- Zna pan nasz fyrtel? Był pan kiedyś u nas?
- Nie, dla mnie to ziemia nieznana.
- I tak łatwo zgodził się pan przyjechać na Chojnicką Noc Poetów?
- Zgodziłem się w ciemno. Pomyślałem, że jeśli to jest Noc Poezji, to jest to temat bardzo interesujący. Jestem aktorem śpiewającym, zostałem zaproszony, żeby zaprezentować u was piosenkę pogranicza.
- Pogranicza?
- Już wyjaśniam. Poezja kojarzy się nam z takimi nazwiskami, jak Szymborska, Poświatowska, Mickiewicz, Osiecka i długo można by wymieniać. Ale poezja jest bardzo różna. Może być górnolotna, chwytająca za serce, drapieżna, opisująca wspaniałe przeżycia. Taka, która nas wzrusza, i taka, która nas dołuje. Jest też poezja życia. Taka codzienna. Z niej właśnie ułożyłem mój program. Zaśpiewam piosenki warszawskie i lwowskie. Powiem kilka tekstów kabaretowych. To ma być coś żywego. A ponieważ przyjadę z akompaniatorem Zbigniewem Rymarzem, który piosenkę przedwojenną zna jak nikt inny, więc mam nadzieję, że przypadnie to do gustu publiczności. No i oczywiście nie może zabraknąć tu szmoncesu. Całość ma być bliska życiu, od strony ulicy, lokalnego patriotyzmu, ale też od alkowy.
- I nie przestraszył się pan tej wizji, że rzecz odbywa się w plenerze, że przychodzą tłumy, że wszystko może się zdarzyć?
- Czasami bywa faktycznie na takich imprezach pod chmurką marnie. Ale jeśli widza się odpowiednio przygotuje do tego, co go czeka, to większych niespodzianek być nie powinno. Wiadomo, jak ludzie przychodzą z piwem, żeby sobie posiedzieć, to różnie może być. Ale wasza impreza ma już wyrobioną publiczność, więc chyba nie ma się czego bać.
- Jest pan teraz na urlopie?
- Od czterech lat nie jestem nigdzie na etacie. Wolny ze mnie strzelec. Trzeba biegać, zabiegać o role, o kontrakty. Trudno było po trzydziestu latach pracy w teatrze się na to zdecydować, ale teraz jestem zadowolony.