Od 1995 roku zawsze w połowie wakacji organizowany jest wielki letni koncert Przystanek Woodstock, którego ideą jest podziękowanie wszystkim wolontariuszom kolejnych finałów wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Są to dwa dni niebiletowanej imprezy dla kilkudziesięciu tysięcy osób, która odbywa się pod hasłem: "Miłość, Przyjaźń i Muzyka".
Nie może tam zabraknąć także torunian. Jak co roku, PKP Przewozy Regionalne pamiętały o uczestnikach Przystanku Woodstock i mogli oni liczyć na specjalne kursy. Kilkunastoosobową grupę wybierających się na Woodstock studentów spotkaliśmy na dworcu PKP. Po co jadą? - Wyszaleć się na maxa, nie spać przez dwa dni, wybrudzić się porządnie, ale przede wszystkim dobrze się bawić - mówi Kinga, lat 20.
Paweł jedzie po raz trzeci. - W zeszłym roku wziąłem ze sobą 50 zł, z czego 40 wydałem na bilet - opowiada. - Wróciłem bez biletu i pieniędzy.
Podczas kiedy dzieci będą się dobrze bawić, rodzice będą się zamartwiać. Dlaczego? - Różne rzeczy tam się dzieją - mówi pani Krystyna. - I pijaństwo, i narkotyki i błoto. Ale widocznie dzisiejsza młodzież tak się bawi.
Czy rodzice pojechaliby razem z dziećmi na Woodstock? - Dla mnie, trzydzistoparoletniej osoby, za dużo tam kurzu, błota i zero łóżka - to w ogóle nie wchodzi w grę - mówi pani Halina. - Słyszałam o chłopcu, który jechał na Woodstock, wypadł z pociągu i zginął na miejscu. Jako rodzic na pewno bałabym się o swoje dziecko.