https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rozdziobią was Kruki

ADAM WILLMA
Firma Kruk nie bez powodu opatruje swoje listy hasłem "Jesteśmy wszędzie". Ściąga długi prawdziwe i urojone. Od żywych i umarłych.

Antonina Słowik zmarła w lutym 2003 roku. - Przed śmiercią ciężko chorowała. Byliśmy z rodziną zajęci najpierw opieką nad żoną, później sprawami związanymi z pogrzebem, więc nikt wówczas nawet nie otworzył listu, w którym był rachunek za telefon komórkowy - mówi 75-letni Ryszard Słowik.
Po pogrzebie Słowik znalazł zaległy rachunek i jako człowiek sumienny odliczył z emerytury 269,17 złotych. Popędził do salonu Idei przy Rynku Staromiejskim w Toruniu, aby spłacić dług żony. Jeszcze w lutym umowa z Ideą została rozwiązana. "Powodem rozwiązania jest zgon abonenta" - odnotowano w dokumencie.

Inni już to wiedzą

- No i zaczęło się - relacjonuje Ryszard Słowik. - Najpierw "Wezwanie przedprocesowe" przysłała nam firma Intrum Iustitia.
"Największa w Europie grupa w branży windykacji należności" - jak reklamuje się Iustitia - nakazała Słowikowej zapłatę 1031 złotych za niezapłacone rachunki i odsetki za zwłokę.
- Pomyłka każdemu może się przydarzyć, więc poinformowaliśmy firmę, że jest w błędzie - mówi Krystyna Słowik, córka pani Antoniny.
"Zwracam się z uprzejmą prośbą o umorzenie postępowania windykacyjnego oraz powstałych kosztów. Za pozytywne rozpatrzenie mojej prośby uprzejmie dziękuję" - napisał Słowik do Iustitii wkładając do koperty kopie umowy z Ideą oraz aktu zgonu.
Ale pozytywnego rozpatrzenia nie było, za to windykatorzy dali Słowikom kilka miesięcy spokoju.
W czerwcu 2004 okazało się, że Iustitia sprzedała los nieboszczki wrocławskiej firmie Kruk Systemy Inkaso, która w piśmie opatrzonym symbolem ptaka z rodziny krukowatych uprzedziła panią Antoninę: "Został wszczęty krótkoterminowy intensywny proces dochodzenia długu począwszy od postępowania sądowego, na licytacji mienia dłużnika skończywszy". A wszystkie te informacje pod krwistoczerwonym nadrukiem "SKUTECZNA EGZEKUCJA DŁUGÓW. INNI JUŻ TO WIEDZĄ!"

Ostateczna ostatnia szansa

Miesiąc później Kruk znowu dał znać o sobie, tym razem "Ostatecznym wezwaniem do zapłaty". "Wzywamy dłużnika po raz ostatni" - apelował do sumienia klienta numer 11465425 zdesperowany Kruk. I dobrze radził: "Z naszego doświadczenia wynika, iż sąd rozstrzygnie sprawę w okresie do trzech tygodni".
Okazało się jednak, że doświadczenia Kruka a rzeczywistość to dwie różne sprawy. W sierpniu 2004 Kruk przyfrunął więc z nowymi wieściami. Miesiąc po "Ostatecznym wezwaniu" dał Słowikowej "Ostatnią szansę" i w ramach "polubownego załatwienia sprawy" wyliczył dług na 871 złotych i 10 groszy. Zapowiedział, że umieści świętej pamięci Słowikową na internetowej liście dłużników, co uniemożliwi jej zaciąganie kredytów, a nawet dostęp do telefonii komórkowej i stacjonarnej i telewizji kablowej. Do listu dołączona była "kopia" wyroku w sprawie innego nieszczęśnika nękanego przez Czarnego Ptaka. "Niniejszy załącznik ma charakter edukacyjny i informacyjny" - zastrzegało Ptaszysko.
Słowikowa zapłacić nie mogła, więc następny list otrzymała już od Biura Detektywistycznego, również pod szyldem Kruk. A detektywi, jak to detektywi, zagrozili Słowikowej, że "używając wszelkich środków" wskażą komornikowi, gdzie Słowikowa ukryła majątek.
Zapomnieli dodać, że komornik nie może kiwnąć palcem bez decyzji sądu, a o tej na razie nie było mowy.

Zadbaj o dobre imię

Słowikowa, z natury rzeczy, milczała jak grób, więc w listopadzie Kruk znów dał znać osobie "pismem przedegzekucyjnym", z którego Antonina Słowik, gdyby żyła, mogłaby się dowiedzieć, że jest na prostej drodze do spędzenia 3 lat w więzieniu. Ale ponieważ Kruk ma dobre serce, gotów jest przyjąć 609 zł i 77 groszy, umarzając resztę.
W kolejnym piśmie opatrzonym rastrem w formie wielkiego czarnego ptaka Kruk jeszcze bardziej spuścił z tonu, żądając ledwie 522 złotych i 66 groszy. Ot, promocja.
Antonina Słowik nie odpowiedziała, co sprowokowało do działania detektywa Krzysztofa Kurzyńskiego. Następca Sherlocka Holmesa dostał za zadanie sprawdzić dochody pani Antoniny i - pogroził Kruk - skasuje sobie za tę czynność dodatkowych 600 złotych.
Słowikowie zlitowali się nad Sherlockiem Kurzyńskim i poinformowali go, że pani Antonina na tym świecie dochodów już nie ma.
Ale dla Kurzyńskiego śmierć nie okazała się przeszkodą i w kolejnym piśmie znowu jął grozić Słowikowej sądem i odcięciem kablówki.
"Dłużnik udowodnił, że nie zależy mu na polubownym załatwieniu sprawy" - wtórował mu Kruk-Inkaso w osobie Grzegorza Kopaniarza. A więc będzie sąd i komornik.
Antonina Słowikowa milczała, więc Kopaniarz spróbował zaatakować z innej flanki - "Ostatecznym przedsprzedażowym wezwaniem do zapłaty".
Gadka szmatka. Miesiąc później detektyw Kurzyński przyznał, że Kruk nie wypuścił Słowikowej ze swoich łap. I pogroził tym co zwykle.
Następnie Kruk całkiem spuścił z tonu wysyłając już tylko dobroduszne upomnienie. "Nabyła pani dobra materialne nie wywiązując się z obowiązku zapłacenia za nie" - kierownik działu windykacji miał nadzieję poruszyć sumienie pani Antoniny. "Zadbaj o dobre imię i spokój: spłać dług" - dodał na pożegnanie.

Achtung! Achtung!

Kolejne pismo było już tylko nudnym drukiem w porównaniu z poprzednimi. Pan kierownik Kopaniarz po raz kolejny zagroził, że umieści informacje o długu Słowikowej w Internecie. Zapewnił też, że o swoim długu Słowikowa będzie mogła przeczytać w ogłoszeniu zamieszczonym w Super Expressie, ale jak zwykle nie dotrzymał słowa.
Po miesiącu Kopaniarz chwycił się starego pomysłu i ponownie postraszył egzekucją komorniczą, zapewniając, że gdy już tylko otrzyma tytuł wykonawczy z sądu, 10 lat będzie ścigał Słowikową.
Na święta Słowikowie wyjęli ze skrzynki kolorową kartę z przystrojoną choinką: "Spokojnych świąt bez długów i komorników życzy firma windykacyjna Kruk". Jako prezent pod choinkę Czarny Ptak zaproponował umorzenie jednej trzeciej długu. W razie gdyby obdarowany wzgardził upominkiem, do życzeń Kruk dołączył zapewnienie, że w nowym roku komornik na pewno uczyni swoją powinność.
Pod koniec ubiegłego roku dług pani Antoniny przekroczył granice Polski. Koperta z kolejnym listem opatrzona była symbolami firmy Secapital z Luksemburga oraz pieczęcią Deutsche Post. W oczy rzucał się umieszczony na purpurowym tle dopisek "ACHTUNG WICHTIGE INFORMATIONEN". Propozycję spłaty długu sformułowano w języku Goethego, ale i ten wysiłek nie mógł podziałać na panią Słowikową.
Proponowanego telefonu do Luksemburga w sprawie umorzenia długu nikt z państwa Słowików nie miał ochoty wykonywać, mimo zapewnień autorów "Wir sprechen polnisch".

Zarząd przymusowy

Nie trwało długo, a językiem korespondencji ponownie stał się polski. W imieniu Secapital (pod tą szumnie brzmiącą nazwą kryje się firma skupująca za grosze beznadziejne długi) list do nieboszczki Słowikowej przysłała pani Januszewska-Noga, radca prawny. Adres: Aleje Jerozolimskie 81 wyeksponowany w piśmie brzmi dumnie (w tym samym biurowcu mieści się siedziba Secapital), ale w Internecie pani Noga reklamuje swoje usługi w biurze przy pl. Nowy Targ 28, pok. 406 we Wrocławiu.
Pani Noga zaczęła od łagodnego żądania zwrotu 871 zł i 10 groszy, aby w kolejnym piśmie straszyć nieżyjącą panią Antoninę, że wskutek długu nie będzie mogła nawet sprzedać mieszkania, a nad jej przedsiębiorstwem lub gospodarstwem rolnym zawiśnie groźba zarządu przymusowego.
Na nic zdały się ostrzeżenia pani radcy, więc do dzieła wziął się niejaki A. Zelent, występujący jako pełnomocnik zarządu polskiej odnogi Secapital. Groźby 130 złotowego odszkodowania, którymi straszył pełnomocnik Zelent brzmiały jednak jak bajki na dobranoc przy epistolografii Kruka. Ale pewnie pan pełnomocnik jeszcze się rozkręci.
Gdy listy w sprawie fikcyjnego długu pani Antoniny urosły w wielką stertę, Słowików dotknęło kolejne życiowe nieszczęście. W wypadku zginął syn Ryszarda Słowika: - Jacek zmarł nie pozostawiając po sobie żadnego majątku. Okazało się, jednak, że ciążył na nim dług za zakup ratalny. Po kilku miesiącach od śmierci Jacka dostaliśmy pismo od pana Kurzyńskiego z Kruka...
Czujny detektyw Kurzyński i tym razem nie przejął się, gdy Słowikowie wysłali mu ksero aktu zgonu. W kolejnym liście zmarłemu Jackowi zagroził sprawą w prokuraturze.
- Pisma od Kruka to już chleb powszedni. Statystycznie przychodzą co dwa tygodnie, na przemian, do mamy i do brata - mówi Krystyna Słowik, siostra nieżyjącego Jacka. - Jeśli tak dalej pójdzie, postawimy skrzynkę na cmentarzu.

Kilka dobrych rad

Kruczki Kruka

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta uznał sposób egzekwowania długów przez firmę Kruk za sprzeczny z dobrymi obyczajami. Prezes UOKiK uznał, że doszło do naruszenia zbiorowych interesów konsumentów i nakazał zaniechanie praktyk mających na celu straszenie klientów agresywnymi hasłami i grafiką.

Długi oczywiście należy spłacać, jeśli jednak windykatorzy zaczynają grać z nami nie fair:
- nie daj się zastraszyć, listy od nich budzą grozę, ale tylko wśród ludzi, którzy nie posiadają przygotowania prawniczego, opracowują je specjaliści od manipulacji i socjotechniki, strach jest główną bronią w walce o pieniądze,
- opowiastki o detektywach, którzy spiszą nasz majątek można włożyć między bajki, żaden detektyw nie ma prawa naruszyć naszego miru domowego, jeśli by tak uczynił, dopuściłby się czynu karalnego,
- jeśli wierzyciel nie wniósł w porę sprawy do sądu, a termin przedawnienia minął (zwykle od 1 do 3 lat w zależności od rodzaju wierzytelności), można zakomunikować windykatorowi, że będziemy korzystać z tego prawa, jeśli i to nie poskutkuje, listy w sprawie długu potraktować potraktujmy jak makulaturę,
- jeśli jednak sprawa trafiła do sądu, windykator może próbować ściągnąć z nas długi przez 10 lat,
- jeśli jesteś pewien swej niewinności, możesz napisać o tym windykatorom, albo nie rozpoczynać z nimi korespondencji, niektóre żądania spłaty długów można uznać wręcz za próbę wyłudzenia.

PS Po konsultacjach z ornitologami ustaliliśmy, że ptak z papeterii Kruka to zwykła kawka.

Nazwisko dłużniczki i jej rodziny zmieniłem
[email protected]

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska