Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sebastian Coe: - Musimy być bohaterami widowiska

Tomasz Froehlke
Tomasz Froehlke
Sebastian Coe
Sebastian Coe Filip Kowalkowski
Rozmowa z Sebastianem Coe, prezydentem Międzynarodowej Federacji Związków Lekkoatletycznych (IAAF)

60-letni londyńczyk jest legendą światowego sportu. Królował przed laty na średnich dystansach. Jest byłym rekordzistą świata na 800, 1000, 1500 m i mili. Mistrz olimpijski z Moskwy i Los Angeles na 1500 m. Karierę sportową zakończył w 1990 r.
W latach 1992-1996 zasiadał w Izbie Gmin z ramienia Partii Konserwatywnej. Otrzymał Order Imperium Brytyjskiego w 1982, a od 2006 jest rycerzem komandorem tego orderu. Od 2000 jest baronem Coe, a tytuł nadała mu królowa Elżbieta II. W roku 2005 został przewodniczącym komitetu organizacyjnego XXX Letnich Igrzysk Olimpijskich w Londynie (2012), w roku igrzysk został członkiem IAAF Hall of Fame (Galeria Sławy).
19 sierpnia 2015 r. Coe został wybrany na przewodniczącego IAAF, dystansując Siergieja Bubkę, który jest wiceprzewodniczącym. Objął to stanowisko 31 sierpnia, po zakończeniu mistrzostw świata w Pekinie. Jest także prezesem Brytyjskiego Komitetu Olimpijskiego.
To obecnie jedna z najbardziej wpływowych postaci w światowej lekkiej atletyce i sportu w ogóle. A przy tym jest człowiekiem sympatycznym, otwartym, mającym wiele do powiedzenia, ale również uważnie słuchający innych. Można było się o tym przekonać w Bydgoszczy, gdzie przyjechał na mistrzostwa świata do lat 20.

- W Polsce był już pan kilka razy, ale nie przypominam sobie, żeby odwiedził pan Bydgoszcz?
- To prawda, jestem tutaj po raz pierwszy. Mój Boże, organizujecie mistrzostwa świata już po raz piąty, a ja jestem tutaj po raz pierwszy. Tak nie może być! (śmiech). Ale na swoje usprawiedliwienie mam fakt, że jestem bardzo zapracowanym człowiekiem. Obiecuję, że zmienię to.
- Rozmawiamy kilkanaście godzin po pana przylocie tutaj, czy miał pan okazję choć trochę poznać miasto i tutejszy obiekt?
- Wychodząc z hotelu przebiegłem się nad uroczą rzeką do śródmieścia i jestem zachwycony. Macie piękne miasto, w którym jest też piękny obiekt sportowy Zawiszy. Ludzie są bardzo przyjaźnie nastawieni i o to chodzi!
- Dużo zmieniła się Polska na przestrzeni lat, kiedy po raz ostatni był pan w naszym kraju?
- Nawet nie ma porównania. Wszystko się zmieniło. To widać choćby po Bydgoszczy. Sklepy, drogi, infrastruktura, ludzie. Dlatego przykro mi, że mój kraj podjął decyzję o wyjściu z Unii Europejskiej. To błąd. Europa powinna współpracować, wiadomo jak niespokojne są teraz czasy. Wczoraj byłem w Genewie, wsiadłem w samolot i już po dwóch godzinach byłem w Bydgoszczy. Europa nie jest tak duża, więc powinna być razem. Wydaje mi się, że wiele ludzi tak sądzi. Ludzie mojego pokolenia pamiętają, jak Nelson Mandela, który walczył z segregacją rasową, wyszedł na wolność. Dla mnie takim samym wydarzeniem był upadek "żelaznej kurtyny" i wolność dla krajów Europy Wschodniej. To widać doskonale po Polsce, która najboleśniej doświadczyła skutków wojen. To, w jaki tempie się rozwijacie jest imponujące.
- Mówi pan, że "przebiegł się" do śródmieścia. Jaki czas?
- Tego nie można nazwać biegiem. To wielka przesada (śmiech).
- W swojej karierze sportowej "dobiegł" pan do polityki. Czy zamierza pan ją kontynuować, czy już tylko koncentruje się na działalności związanej ze sportem?[/b]
- Cały czas zasiadam z Izbie Lordów, która jest niższą izbą parlamentu, w której członkowie nie są wybierani. Robię to już od 16 lat, głosuję w sprawach, które mnie interesują, jak zdrowie, sport czy oświata i gospodarka.W wyborach startować nie zamierzam.
- Gdzie jest współczesna lekko atletyka? Polscy piłkarze awansowali do ćwierćfinału mistrzostw Europy, a na ulicach widać było na każdym samochodzie i w niemal każdym domu biało-czerwone flagi. Jakiś czas potem nasi lekkoatleci wygrali klasyfikację medalową mistrzostw Europy i cisza. Teraz również na mistrzostwach świata zainteresowanie kibiców jest... średnie.
- To prawda. To jest główne zadanie, z którym musimy sobie poradzić. Wie pan jako to jest: są dyscypliny, które są na topie i takie, dla których wejście na ten szczyt jest wyzwaniem. I to tej drugiej kategorii zalicza się lekkoatletyka. Trzeba wielu lat pracy, od najmłodszych kategorii wiekowych, żeby ludzi przekonać, jak piękna jest lekkoatletyka.
- Ale przed laty, gdy pan rywalizował choćby ze Stevem Ovettem, trybuny pękały w szwach!
- Po pierwsze to było z 30 lat temu. Wówczas mieliśmy w telewizji cztery kanały i na jednym z nich pokazywana była lekkoatletyka. Niech pan sobie przypomni wasz Wunderteam. Na nich również były pełne trybuny. Ale lata mijają nieubłaganie. Świat się zmienił, ludzie również. Wiele dyscyplin sportu przeszło metamorfozy i dziś są znacznie przed nami. Piłka nożna, wszelkie sporty nordyckie, kolarstwo. Oni wszyscy pracują na własny sukces. My nie potrafiliśmy porwać tłumów, choć była ku temu szansa. Po drugie, nie jest tak bardzo źle. Byłem na wszystkich najważniejszych imprezach lekkoatletycznych na każdym kontynencie i w wielu miejscach widziałem pełne trybuny. Tegoroczne halowe mistrzostwa Europy w amerykańskim Eugene były chyba najlepsze w historii. Na mistrzostwach Europy w Amsterdamie również stadion był niemal pełen. Nawet zawody w półmaratonie, mimo złej pogody oglądało sto tysięcy ludzi. Ale to prawda, że nie wszędzie tak jest i to jest główny problem dla nas.
- Może głównym problemem jest ostatnia afera dopingowa Rosjan?
- Nie sądzę. Pamiętajmy, że mówimy tylko o ostatnim roku, ale problem z widownią jest już od wielu lat. Oczywiście, afera dopingowa nie sprzyja pozyskiwaniu fanów, ale to jedna strona medalu. Drugą jest utożsamianie się ze swoimi bohaterami. Który z chłopaków nie chciałby być Ronaldo albo Messim? A my mamy wielu bohaterów, z którymi można by się utożsamiać. Jeśli jesteś sprinterem, to musisz wiedzieć, kim była w twoim kraju Irena Szewińska, jeśli jesteś skoczkiem o tyczce musisz znać postać Władysława Kozakiewicza, jeśli biegasz to musisz wiedzieć, jaką rolę odegrał Bronisław Malinowski. Najpierw trzeba młode osoby wyedukować, żeby potem utożsamiały się ze swoimi bohaterami. Również obecnie nam ich nie brakuje. Choćby Usain Bolt, David Rudisha czy wielu lekkoatletów z waszego kraju. Wie pan dlaczego tyle ludzi przyszło na zawody w Amsterdamie? Bo mieli swoją idolkę - sprinterkę Daphne Schippers. A w moim kraju informacja o tym, że Martin Rooney obronił tytuł mistrza Europy na 400 m znalazła się w BBC po informacji o tym, że znany golfista nie wystartuje na igrzyskach w Rio bo obawia się chorób. To przykre, ale daje nam to wiele do myślenia, a przede wszystkim do skutecznego działania.
- Moim zdaniem również problemem jest oglądanie zawodów na stadionie. Tyle się dzieje, że kibice nie wiedzą na co zwrócić uwagę. Może wyjściem byłoby przenoszenie niektórych konkurencji poza stadion? Żeby ludzie byli bliżej, żeby poczuli się częścią widowiska.
- Ma pan całkowitą rację. I już tak robimy. W Amsterdamie kwalifikacje rzutu oszczepem czy dysku były poza stadionem i zdało to egzamin. Wszystkie dekoracje również były na zewnątrz i średnio na żywo oglądało je dwa tysiące osób. Na wielu mityngach skok o tyczce czy pchnięcie kulą odbywa się w parkach, rynkach czy dworcach kolejowych. W Bydgoszczy są spotkania ze sportowcami na Starym Rynku. Eksperymentujemy z nową konkurencją - mistrzostwami świata sztafet. To jest droga, którą musimy iść, żeby ludzi utożsamiać z naszą dyscypliną sportu. Mówiąc o waszym mieście nie zapominajmy, że mieliście tylko kilka miesięcy, żeby się do tej imprezy przygotować. To wielki wyczyn i za to jestem wam wdzięczny. Normalnie zajmuje to 4-5 lat. Z doświadczenia, jako szef komitetu organizacyjnego igrzysk w Londynie, wiem, że przekonanie szczególnie młodych ludzi do jakiejś imprezy zajmuje lata. Musimy krok po kroku iść do przodu, ale trzeba wielkiej cierpliwości i konsekwencji w działaniu.
- Ale przecież ludzie na całym świecie biegają. To jest część lekkoatletyki!
- Zgadza się, ale ludzie nie czują się związani z tą dyscypliną sportu. Kiedy np. idziesz grać w golfa już czujesz, że jesteś Tigerem Woodsem. A kiedy idziesz biegać? No właśnie. Musimy sprawić, żebyś czuł się jak Mo Farah albo Haile Gebresselassie.
- Czy da się w ogóle wygrać z dopingiem?
- Bądźmy realistami. To się nigdy nie wydarzy. Zawsze znajdą się jacyś amatorzy oszustwa. Czy w bankach zawsze są tylko uczciwi pracownicy? Taka niestety jest ludzka natura. Ale są sprawy, które możemy poprawić. Technologia idzie do przodu, możemy coraz skuteczniej walczyć z dopingowiczami. Mamy paszporty biologiczne, dzięki którym możemy cofnąć się o lata. Najważniejsza zawsze będzie jednak edukacja. Musisz wiedzieć, jak ci najwięksi doszli do celu. Jeśli poczujesz to, zawsze będziesz wiedział, że warto być czystym.
- Która funkcja jest trudniejsza: przewodniczącego komitetu organizacyjnego igrzysk w Londynie czy przewodniczącego światowej lekkiej atletyki?
- Najtrudniejsze było bieganie 100 mil tygodniowo (śmiech). Znacznie trudniejsze było czekanie 40 minut na start na igrzyskach. A teraz? Jest ok. Tylko za dużo roboty papierkowej. Nie cierpię tego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska