Rodzina Rybackich od przeszło 70 lat mieszka w domu przy ul. Bartkiewiczówny. Wynajmuje go od miasta.
W 2012 r. Małgorzata Rybacka zapytała urzędników, czy miasto zgodzi się na sprzedaż budynku. Zrobiła to podczas spotkania z Michałem Zaleskim, prezydentem Torunia.
- Prezydent od razu zaczął dopytywać swoich doradców o tę działkę - relacjonuje spotkanie torunianka. Jej zdaniem od tego momentu Zaleski już się nią nie interesował. Interesowała go tylko działka.
Rozpoczął się koszmar rodziny Rybackich. Dwa procesy sądowe rozpatrzone zostały na ich korzyść. Nadal mają prawo do najmu lokalu, a urzędowi nie przysługuje droga odwoławcza.
Jak nie dom, to ogród
Ale urzędnicy nie odpuszczają. Chcą zająć ogród, który od 70 lat pielęgnuje rodzina.
- Część niewykorzystana pod funkcję związaną z obsługą budynku mieszkalnego przeznaczona będzie na cele statutowe gminy - mówi Bartłomiej Oleszek z toruńskiego magistratu. Jakie cele? Tego urząd nie zdradza.
- Wysłałem zapytanie do prezydenta, w jakim celu miasto planuje zająć teren, który obecnie znajduje się na posesji rodziny Rybackich - mówi Michał Rzymyszkiewicz, radny PO.
Zobacz także: Miasto nadal chce domu Rybackich. Przed sądem prezydent Torunia "mijał się z prawdą"
Zdrowia nikt nie odda
- Jestem zmęczona, mam wrażenie, że ktoś chce mnie wymęczyć psychicznie - opowiada pani Małgorzata. - Niech pan zobaczy: to jest torba z lekami. Nawet na migotanie serca lekarz mi coś przepisał.
Rybacka niejednokrotnie w czasie rozmowy płacze. - Te sosny posadziliśmy, gdy urodzili się moi synowie - mówi. - Teraz urzędnicy chcą je usunąć?
Działkę odwiedził geodeta wynajęty przez miasto. Rybackiej zostawił pogniecioną kartkę z od ręki wyrysowanym szkicem, którą część działki chce zająć urząd miasta. - Nie wjadę do garażu - mówi Rybacka. - Jak mam zwieźć opał na zimę?
Czytaj e-wydanie »