
(fot. infografika Jerzy Chamier-Gliszczyński)
Żeby na drogach było bezpieczniej miasta, między innymi Toruń, zaczęły zmniejszać liczbę znaków drogowych.
W Austrii na początku roku zlikwidowano obowiązek jazdy z włączonymi światłami mijania w dzień. Taka tendencja jest także widoczna w kilku innych krajach Europy. Od kwietnia ub. roku w Polsce na światłach trzeba jeździć cały czas.
Więcej pieniędzy, więcej smrodu
Po roku niezależny Instytut Transportu Samochodowego sprawdził, jakie są efekty wprowadzenia nowego przepisu. Najbardziej namacalny to większe wydatki na paliwo, bo silnik samochodu pracującego z włączonymi światłami zużywa go więcej. W ten sposób w ciągu minionego roku właściciele samochodów wydali aż 650 mln złotych więcej na zakup paliwa! Dalsze konsekwencje to - zwłaszcza w miastach - zwiększona emisja zanieczyszczeń. Według danych ITS samochody w Polsce wyemitowały przez rok o 450 tysięcy ton dwutlenku węgla więcej!
Eksperci rynku samochodowego szacują, że na wprowadzeniu przepisu zarobili głównie - oprócz dostawców paliw - także... producenci żarówek do reflektorów. Ich sprzedaż wzrosła o 60 procent. Na kierowcach zarobił także budżet państwa, bo obroty na rynku paliw są większe.
Wypadki były i są
Statystyki są bezlitosne - to, że jeździmy na światłach, wcale nie oznacza, że na drogach jest bezpieczniej. W Austrii po wprowadzeniu w 2007 roku nowego przepisu wypadków było o 12 procent więcej, rannych o 11 procent, a zabitych aż o 17 procent. Lekarze tłumaczą, że przy słabym oświetleniu, pod wieczór lub rankiem, nagły rozbłysk światła powoduje, że ludzkie oko chwilowo ślepnie.
W regionie poprawy także nie widać. W 2006 i 2007 roku liczba wypadków nie zmalała - było ich ponad 2 tysiące. Przez pierwszych pięć miesięcy tego roku wypadków było już prawie 700.
- To Komenda Główna Policji wnioskowała o wprowadzenie obowiązkowej jazdy na światłach - mówi Monika Chlebicz, rzecznik komendanta kujawsko-pomorskiej policji. - Oceniamy, że przepis podnosi bezpieczeństwo na drodze. Jest to oczywiście ocena oparta jedynie na spostrzeżeniach policjantów ruchu drogowego, żadnych badań na ten temat nie robiliśmy.
Nie zlikwidujemy, bo stracimy
Z promowania jazdy z zapalonymi światłami powoli zaczyna się wycofywać Komisja Europejska. Pod koniec minionego roku uznała, że już nie będzie zachęcać państw UE do wprowadzania obowiązkowych świateł.
Niektóre środowiska polityczne uważają, że Polska także powinna znieść taki obowiązek. W pewnym momencie mówiło się nawet, że dąży do tego także rząd Platformy Obywatelskiej.
- Jestem w prezydium klubu, przez nasze ręce przechodzi każdy projekt ustawy, ale wśród nich nie było do tej pory takich zmian w prawie o ruchu drogowym - mówi Paweł Olszewski, bydgoski poseł PO, dodając: - Nie mogę wykluczyć, że taki pomysł ma któryś z posłów, oficjalnie jednak o tym nie wiemy.
Nieoficjalnie, głównie opozycja, mówi, że pomysł zniesienia obowiązku jazdy na światłach nie przejdzie, bo budżet państwa zbyt wiele by na tym stracił.
Toruńskie "nagie ulice"
Od kilku miesięcy mówi się także o nowelizacji kodeksu drogowego. Polska miałaby pójść śladem Brytyjczyków, którzy w Londynie i Ipswich wprowadzili projekt tzw. "nagich ulic". Założenie jest proste - jeśli jest mniej znaków, kierowcy ostrożniej jeżdżą, bo nie wiedzą, co robić.
Tymczasem takie strefy zaczęto na początku roku wprowadzać w Toruniu. - Są na osiedlach Kaszczorek, Grębocin, Na Skarpie i na ul. Antczaka - wylicza Agnieszka Kobus, rzecznik toruńskiego zarządu dróg. - Zareagowaliśmy na postulaty pieszych.
Pomysł polegał na zlikwidowaniu na skrzyżowaniach dróg z pierwszeństwem przejazdu - wszystkie są równorzędne. Kierowcy rzeczywiście zaczęli uważać, wypadków, zwłaszcza na ulicy Antczaka jest mniej. To się sprawdza.