Pomysł stworzenia serwisu randkowego chodził za panem Łukaszem od dawna.
- Nie chciałem od razu rzucać się na głęboką wodę - opowiada. - Najpierw sprawdziłem, czy jest wiele takich portali dla niepełnosprawnych. Okazało się, że nie. Sporo też na ten temat czytałem. - Może wypełnię lukę? Komuś pomogę? - zastanawiałem się po cichu. Kiedy opowiedziałem o moich planach Małgorzacie, była zachwycona. I to właśnie jej wsparcie mnie tak zmotywowało.
Zobacz także: Rolnik szuka żony online. Nowy program w TVP
Ludzie są ostrożni
Portal ma dzisiaj ponad 600 użytkowników. Logują się tutaj również osoby pełnosprawne.
- Dlaczego? Jeśli chcą podzielić się z kimś swoimi problemami, niepełnosprawni ich wysłuchają i łatwiej zrozumieją - tłumaczy twórca strony.
Serwis jest promowany przez filmik, w którym z Łukaszem występuje narzeczona.
- Jestem szczęściarzem, że poznałem taką wspaniałą kobietę. A czy faktycznie łączę innych w pary? Sam nie wiem - mówi torunianin. I wyjaśnia: - Przyznam, że czasami o to pytam, ale internauci nie chcą zbyt dużo zdradzać. A trzeba też pamiętać, że osoby niepełnosprawne są ostrożne. Bardzo często, na przykład, mają problemy z umieszczeniem swojego zdjęcia. Boją się otworzyć na innych. Ba, serwis Zaklęci w Sobie ma funkcję czatu. Jak się okazuje, niewielu użytkowników z niej korzysta. Ludzie wolą jednak rozmawiać prywatnie niż na forum. Bywa że dostaję sygnały od rodziców osób odwiedzających stronę. - Fantastycznie, że pan robi to, co robi - mówią. Czasami proszą też o wskazówki. Pytają, jak ułatwić życie swoim dzieciom, które nie mają rąk. Cóż, ja się bez nich urodziłem. To nie tak, że miałem wypadek i nagle musiałem nauczyć się żyć od nowa bez dłoni. Od wstania z łóżka, po moment, w którym kładę się spać - jestem zupełnie samodzielny. Fakt, są rzeczy dla innych prozaiczne, dla mnie nie do przeskoczenia. Choćby wiązanie sznurowadeł, które muszę zastępować rzepami. Ale z drugiej strony, proszę pomyśleć, że dziewięć czy osiem lat temu zrobiłem prawko. Ba, udało się zdać za pierwszym razem, więc satysfakcja była spora.
Biorę, ale też daję w zamian
Pan Łukasz jest absolwentem toruńskiego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Pracuje w jednej z toruńskich przychodni. Ma wokół siebie oddanych przyjaciół.
- Biorę od ludzi energię, ale też daję im w zamian swoją - podkreśla. - Jak można się domyśleć, moje dzieciństwo nie było łatwe. W swojej niewinności, dzieci są też niezwykle okrutne. Chociaż, taki malec zapyta, co ze mną. Kiedy uzyska odpowiedź, na tym już koniec tematu. Wbrew pozorom, gorzej z dorosłymi, zdarzają się różne reakcje. Ręce mi nie odrosną. Jestem optymistą, nie zamykam się w czterech ścianach. Nie chcę ocknąć się jako pięćdziesięciolatek, który nigdzie nie był, kompletnie niczego nie dokonał i nikogo nie poznał. Cóż, żyję tak, żebym miał kiedyś o czym wnukom opowiadać.