Państwo Dominiak zgodnie twierdzą, że pomogła im Opatrzność. - Urodziłam się kawał drogi stąd, bo w Brześciu nad Bugiem - opowiada pani Genowefa. - Co przywiało mnie aż do Rypina? Wojenna zawierucha.
Gdy rozpoczęła się II wojna światowa pani Genowefa była zaledwie sześcioletnią dziewczynką. - Mimo wieku rozumiałam co się dzieje - wspomina wzruszona. - Wiedziałam, że trzeba zostawić dom i uciec w nieznane. Aby przeżyć musieliśmy przeprawić się przez Bug. Był tylko jeden problem - nie mieliśmy łodzi. Brat mamy przywiązał mnie do siebie i umieścił na plecach - w ten sposób uciekliśmy przed Niemcami. Do końca życia nie zapomnę jak biedny wuj męczył się dźwigając taki ładunek. Przeżyliśmy tylko dzięki jego wytrwałości. Chyba można nazwać to cudem.
Pani Genowefa wyruszyła z rodziną pieszo do Rypina. - Liczyliśmy na pomoc dalszej rodziny ojca. Szliśmy tylko nocami, żeby nie dostrzegły nas bombowce. Spać mogliśmy w ciągu dnia - w lasach lub stodołach. Szczęśliwie dotarliśmy do Rypina i tak już zostało.
Wojnę przeżył cudem również pan Kazimierz, który znajdował się wówczas w Warszawie - Byłem narażony na wielkie niebezpieczeństwo, bo mieszkaliśmy w samym centrum - przy Alejach Jerozolimskich - wyjaśnia. - W naszym domu mieściła się Poczta Polska i siedziba Armii Krajowej. Takie miejsce trzeba było opuścić. Zamieszkałem więc u ciotki.
Podczas przypadkowej ulicznej łapanki pan Kazimierz znalazł się przed plutonem egzekucyjnym. - Zabierali mnóstwo ludzi prosto z ulicy, padło też na mnie - mężczyzna ociera łzy. - Stojąc oko w oko z Niemcami żegnałem się z życiem. To było potworne doświadczenie.
Pan Kazimierz przeżył wyłącznie dzięki zbiegowi okoliczności. - W momencie wystrzału zemdlałem z wrażenia - tłumaczy. - Leżałem na ziemi wśród martwych ciał znajomych, byłem zalany ich krwią - żołnierze nie wpadli na to, że jednak żyję. Jeden z Polaków wynoszących ciała zorientował się, że nie jestem trupem. Umieścił mnie w krzakach, gdzie się wreszcie ocknąłem. Wtedy uciekłem.
Los rzucił do Rypina również pana Kazimierza. Tu, 58 lat temu zakochał się w pani Genowefie. Dwa lata później wzięli ślub. - Doczekaliśmy się dwóch wspaniałych córek i dwóch wnucząt - wymienia pani Genowefa. - Bóg dał, że nadal cieszymy się świetnym zdrowiem. Nie mamy żadnych powodów do narzekań.
Wciąż rośnie liczba rozwodów. Jaką receptę na udany związek mają dla nas państwo Dominiak? - Podstawa to szczerość - stwierdza krótko pan Kazimierz.
W tym roku minęło 56 lat ich pożycia małżeńskiego. Z tej okazji jubilatów odwiedziła z życzeniami Aneta Furman, kierownik rypińskiego Urzędu Stanu Cywilnego. - Gwarantuje, że przed nami jeszcze wiele rocznic - uśmiecha się tajemniczo pan Kazimierz.