MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rewolucji było kilka

Maja Erdmann
Wprowadzenie bonu zdrowotnego jest nowym pomysłem na organizację polskiej służby zdrowia.

Projekt kolejnej rewolucji w systemie wypłynął z Centrum im. Adama Smitha, a jego orędownikiem jest m.in. nowy prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzej Sośnierz.

Rewolucji było kilka

Każdy nowy rząd wymyślał swoje sposoby na rozwiązanie problemów finansowych służby zdrowia. W 1999 roku utworzono kasy chorych. Wyodrębniono z naszego podatku dochodowego składkę na ubezpieczenie zdrowotne. Kasy za te pieniądze kupowały usługi medyczne dla ubezpieczonych. System nie działał zbyt sprawnie. Jednak zamiast go poprawić, zburzono trzyletnie doświadczenia. W 2002 roku lewicowy rząd doszedł do wniosku, że działalnośa kas kuleje i przekształcił je w Narodowy Fundusz Zdrowia. Jego oddziały nie miały żadnej samodzielności w podejmowaniu decyzji. NFZ stał się centralnym urzędem do dzielenia na zdrowie ponad 30 miliardów złotych rocznie. Ile więc ma, tyle może wydać.

Zamiast walczyć z kolejkami, szukać innych źródeł finansowania służby zdrowia, wprowadzono oficjalne kolejki. Specjalne przepisy, które regulują ruch pacjenta w ogonku do lekarzy.

Idzie nowe

Nastał nowy rząd i coraz cześciej słyszymy o kolejnych zmianach w systemie, bo NFZ sobie nie radzi. Specjaliści od ekonomiki rynku usług zdrowotnych wykazują, że pieniędzy jest za mało, więc trzeba włożyć rękę do kieszeni pacjenta.

Pomysłów jest wiele: a to opłaty za jedzenie w szpitalu, za wizyty u specjalisty, za lepszy standard pokoju w lecznicy... Nawet drobne kwoty przynosiłyby placówkom służby zdrowia niezłe dochody.

Mówi się też o bonach zdrowotnych i uwolnieniu rynku ubezpieczeń zdrowotnych - mają wejścia prywatne firmy. Bon zdrowotny to pomysł nienowy, mało tego - jest od dawna gotowy projekt w jaki sposób go wprowadzić i jakie rozwiązania prawne powinny mu towarzyszyć.

Idea jest prosta. Każdy obywatel będzie dysponentem takiego bonu. Ma on mieć wartość około 1000 złotych. Oczywiście, jak mówią twórcy pomysłu, stawka ta będzie inna dla grup wiekowych i dla mieszkańców różnych regionów kraju. Takiego bonu nikt nie dostanie do ręki. Przekażemy go za pośrednictwem towarzystwa ubezpieczeniowego szpitalowi, przychodni lub poradni, w której będziemy się leczyć.

Nie będziemy już płacić składki na ubezpieczenie zdrowotne wyodrębnianej z naszego podatku. Państwo po prostu wyasygnuje na ten cel pieniądze z budżetu. My zaś będziemy ubezpieczać się dodatkowo na zdrowie, w którymś z towarzystw.

Gwarancja w koszyku

W ramach bonu będziemy mieli zabiegi i badania zawarte w tzw. koszyku gwarantowanych usług medycznych. Mają go opracować eksperci zatrudnieni przez ministerstwo zdrowia. Co się znajdzie w koszyku? Na razie nie wiadomo.

Twórcy pomysłu bonu mówią ogólnie, że ściśle określone standardami usługi podstawowe. Tanie i skuteczne. Tylko co to oznacza? Na przykład wycięcie woreczka żółciowego tradycyjną metodą jest tanie, ale potem pacjent długo wracający do formy kosztuje szpital masę pieniędzy. Natomiast użycie do operacji laparoskopu jest drogie, ale pacjent szybko opuszcza szpitalne mury. Założenie tradycyjnego gipsu na złamaną nogę jest tanie, ale uciążliwe dla chorego. Zastosowanie specjalnych usztywniaczy droższe, ale daje poczucie komfortu.

Ubezpieczając się w prywatnych firmach mielibyśmy pewnośa, że dostaniemy opiekę taką, na jaką nas stać. Dopłacalibyśmy za droższe, nie umieszczone w "koszyku" nowoczesne zabiegi i za lepsze warunki pobytu w lecznicy. Każdy by przekazywał pieniądze do wybranego funduszu zdrowotnego prywatnego lub państwowego.

Niewątpliwe plusem wprowadzeniu bonu jest to, że nie byłoby już tylu pośredników w dysponowaniu naszymi pieniędzmi na zdrowie. Dziś wszystkie pieniądze idą do ZUS, potem do wspólnego worka NFZ, potem dopiero w oddziałach są dzielone na placówki służby zdrowia. Obliczono, że na te operacje traci się co roku kilkadziesiąt milionów złotych.

Ograniczanie strat

Oszczedności byłyby też w szpitalach. Nikomu nie aplikowałoby nieskutecznych terapii, a (tu znowu opinia fachowców) stosowanie nieskutecznych i niepotrzebnych badań i zabiegów jest zmorą medycyny. Gdyby to wyeliminować, koszty leczenia spadłby aż o 20 procent! Innym argumentem za bonem i wystawianiem rachunków przez szpitale dla prywatnych ubezpieczycieli jest to, że można zapobiec korupcji w służbie zdrowia. Pacjenci nie mieliby już powodu dawać łapówek lekarzom za przyjęcie do szpitala, bo kolejki by zniknę ły.

Bonu zdrowotnego nie ma w żadnym innym kraju na świecie. Będzie to polski eksperyment, którego skutki trudno przewidzieć. Jednak warto pamiętać jak ważne jest, ile wydajemy na ten cel i jaka będzie siła nabywcza naszych zdrowotnych bonów. Polska ciągnie się w ogonie państw Unii Europejskiej jeśli chodzi o wydatki na służbę zdrowia.

Słowacja przeznacza to 6 proc. Produktu Krajowego Brutto, Czechy - 7 proc., Węgry 8 proc., a my.... oficjalne 4,2 proc. PKB. Choć wyliczenia nie sąprecyzyjne.

Bon zdrowotny jest na razie tylko ideą, pomysłem, ale możliwym do zrealizowania i to już niedługo. Jeśli, oczywiście, u władzy pozostanie gabinet Jarosława Kaczyńskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska