– Córka szła na stację kolejową w Pile. Wracała z imprezy do domu, kiedy nagle została zaatakowana – opowiada pani Teresa, matka poszkodowanej kobiety. Ona wraz z córką w poniedziałek pojawiły się w sądzie. Nie weszły jednak na salę rozpraw.
– Moja córka ma już tego wszystkiego dość. Nie chce tego jeszcze raz przeżywać. Ona ma jeszcze dla kogo żyć. Ma przecież 4-letnią córkę – mówi pani Teresa.
30-latka została brutalna zgwałcona pod koniec czerwca 2016 roku. Paweł J. miał do tego wykorzystać m.in. butelkę. Zakrwawioną ofiarę znaleźli pracownicy dworca w Pile, którzy od razu zadzwonili po policję i pogotowie. Jak opowiada pani Teresa, gdyby nie szybka reakcja pracowników dworca, zgwałcona kobieta mogłaby umrzeć.
– Gdyby leżała tam jeszcze pół godziny dłużej, to by nie przeżyła. Wykrwawiłaby się – mówi pani Teresa, która chciałaby, żeby Paweł J. trafił do więzienia. Przez gwałt, którego się dopuścił, córka pani Teresy do dziś ma problemy ze zdrowiem. Musiała przejść operację, a czeka ją, prawdopodobnie, jeszcze jeden zabieg.
Paweł J. usłyszał zarzut gwałtu ze szczególnym okrucieństwem. Grozi mu do 15 lat więzienia. W akcie oskarżenia prokuratura zwróciła również uwagę na ciężkie obrażenia ciała, których doznała poszkodowana kobieta. Sam Paweł J. w postępowaniu przygotowawczym złożył wyjaśnienia, ale nie przyznał się do winy.
Proces Pawła J. będzie się toczył za zamkniętymi drzwiami. Sędzia Izabela Dehmel podjęła decyzję o wyłączeniu jawności mając na uwadze dobro ofiary. – Sąd postanowił wyłączyć jawność w całości. Jawność procesu mogłaby naruszać interes prywatny pokrzywdzonej – uzasadniała swoją decyzję.