MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Renata Dąbrowska razy 100

Rozmawiała: Żaneta Szlachcikowska
Fotoreporterka szukała swoich "bliźniaczek”. Dała im głos.
Fotoreporterka szukała swoich "bliźniaczek”. Dała im głos. Żaneta Szlachcikowska
Czy coś łaczy kobiety o tym samym imieniu i nazwisku? Ten projekt to obraz współczesnej Polki.

Rozmowa z RENATĄ DĄBROWSKĄ, fotoreporterką, autorką projektu pt. "Ja, Renata Dąbrowska - 100 portretów"

- Mając 17 lat, zamiast pomóc rodzicom w dojeniu krów, wolała pani hasać po łące i fotografować zachody słońca.
- Chciałam tę chwilę zatrzymać. Zaczęłam od fotografowania słońca i trawy, ale obecnie nie pasjonują mnie widoczki. W fotografii najbardziej interesuje mnie człowiek.

- Jest więc projekt 100 Renat Dąbrowskich.
- Imię i nazwisko było pretekstem do spotkań. Fotografując zależało mi, aby pokazać nie tylko to, jak wyglądają kobiety, ale również w jakich warunkach żyją. Taki portret socjologiczny.

- Zobaczyła pani obraz statystycznej Polki?
- Zdjęcia dobrze dokumentują, jak wygląda Polska - ulice, domy, przestrzenie. Dla mnie każda Renata jest fascynująca. Ktoś mi powiedział: "Smutna ta twoja Polska". Nie wiem, czy ponura. Każdy sam musi to ocenić. Dla kogoś pewien wystrój mieszkania będzie okej, dla innej osoby - niemodny. Dla kogoś sceneria będzie smutna, a dla kogoś poważna. Ja tylko udokumentowałam te przestrzenie. Być może nawet jest to prawda pozorna, bo nie wiem, jaka jest ta kobieta. Może zgodziła się i uśmiecha, a tak naprawdę gdzieś tam głęboko przeżywa tragedię, o której nie chciała mówić.

W Polsce kontaktowałam się z około czterystoma kobietami - na portalu nasza-klasa.pl znalazłam ponad 360 Renat.

- Kobiety zwierzały się pani np. gdzie pracują, ile mają dzieci, czy są bezrobotne. Nie każdy przyznałby się do tego.
- Założeniem projektu były trzy podstawowe pytania: data i miejsce urodzenia, zawód, a w przypadku mężatek - nazwisko po mężu. Nie wypytywałam. Trzeba też mieć pewną odwagę, by dotrzeć do człowieka. Jeśli kobieta wstydziłaby się czegoś, to prawdopodobnie nie wyznałaby mi tego. A Renaty bywały wylewne. Opowiedziały mi o śmierci bliskich osób, o swoich chorobach, kłopotach, miłościach, dzieciach, marzeniach, obawach. O wszystkim. Ale zdarzały się też Renaty skryte.

- Ile Renat odmówiło?
- W Polsce kontaktowałam się z około czterystoma kobietami - na portalu nasza-klasa.pl znalazłam ponad 360 Renat. Niektóre moje imienniczki same zaangażowały się w poszukiwania. Wysyłając informację o projekcie załączałam też swoje zdjęcie, aby wiedziały, jak chcę jej fotografować - w centrum otoczenia, w którym się obracają. Jeśli do spotkania dochodziło w domowym zaciszu, to fotografowałam panie na tle mieszkania. Nie każda Renata pokazała swój dom, czasami spotykałyśmy się gdzieś w mieście, w ulubionej kawiarni.

- Jaka jest Renata Dąbrowska z Bydgoszczy?
- Spotkanie było krótkie. To była jedna z pierwszych pań, które fotografowałam. Kobieta wolała spotkać się w przestrzeni ulicznej. Nie wypiłyśmy kawy. W albumie jest 7 Renat z woj. kujawsko-pomorskiego. Najwięcej kobiet odmówiło mi w Warszawie, tam też najwięcej imienniczek udało mi się znaleźć. Czasami też nie było czasu na dłuższą rozmowę. Miałam po drodze kilkanaście Renat i wiedziałam, że muszę się spotkać ze wszystkimi.

- Ile kilometrów pani przejechała?
- Około 25 tysięcy. Aby spotkać się z jedną z Renat, poleciałam do Szwecji. Taniej było kupić bilet za 120 zł w dwie strony do Göteborga, niż jechać do Lublina i wydać 600 zł na paliwo. Na jedną z Renat czekałam 6 godzin w samochodzie na parkingu. Rachunek - 60 zł. Innym razem, we Wrocławiu byłam umówiona z dwiema Renatami: z jedną o godz. 9, a około 15 z drugą. Sfotografowałam pierwszą, a potem czekałam kilka godzin w gorącym samochodzie, żeby spotkać się z kolejną. Niestety, nie dotarła, nie odbierała telefonu.

- Pod dyskoteką w Konecku (woj. kujawsko-pomorskie) zrobiła pani zdjęcie, które zdobyło Grand Press Photo 2012.
- Człowiek fotografuje to, co ma w głowie. Będąc nastolatką sama chodziłam na takie imprezy. Fascynowała mnie wtedy muzyka oraz to, że mogę wyrwać się z domu i spotkać kogoś fajnego. Jako zawodową fotoreporterkę - dyskoteki wiejskie zaczęły pasjonować mnie pod względem socjologicznym. Fotografowałam ludzi: jak się bawią, jak są ubrani, jakie mają zwyczaje oraz wnętrza pełne bilardu, striptizu, piany. To była dokumentacja obserwacyjna.

- To nie przypadek, że w kolejnym projekcie znowu zanurza się pani we wsi?
- Planuję sfotografować jak wyglądają żniwa. Nie wiem, czy mi się uda, ponieważ współczesna polska wieś nie wygląda jak dawniej. Pracuję także nad reportażami wiejskimi ze świniobicia, porodów, odpustów. Fotografuję jarmarki, np. w Rypinie, Golubiu Dobrzyniu, Czernikowie. Takie wiejskie życie. Bo w sercu mam wieś.

Więcej wartościowych tekstów na www.pomorska.pl/premium

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska