https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sam - jak Zaleski

Waldemar Pankowski
Prezydent Zaleski coraz bardziej "samotny"
Prezydent Zaleski coraz bardziej "samotny" Lech Kamiński
Coraz więcej najbliższych współpracowników prezydenta Michała Zaleski odchodzi z magistratu. Wkrótce odejdą: współtwórca wyborczego sukcesu Zaleskiego sprzed czterech lat Andrzej Szmak i wiceprezydent Andrzej Jeziorski. Niepewny jest los sekretarza Lecha Borowskiego.

Powody rozstań prezydenta z najbliższymi współpracownikami są różne. Choćby z marszałkiem Piotrem Całbeckim (który był przecież także magistrackim dyrektorem) do Urzędu Marszałkowskiego przeszło kilka osób. Nie zmienia to jednak faktu, że z ekipy, z którą jesienią 2002 roku Michał Zaleski zdobywał najważniejszy fotel w mieście, zostało już przy nim niewiele osób. Przerzedziły się też szeregi tych, którzy stali przy prezydencie podczas jego pierwszej kadencji.

Prezes Rozwadowski

Przypomnijmy, że w 2002 roku Zaleski szedł do wyborów wspierany przez Toruńskie Międzyosiedlowe Porozumienie Samorządowe oraz Stowarzyszenie Ordynacka.

To z TMPS-u wywodził się pierwszy szef prezydenckiego klubu radnych Radzimir Prus-Grobelski. I on też jako pierwszy, już po roku rządzenia, opuścił szeregi zwolenników Zaleskiego. W tym przypadku odejście kontrowersyjnego biznesmena raczej wzmocniło (zwłaszcza w kontekście późniejszych wyczynów Prus-Grobelskiego) wizerunek prezydenta.

Także ciche rozstanie z innym liderem TMPS-u Stanisławem Wrońskim też raczej mu nie zaszkodziło. O innych działaczach Porozumienia Zaleski nie zapomina. Po ostatnich wyborach Andrzej Jasiński został wiceprzewodniczącym Rady Miasta, a Piotr Rozwadowski wiceprezesem MPO.

Ordynacka w odstawce?

Ostatnio natomiast pogorszyły się stosunki prezydenta z wieloma działaczami Ordynackiej. Jeszcze w poprzedniej kadencji, trzaskając drzwiami, opuścił szeregi zwolenników Zaleskiego, pierwszy szef rady prezydenckiej, prof. Lech Witkowski. Decydującą rolę odegrały tu zwłaszcza ambicje profesora, który uwierzył, że będzie mógł dyktować Zaleskiemu decyzje personalne.

Teraz w niełaskę popadł inny działacz Ordynackiej, sekretarz miasta Lech Borowski. Symboliczne jest wręcz "zesłanie" go do pokoju w magistrackiej przybudówce. Oficjalnie z powodu konieczności wygospodarowania gabinetu dla trzeciego wiceprezydenta.

Kosym okiem Zaleski patrzy od dłuższego czasu też na Andrzeja Szmaka, szefa wydziału informacji, promocji i turystyki. Szmak, który po cichu liczył, że za skuteczne wypromowanie Zaleskiego w pierwszej kampanii, dostanie wiceprezydencki stołek, póki podlegał samemu Zaleskimu jakoś w Urzędzie Miasta wytrzymywał. Realizował się (z korzyścią dla miasta) w działaniach promocyjnych (typu pomnik Filusia, czy imprezy plenerowe).

Teraz, gdy jego zwierzchnikiem jest wiceprezydent Zbigniew Fiderewicz (za którym Szmak nie przepada), a w dodatku wkrótce wydział informacji i promocji ma być mocno okrojony, wybrał inną drogę.

Szmak wystartował w konkursie na prezesa TVP i ku zdumieniu wielu, jako jeden z trzech kandydatów, przeszedł do drugiego etapu. I choć prezesem telewizji publicznej pewnie nie zostanie (ten fotel już dawno został zagwarantowany bliskiemu współpracownikowi braci Kaczyńskich Andrzejowi Urbańskiemu) więcej niż pewne jest, że znajdzie pracę we władzach TVP. Zwłaszcza, że podobno popiera go posłanka Anna Sobecka.

Kłopoty ma też Władysław Przybysz, swego czasu "ojciec chrzestny", zawartego w jego mieszkaniu, porozumienia Zaleskiego z PiS-em. Dziś temu działaczowi Ordynackiej i Samoobrony prezydent grozi publicznie wyrzuceniem z pracy, tylko dlatego, że jeden z działaczy SLD rzucił na Przybysza gołosłowne oskarżenie.

Jeziorski do spółki

A propos PiS-u. Stołek wiceprezydenta ma stracić wkrótce, namaszczony przez tę partię, Andrzej Jeziorski. W jego wypadku szykuje się jednak miękkie lądowanie, ma bowiem zostać prezesem miejskiej spółki Biogaz-Inwestor. Działacze Prawa i Sprawiedliwości szukają już kandydatów na jego miejsce.

Przed nimi jednak trudne zadanie. Jak pokazuje przykład Platformy, Zaleski tak długo nie akceptował kandydatów PO na swojego zastępcę, aż ta, przyciśnięta do ściany zaproponowała Rafała Pietrucienia, magistrackiego urzędnika (nawykłego do wykonywania poleceń prezydenta), który nie jest nawet członkiem Platformy.

Wkrótce dojdzie do tego, że przy Zaleskim zabraknie ludzi, którzy mają własne zdanie i nie boją się go głośno wypowiedzieć. Nawet jeżeli prezydent i tak w końcu zrobił po swojemu. Zostają przy nim "potakiwacze" w rodzaju wiceprezydenta Fiderewicza. A to nie wróży dobrze ani dla, coraz bardziej samotnego, prezydenta, ani dla nas. Mieszkańców Torunia. __

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska