Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Bogdanem Kufflem, twórcą DKF-u "Cisza" na 35-lecie jego działalności

Anna Klaman
Anna Klaman
Bogdan Kuffel na poprzednim jubileuszu, czyli 30-leniu DKF-u "Cisza"
Bogdan Kuffel na poprzednim jubileuszu, czyli 30-leniu DKF-u "Cisza" Radosław Osiński
- Ja nie jestem satrapą, autokratą. Próbuję się wsłuchać w opinie. Czasami byłem posądzany, że uwielbiam dobry film historyczny. Próbuję, jak gdyby narzucić swój gust, ale coraz częściej też słuchać innych i wybierać - mówi "Pomorskiej" Bogdan Kuffel.

To już kolejny jubileusz DKF-u "Cisza" 35. Jakie były początki?

- Przyjechałem do rodzinnych Chojnic z Mazur z Muzeum Bitwy pod Grunwaldem. To było 1 sierpnia 1983 r. W roku szkolnym 1984 i 1985 zostałem przyjęty do Liceum Ogólnokształcącego im. Filomatów Chojnickich. Spotkałem takich ludzi jak Wojtek Młynarz, Tomek Biesek, Maciej Gostomski, Hania Pilacka, Mirek Kortas. Jeszcze na Mazurach pokazywaliśmy nieustannie film - sekwencję z filmu Aleksandra Forda - Bitwa pod Grunwaldem. Miałem układy z Okręgowym Przedsiębiorstwem Rozpowszechniania Filmów w Olsztynie. Zawsze w poniedziałki jeździłem do teatru Jaracza w Olsztynie. Jeszcze w czasach szkoły średniej chodziłem do kina, potrafiłem być w kinie 20 razy w miesiącu, a w Chojnicach było pięć kin: Pomorzanin, Kinoteatr, Mewa i Kolejarz. Telewizja była medium raczkującym. Panie bileterki wpuszczały mnie na filmy. Fory idealne miałem w kinach Kosmos, Kolejarzu i Mewie. Wchodziłem za darmo i stąd ta miłość do kina. Tych poniedziałków teatralnych mi oczywiście brakowało, Na swojej drodze spotkałem wspaniałą postać - Jerzego Orlicza z Bydgoszczy, który był szefem DKF Mozaika w Bydgoszczy. Od tego się zaczęło. Powołaliśmy z młodymi ludźmi DKF (Wojtek Młynarz, Tomek Biesek, Maciej Gostomski, Hania Pilacka jak Mirek Kortas). Nazwaliśmy go Cisza, bo dla nas, tych młodych ludzi, którzy ze mną to powoływali - obcowanie z X Muzą to było jakby sacrum. Myśmy szli na film, a nie do kina. Stąd ta cisza, skupienie. Ściągaliśmy sobie te filmy, które nas interesowały.

W PRL-u wszystkich chyba nie można było ściągać?

- Pan Jerzy Orlicz na wiele fanaberii pozwalał. Przymykał oko, jako że sam ściągał je dla swojej Mozaiki, która miała chyba już półwiecze. Ściągał dla siebie, a przy okazji się z nami dzielił. Początki to było kino Kosmos. Kuffel wciąż był tym nauczycielem, a młodzież się zmieniała. Przychodzili następni uczniowie. To dziś np. lekarze. Potrafili pojechać do Instytutu Kultury Niemieckiej do Warszawy i przywieźć w plecakach filmy. A pamiętajmy, były duże, bo taśma filmowa była w pudełkach. To była taka partyzantka romantyczna i nostalgiczna. Pierwszym filmem, który puściliśmy, był "Gandhi". Film wspaniały, ze świetnym aktorstwem. Ludzi opór. No, ale filmu nie było. Podrzucono go zamiast do Kosmosu do Kinoteatru. Chłopacy się zorientowali, chyba Tomek Biesek, i z minimalnym opóźnieniem film puściliśmy. Pamiętam przewspaniałe prelekcje Majki Cyganowicz. Zawsze byłem zwolennikiem tego, że przed filmem jednak trzeba coś powiedzieć.

Teraz jest z tym gorzej?

Czasami się udaje. Kaziu Ring coś powie, to świetny prelegent. Dominik Gostomski, Sylwia Hamerska, ale ludzie w tym zabieganiu nie potrafią tego dzieła filmowego smakować. Kino się komercjalizuje i to jest przykre. Próbujemy w tej szarzyźnie z radą programową coś znaleźć.

Chyba trudno wybrać, kiedy w kinach triumfuje komercja.

-Nie zawsze potrafimy trafić w gusta. Chojnicka publiczność nie na każdy film przyjdzie. Jest bardzo wysublimowana. A młodzież poza kinem komercyjnym omija ambitne filmy. Tam trzeba myśleć, trzeba coś pogłówkować. Idą na łatwiznę.

Czy to nie jest porażka naszego systemu edukacji?

- Kiedyś była w szkołach edukacja filmowa i teatralna. To tak jak z czytaniem książek. Jeżeli zaniknie czytanie książek... Audiobooki są fajne, ale czytanie kształtuje wyobraźnię. Ja będę ich fanem nadal, bo to wpoiła mi mama. Kiedyś młodzież potrafiła cytować fragmenty trylogii. Potem były wielkie animozje w Polsce, kogo obsadzić. Kto ma być Kmicicem, a kto jego miłością. Przecież Małgorzata Braunek została odsądzona od czci, od wiary.

Nie wyobrażam sobie teraz takich ogólnonarodowych dyskusji.

Teraz idziemy w komercję. Ale takie filmy jak "Polityka" Patryka Vegi też są potrzebne.

Podobał się Panu?

- Nie, nie podobał się. Zresztą ten film i tak nic nie zmieni, bo ludzie będą głosować tak, jak głosują. Ja nie jestem od naprawiania świata.

To co ostatnio Pana zaskoczyło?

- "Pavarotti". Byłem zdziwiony, że na dokumencie, który trwał prawie dwie godziny, potrafiłem wytrzymać. Byłem wciągnięty w tę historię. Kapitalny film. Czasami się dziwię. Na film Almodovara przyszło 180 ludzi, a za chwilę na film "Królowa Kier," już mniej, a to film przewspaniały, cudowny. Dowód, jak można zrobić dobre kino małymi środkami. Film musi inspirować. Uważam, że tak jak kiedyś powiedział Jurek Orlicz, telewizja nie zabije. Można tworzyć różnego rodzaju płaskie ekrany, duże telewizory. On mówił - ekran jest jak koperta, a telewizor jak znaczek.

Filmy oglądamy już nawet na smartfonach.

- Kino ma swoją magię. Współdziałanie muzyki, obrazu. Dźwięk jest elementem superważnym. Udowodnił to twórca filmu "Winni". Widzimy policjanta przy telefonie alarmowym. Ma kanwie jednego człowieka pokazywanego w kadrze, można pokazywać dramaturgię tak ciekawego filmu. Kino trzeba smakować. Dla mnie poniedziałek, kiedy mamy DKF to święto. To jak nabożeństwo, sanktuarium. Brakuje mi kroniki filmowej. Rozumiem, że ludzie jedzą te chipsy. Mnie to denerwuję. Kino jest jak msza św. Gdy idę, próbuję w internecie wcześniej coś poczytać, na co idę.

Odważyłby się Pan wybrać na przykład film ostatniej dekady?

- Zawsze uważałem, że tworzywo literackie jest lepsze od filmu. Jeżeli kręci się na podstawie czegoś. Jedynym filmem, który jest bogatszy niż książka to "Lot nad Kukułczym Gniazdem" Milosa Formana. Filmem jestem zachwycony. Już inaczej było z "Imię Róży". A "Ojciec chrzestny". Jak przeczytałem książkę, film mi zmalał. Książka próbuje mi dać moje wyobrażenie. Wiernie.

Poniekąd ten DKF jest dla pana?

- Ja nie jestem satrapą, autokratą. Próbuję się wsłuchać w opinie. Czasami byłem posądzany, że uwielbiam dobry film historyczny. Próbuję, jak gdyby narzucić swój gust, ale coraz częściej też słuchać innych i wybierać. Staram się też słuchać.

Komedii pewnie Pan nie ceni. "Idą" w komercję.

- Ale są i dobre. Woody Allen potrafi zrobić z takich komedyjek ciekawe rzeczy. Kraje bogate inwestują w dubbing. Te napisy nie zawsze są dobrze umieszczone. Nie mam chyba gatunku, który dominowałby. "Gladiator" to był film, który mnie rzucił na kolana. Lubię sekwencję, walki. No i muszę pójść na "Legiony". Raczej z obowiązku. Czytałem krytykę, że próbują tam upraszczać historię. A w historii nie można iść na skróty. Idealnym filmem dla mnie była "Niepodległa". Ale na "Legiony" pójdę, zobaczę. Równolegle na ekranach jest teraz "Piłsudski". Szyc zagrał dobrze, choć trudno zmierzyć się z taką ikoną. To porywanie się z motyką na słońce. Tę charyzmę tworzyła i Kasztanka, i marszałek na Kasztance.

Czy orientuje się Pan, ile zobaczył już filmów?

- Prawie 1,5 tys.filmów. Boleję, że nie zapisywałem tytułów. Teraz próbuję zrobić kroniki. Mam trzy.

Wyszedł Pan kiedyś z jakiegoś seansu?

- Ja zawsze uważam, że jeżeli poszedłem do kina, wykupiłem bilet, to zabieram niepisaną umowę z reżyserem. Wtedy szukam czegoś dobrego. Muzyki, ujęć, zdjęć. Nie jestem zwolennikiem demonstracyjnego wychodzenia, trzaskania fotelami. Spróbuję sobie znaleźć coś zastępczego.

W naszym regionie nie ma porównywalnego DKF-u jak Cisza?

- Jest DKF w Bydgoszczy. Ma ok. 50-lat. To jeden z najstarszych DKF-ów w Polsce. Kiedyś była taka moda - jeździło się na seminaria filmowe. Stąd pojawiły się te nasze "Filmobrania". A w pewnym momencie mieliśmy już DKF Cisza i DKF BiS, więc robiliśmy podwójne projekcje. Był okres, kiedy był boom telewizji. Sądziliśmy, że to upadnie, a nie upadło. Zresztą nas DKF nie jest pierwszym DKF-em w Chojnicach. Był kiedyś wcześniej w "Kosmosie" prowadzony przez Tadeusza Nieżurawskiego. Nasz DKF dziwnym trafem się utrzymał. Potem pojawiły się te Filmobrania. Było już 21. To już mój autorski pomysł. Przyjeżdżali przyjaciele. Były wykłady. Potem zrozumiałem, że jeśli ma przyjść przypadkowy słuchacz, który nudzi się jak mops, to szkoda tego prelegenta, który jest niezłym znawcą kina. Teraz był u nas ponownie Piotr Zwierzchowski, profesor belwederowski. Na moich oczach robił karierę naukową. Przywiózł mi - aż się ucieszyłem - książkę, którą popełnił ze swoim przyjacielem Mariuszem Guzkiem "Sąsiedzi" traktującą o współżyciu Polaków i Niemców w Bydgoszczy. Przez wszystkie te lata poznałem wspaniałych, ciekawych ludzi. Powiem tak - mnie zawsze nosiło, nosi i będzie nosić. Ten typ tak ma.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska