Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Siostry Parry": muzyka lepsza niż dramat

Lech Kamiński
Występują: Małgorzata Jakubiec-Hauke i Agnieszka Płoszajska
Występują: Małgorzata Jakubiec-Hauke i Agnieszka Płoszajska Lech Kamiński
Na pierwszą premierę nowego toruńskiego teatru - zgodnie z zapowiedziami - warto wybrać się dla granej na żywo muzyki i wokalnych popisów.

Musical "Siostry Parry" w reżyserii Piotra Szalszy to pierwsza produkcja Kujawsko-Pomorskiego Impresaryjnego Teatru Muzycznego, który z początkiem roku powstał w Toruniu. Spektakl opowiada historię dwóch żydowskich sióstr, które w poszukiwaniu lepszego życia wyjeżdżają z ubogiej Galicji do Nowego Jorku. Opowieść zainspirowana jest prawdziwą historią słynnego duetu The Barry Sisters, który w latach 40. rozpoczął swoją muzyczną karierę na scenach Broadwayu.

Zobacz także: "Siostry Parry" wkrótce w Teatrze Muzycznym. Zobacz film z próby

Jak udała się toruńska inscenizacja? Zacznijmy od mocnych stron. Na początek muzyka. Odpowiadający za nią Jerzy Kluzowicz przygotował świetne, jazzujące aranżacje znanych przebojów (takich jak "Bubliczki", "Chiribim-Chiribom", a w finale również zaskakujący "New York, New York"). Zespół, w którego składzie znajdziemy m.in. Igora Nowickiego, Andrzeja "Brunera" Gul-czyńskiego czy Waldemara Franczyka, gra znakomicie i bez problemu już od pierwszych dźwięków potrafi rozbujać publiczność. To zasługa również aktorek grających tytułowe role (Agnieszka Płoszajska wcieliła się w żywiołową, marzącą o wielkiej karierze Chaję, a Małgorzata Jakubiec-Hauke w konserwatywną i powściągliwą Malkę). Nie licząc drobnych wokalnych potknięć, panie śpiewają bardzo dobrze, tworzą zgrane duety, które spora część widzów będzie nucić jeszcze długo po wyjściu z teatru.

Broni się również aranżacja przestrzeni, która - choć pozbawiona fajerwerków - jest w miarę funkcjonalna i sprzyja aktorom. Orkiestra została schowana za półprzezroczystymi ekranami, tak by muzycy byli widoczni, ale nie odciągali uwagi od pierwszego planu, gdzie rozgrywa się historia sióstr. Warto to podkreślić, bo scenograf Wojciech Stefaniak nie miał łatwego zadania. Pałac Dąmbskich nie jest profesjonalną sceną teatralną, poza tym spektakl musi być łatwy do przewiezienia, bo Impresaryjny Teatr Muzyczny z założenia ma występować w różnych miejscach regionu.

Tyle plusów. Głównym grzechem spektaklu jest to, że jego warstwa dramatyczna znacznie ustępuje muzycznej. Postaci są jednowymiarowe, papierowe, a poszczególne sceny "mówione" rażą dłużyznami i sztampą. Trudno również mówić o jakichś wybitnych kreacjach scenicznych. Sylwetki głównych bohaterek zostały skonstruowane na zasadzie opozycji i kontrastu, i nikt specjalnie nie stara się poszukać w nich drugiego wymiaru.

Ta przewidywalność męczy i sprawia, że widowisko niczego przed nami nie odkrywa, nie wyjdziemy z niego z głową pełną przemyśleń. Przeciwnie - "Siostry Parry" to dwie godziny niezobowiązującej rozrywki. Ci, którzy pójdą na spektakl w nadziei, że zobaczą wielki teatr, będą rozczarowani.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska