Piotr Ż. prowadził zajęcia z socjologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Wykładał też na prywatnej uczelni w Lesznie. Był też wojewódzkim radnym SLD. Zarzucane mu przestępstwa miał popełniać od 2002 do 2012 roku. Sprawa zaczęła się od zawiadomienia kobiety, która poinformowała prokuraturę, że została zgwałcona przez profesora Ż. i jego znajomego. Poznała profesora, bo chciała pisać doktorat. Oskarżyła profesora, że ten w 2011 roku gwałcił ją. W gwałtach miał uczestniczyć Artur C. funkcjonariusz Inspekcji Transportu Drogowego. Ów funkcjonariusz też został dziś uniewinniony.
Z oceny sądu wynika, że Piotr Ż. został po prostu fałszywie pomówiony. Kobieta, która miała być pokrzywdzoną, na przełomie 2010 i 2011 roku była w „nieformalnym związku” z Piotrem Ż. W tym samym czasie spotykała się z innym mężczyzna. Ów mężczyzna znalazł w komputerze kobiety jej zdjęcia erotyczne i korespondencję.
Zarzuty gwałtów – i to przy użyciu narkotyku – mają być sfabrykowane na potrzeby wytłumaczenia się z tej relacji. Tymczasem ów „zdradzony” partner kobiety był znajomym emerytowanych policjantów. Za ich pośrednictwem o sprawie dowiedziała się policja i prokuratura.
Były jeszcze inne zarzuty gwałtu i próby gwałtu. Chodzi o kobiety, z którymi – mówił sędzia Mariusz Wiązek – oskarżony spotykał się za pośrednictwem randkowych portali. Cztery z nich „doszły do wniosku” że zostały zgwałcone. Były domysły o podawaniu narkotyków. Ale sąd ocenił, że do gwałtów nie doszło.
Sąd skazał profesora tylko za siedem przypadków korupcji. Uznał, że mamy do czynienia z korupcją. Czyli żądaniem „korzyści osobistej” w zamian za zaliczenie przedmiotu. Chodziło o uzależnienie zaliczenia przedmiotu, lub postawienia wyższej oceny, od prywatnego spotkania. Ale nie były to propozycje spotkań „o charakterze seksualnym”, jak twierdziła prokuratura.
Co do studentek i składanych im propozycji, sąd odrzucił dziewięć relacji. Choć nie ocenił jakby studentki kłamały. Ale uznał, że nie ma przestępstwa w sytuacji, w której studentka prosi o zdawanie egzaminu w innym terminie niż zapowiedziany a profesor, mówi, że owszem - ale będzie wtedy w domu albo w restauracji.
„Mam czytać pracę, czy da mi pani swój telefon?”, „będzie czwórka ale pójdziemy na kawę”, „możemy to w inny sposób załatwić” czy wreszcie „będziesz mi uległa albo będzie normalny egzamin”. Przy tym ostatnim cytacie sędzia Mariusz Wiązek dodał, że wypowiedziane było to do osoby, z którą Piotr Ż. dobrze znał się prywatnie. Sąd decydując się na niezwykle łagodny wyrok ocenił, że nawet najniższa kara więzienia nawet w zawieszeniu byłaby niewspółmiernie surowa.
- Z najpoważniejszych zarzutów Piotr Ż. został uniewinniony. Co do pozostałych, będziemy dalej walczyć o pełne uniewinnienie – mówił dziennikarzom mecenas Andrzej Malicki, jeden z obrońców oskarżonego. Podkreślił, że policja przesłuchała 3 tysiące studentek. I tylko siedem relacji zostało uznane za dowody na przestępstwo. Mecenas podkreślił, że Piotr Ż. był wymagającym wykładowcą, nie wszyscy byli zadowoleni z postawionych ocen i tego typu żale mogły wpłynąć na zeznania.
Sprawa – przypomnijmy – zaczęła się na początku 2013 roku. Prokuratura próbowała wówczas aresztować Piotra Ż. Jednak sąd już wówczas najpoważniejszy zarzut – zbiorowego gwałtu – uznał za mało wiarygodny.