Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozpoczął się proces kierownictwa upadłego Janturu

Jadwiga Aleksandrowicz
W styczniu 2010 roku rolnicy po raz pierwszy skrzykneli się w gorzelni Janturu, by gromadą upomnieć się o swoje pieniądze.
W styczniu 2010 roku rolnicy po raz pierwszy skrzykneli się w gorzelni Janturu, by gromadą upomnieć się o swoje pieniądze. adwiga Aleksandrowicz
Po dwóch latach postępowania prokuratorskiego i po ponad dwóch latach od wniesienia aktu oskarżenia dziś rozpoczął się proces kierownictwa nieszawskiej upadłej spółki Jantur, na który czekają setki wierzycieli. Sąd Okręgowy we Włocławku wyznaczył w tym tygodniu jesczce jedno posiedzenie.

Kto na ławie oskarżonych

- Szczerze mówiąc, nie wierzę, by ten proces się kiedykolwiek zaczął - powiedział nam jeden z wierzycieli, gdy dotarło do niego powiadomienie o dzisiejszej rozprawie. Przypomiał, że sąd już w czerwcu ub.r. próbował rozpocząć proces, ale z powodu choroby na ławie oskarżonych zabrakło jednej z trzech osób, którym Prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy postawiła zarzuty. Czekano na opinię sądowego lekarza.

Obserwatorzy tej sprawy nie mają złudzeń: proces będzie bardzo długi, bo pokrzywdzonych jest ponad 600 wierzycieli, głównie rolników z różnych zakątków Polski. To ci, którzy dostarczali Janturowi zboże i nie zobaczyli za nie zapłaty. Spółka jest też winna pieniądze różnym firmom, instytucjom i bankowi. Jak się okazało w czasie prokuratorskiego śledztwa, majątek spółki był o wiele mniej wart niż jej zobowiązania. Kierownictwo Janturu wprowadzało w błąd wierzycieli co do rzeczywistej sytuacji ekonomicznej spółki i stwarzało pozory doskonałej kondycji finansowej firmy.

Jantur to spółka rodzinna, stworzyła ją wpływowa przez wiele lat w powiecie aleksandrowskim rodzina Ch.Roman Ch. był prezesem zarządu spółki i jednocześnie przewodniczącym rady miejskiej w Nieszawie. Jego brat Krzysztof wiceprezes zarządu spełniał się też jako prezes klubu sportowego Jagiellonka, zawiadującego nieszawskim promem, któremu dotację dawał powiat aleksandrowski. Przewodniczącym rady powiatu był trzeci z braci - Janusz Ch., pełniący w Janturze funkcję przewodniczącego rady nadzorczej, wówczas także znany działacz PSL, członek władz krajowych, wojewódzkich i szef struktury powiatowej.
Prokuratura postawiła zarzuty dwom z trzech braci: Romanowi i Krzysztofowi Ch. oraz Jolancie O., głównej księgowej.. Spać spokojnie mogą członkowie rady nadzorczej Janturu, bo zanim prokuratura przekazała akta sprawy do sądu, zmieniły się przepisy, zwalniając od odpowiedzialności radę nadzorczą.

Na początku płacili najlepiej

Pokrzywdzeni rolnicy nie ukrywają, że kilka lat wstecz, zanim wyszło na jaw, że Jantur jest bankrutem wciąż skupującym zboże, spółka ta płaciła lepiej niż inni odbiorcy ziarna. Potrzebowała go dużo. Miała gorzelnię, w której produkowano spirytus, młyn zaopatrujący powiązaną rodzinnie z Janturem piekarnię, magazynowała także zboże usługowo. Na majątek Janturu składały się bowiem także dwa magazyny: w Kikole w powiecie lipnowskim oraz w Chromowoli w gminie Koneck.

W styczniu 2010 roku rolnicy, którzy czekali miesiącami na zapłatę za odstawione zboże, wszczęli alarm.
Organizowali zebrania, początkowo w nieszawskiej gorzelni, a potem także w młynie w Wagańcu i innych miejscach. Okazało się wówczas, że wierzycielami są nie tylko gospodarze z Kujaw i Pomorza, ale także z odległych zakątków Polski.

Wojciech Niedźwiedziuk spod Białej Podlaski dowiedział się o problemach spółki z naszych artykułów, które pojawiły się w internecie. - To ewidentne wyłudzenie. Przedstawiciele Janturu byli u mnie w listopadzie ( 2009 roku - dop. red.), obiecywali zapłacić za czterdzieści dni. Czekam na sto tysięcy złotych - żalił się nam w rozmowie telefonicznej w lutym 2010 roku.

W listopadzie 2009 roku zabrano także zboże od Andrzeja Michalaka spod Kutna.
- W grudniu prezes próbował mnie namówić, żebym kupił dla Janturu zboże od innych rolników - zdradził nam. Swoich pieniędzy nie dostał.

Jesienią 2009 roku, gdy rolnicy na Pomorzu i Kujawach denerwowali się, że nie dostają w terminie pieniędzy, samochody Janturu ruszyły na północ. Rolnik spod Malborka, który przyjechał na jedno z zebrań w gorzelni, czekał na 50 tysięcy złotych. Uwierzył, że pieniądze dostanie tak, jak mu obiecano.Nie dostał. O problemach spółki także dowiedział się przypadkiem, bo gdy pytał o należność w spółce, zbywano go kolejnymi obietnicami wypłaty za kilka dni.

Nie chodźcie do sądu!

Na zebraniach wiceprezes Krzysztof Chmielewski ostrzegał wierzycieli: - Dla państwa upadek firmy byłby najgorszym scenariuszem, ale pozwami do sądu i rozgłosem w mediach możecie do tego doprowadzić - mówił do rolników 7 stycznia 2010 roku. Niektórzy mu uwierzyli. Czekali cierpliwie na swoje należności. Nie doczekali się. Dali wiarę zapewnieniom, że "spółka znalazła poważnego inwestora strategicznego", i że kłopoty są przejściowe. Wielu z tych, co wierzyli słowom wiceprezesa, zrozumiało, że jest naprawdę źle, gdy podczas jednego z zebrań do gorzelni przyjechali energetycy. Poczekali uprzejmie na zakończenie zebrania z wierzycielami. Potem odcięli prąd. Bo "potężna" spółka za niego nie płaciła.

Rolnicy zawiązali stowarzyszenie pokrzywdzonych. Żeby ich głosu ktoś zechciał słuchać. Zechcieli politycy, od prawej do lewej strony. Pisali do prokuratury generalnej, ministra sprawiedliwości. Spotykali się z nimi na zebraniach. Już nie w obiektach Janturu, a w wynajmowanych salach, m.in. w Ciechocinku i Gminnym Ośrodku Kultury w Konecku.

Ostatecznie ogłoszono upadłość spółki, a jej działalnością zainteresowała się prokuratura, najpierw
rejonowa w Inowrocławiu, a potem okręgowa w Bydgoszczy, która doprowadziła do sformułowania aktu oskarżenia. W trakcie śledztwa zmienił się prokurator prowadzący.
Akt oskarżenia liczy kilka tomów. Samo uzasadnienie - ponad 100 stron, bo są w nim długie listy wierzycieli. W aktach sprawy jest m.in. analiza sytuacji w spółce dokonana przez specjalistki z Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. Wynika z niej jasno, że upadłość powinna być ogłoszona dużo wcześniej, bo w Janturze problemy finansowe narastały od połowy 2007 roku, a mimo to skupowano zboże.

Wierzyciele doprowadzili do sądowego pozbawienia Romana Ch. prawa do kierowania podmiotami gospodarczymi przez 10 lat. Nie może też zasiadać w radach nadzorczych. Były prezes Janturu złożył apelację od tego wyroku, ale w styczniu 2012 Sąd Okręgowy w Toruniu ją odrzucił.

Wczoraj ruszył proces pzred Sądem okręgowym we Włocławku. Samo odczytanie aktu oskarżenia trwało 40 minut. Oskarżeni odmówili wyjaśnień i sąd długo odczytywał to, co powiedzieli w śledztwie. Na pytania oskarżycieli odpowiadał tylko prezes Roman Ch..

Na sali sądowej pojawili się nie tylko oskarżyciele, oskarżeni i ich obrońcy, ale także pełnomocnicy prawni poszkodowanych rolników i niektórych wierzycieli oraz dziewięcioro oskarżycieli posiłkowych.
Za stołem sędziowskim w otoczeniu wielu tomów akt zajął miejsce sędzia Romuald Jankowski z Sądu Okręgowego we Włocławku.

Na ławie oskarżonych zasiedli bracia Roman iCh., prezes i wiceprezes upadłego Janturu oraz Jolanta O., główna księgowa spółki. Tylko ona przyznała się do jednego z dwóch zarzutów, postawionych jej przez prokuraturę, a mianowicie do tego, że w okresie od 11 kutego 2009 do 7 września 2009 podrobiła podpisy Grażyny K., by uwiarygodnić dokumenty Wz, wystawione na PPUH Agro Logistyk Radziejów.
Ani Jolanta O., ani Krzysztof Ch. nie chcieli odpowiadać wczoraj na pytania oskarżycieli.

Odpowiadał na nie Roman Ch., który wielokrotnie powtarzał, że Jantur owszem, miał problemy, ale wychodził z nich. Pojawiły się perspektywy świetnego wspólnego interesu z Energą Biogaz, ale wierzyciele zaczęli ciągać Jantur po sądach, a media nagłośniły, ze Jantur nie płaci, a to pokrzyżowało plany. Bank wycofał się z udzielenia kredytu, zablokowano konta spółki.

Prezes na wiele pytań odpowiadał, że nie pamięta, albo rozwodził się na tematy poboczne i sędzia Jankowski kilkakrotnie zwracał mu uwagę, żeby odpowiadał na pytania krótko i wprost.

Ten pierwszy dzień procesu pokazał, że w rodzinnej firmie braci Ch. nie obowiązywały żadne procedury, nie było regulaminów, działano na polecenia prezesów i nawet główna księgowa nie miała świadomości, że co innego jest w papierach, a co innego w magazynach skupowanego surowca. W gruncie rzeczy były one puste, choć w dokumentacji wykazywano zapasy. Jolanta O. przyznała, że otrzymywała od prezesów polecenia, by prowadziła dokumentację tak, aby "było widać, że w firmie jest dobrze".

Obaj prezesi zapewniali, że nikogo nie chcieli oszukać ale Roman Ch. nie potrafił powiedzieć, dlaczego kredytowanie nietrafionej inwestycji wartej kilka milionów złotych Jantur zrzucił na barki dostawców zboża. Kolejne posiedzenie sądu - w piątek. Sąd wysłucha 16 świadków.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska