Wszystko za sprawą jego felietonu, w którym przyrównuje klub Lewicy do czerwonego cyrku, a lewicowych radnych - do małp.
"Ale (to) w końcu nie mój czerwony cyrk i nie moje czerwone małpy" - to zdanie kończy listopadowy felieton Macieja Eckardta pt. "Postkomuna Hi-Tech Superstar".
I to właśnie zdanie uraziło radnych Lewicy, którzy zażądali wczoraj przeprosin od marszałka Piotra Całbeckiego jako przełożonego Macieja Eckardta.
- Chamstwo coraz wyżej podnosi głowę, ale nie oznacza to, że możemy na nie przymykać oko w samorządzie - grzmiał Bogdan Lewandowski, radny Lewicy. - Zostaliśmy obrażeni, dlatego zażądaliśmy przeprosin.
Bogdan Lewandowski przypominał, że wyrażenia podobne do tych z bloga mieliśmy już okazję usłyszeć z ust prezydenta Lecha Kaczyńskiego. To właśnie on nazwał dziennikarkę telewizji TVN "małpą w czerwonym".
- Widać, że wszyscy politycy PiS używają takich obraźliwych wyrażeń - mówi Bogdan Lewandowski. - Domagaliśmy się przeprosin i je otrzymaliśmy. Niewykluczone jednak, że będziemy domagać się usunięcia tego wpisu z internetu.
Żądania lewicy poparły kluby PO i PSL. Radni domagali się, by Maciej Eckardt w ogóle przestał pisać politycznego bloga. Ostatecznie marszałek Piotr Całbecki przeprosił za tę sytuację wszystkich urażonych. To samo zrobił autor bloga.
Maciej Eckardt tłumaczył, że felieton to specyficzna forma literacka, w której "lekki" język jest dopuszczalny.
- Każdy czytelnik, który przeczyta ten tekst, powinien sam wyrobić sobie o nim zdanie - powiedział wczoraj.
* Lepszej reklamy swojego bloga wicemarszałek nie mógł sobie wyobrazić. Kto nie miał zwyczaju czytać jego felietonów, na pewno zajrzy i odszuka ten, który wzbudził wczoraj tyle kontrowersji.