- W międzywojniu rozmieszczenie tylu jednostek na naszym terenie prawdopodobnie wynikało z tego, że w garnizonach na Pomorzu zachowała się świetna - popruska i poniemiecka - infrastruktura - tłumaczy ppłk rez. Jerzy Lelwic z Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy.
Dowódcy wywodzili się z różnych środowisk. Wyżsi rangą rozpoczynali służbę w armii carskiej lub austriackiej. Z armii niemieckiej wywodziło się bardzo niewielu, ponieważ Niemcy bardzo rzadko nadawali stopnie oficerskie Polakom. Najwięcej oficerów pochodziło z armii rosyjskiej - 119 generałów i przeszło 20 tys. oficerów polskich! W kasynie oficerskim marynarki wojennej na Helu jeszcze w latach 30. mówiono po rosyjsku, bo większość oficerów wywodziła się z floty carskiej.
Ppłk Lelwic: - Ostatnie wydarzenia na Ukrainie przypomniały nam, że o armię trzeba dbać nieustannie. Okazało się, że pewien okres przespaliśmy, gdy Rosjanie konsekwentnie rozwijali swoje siły zbrojne. Nie wolno zapominać o swoim wojsku. Trzeba je hołubić, inwestować w broń i współczesny sprzęt. Potrzebne są programy długofalowe, które - raz przyjęte - zostaną doprowadzone do końca. A u nas chyba żaden, a plany zmieniały się zbyt często. O tym, że nasze jednostki powinny być przesunięte na wschód kraju była mowa już w latach 90.! Od tamtej pory można już było dużo zrobić. A teraz trzeba zrobić to w pośpiechu.